Część I. Córka wampira. Rozdział I

1.1K 26 11
                                    

Rok 1944.

Był środek nocy. Lało jak z cebra. Daniel idąc wzdłuż baraku, z którego zrobiono magazyn, grzązł po kostki w błocie.

W magazynie, oprócz innych walizek, leżały dwie wielkie, które wraz z Leną pakowali w pośpiechu, by wyjechać i uciec z tego piekła, które roztaczała przed nimi wojna.

Pewien Niemiec, który wydawał się być dość ludzkim, obiecał im przewóz i pracę, w zamian za niebotyczną kwotę, którą uzbierali z wielkim trudem, sprzedając swoje cenne pamiątki rodzinne i podejmując różne ciężkie prace.

Lena bez żalu sprzedawała swoją biżuterię. Cierpiała jednak, gdy musiała się pozbyć pierścionka zaręczynowego. Zostawiła go na sam koniec, licząc, że go zachowa, lecz mężczyzna, który miał ich wywieźć, zaproponował zastąpić brakującą kwotę tym właśnie pierścionkiem, więc postanowiła sentymenty wymienić na wolność.

Musieli spróbować uciec, przede wszystkim by chronić swą siedmioletnią córkę, Sarę. Niestety, przeklęty Niemiec oszukał ich i pociąg, który miał ich zawieźć, jak myśleli, do „ziemi obiecanej", zajechał prosto do obozu koncentracyjnego w Auschwitz.

Tu zabrano im wszystko i rozdzielono. Pamiętał, jak czuł się bezradny, gdy odprowadzano Lenę do żeńskiej części obozu, by tam natychmiast ogolić jej głowę przy samej skórze. Gdzie zabrano dziewczynkę - nie wiedział.

Stał pod murem baraku i próbował odczekać, aż minie go blask wielkiego reflektora, który w nocy omiatał swym światłem teren obozu. Miał tylko nadzieję, że Lena już czeka na niego po drugiej stronie drutu kolczastego, który wyznaczał granice obozu, i że jest bardzo ostrożna. Niósł dla niej kawałek chleba. Starał się go zaoszczędzić jak najwięcej, by przeżyła do końca wojny.

Do obozu dochodziły wieści, że już niewiele brakuje, by ten cud się ziścił, wiec Daniel modlił się, by jego mała córeczka dożyła wyzwolenia, gdziekolwiek była.

Ruszył biegiem, gdy tylko minęło go światło reflektora. Co kilka metrów, padał na ziemię. Znał drogę na pamięć i dokładnie wiedział, ile ma czasu zanim „dopadnie'' go światło i zdradzi jego zamiary. Ostatnie kilka metrów pokonał czołgając się i już po chwili, ujrzał swą żonę stojącą w strugach deszczu. Strasznie się zdziwił, gdy zobaczył małą Sarę przy boku mamy.

„Czy coś się stało? Skąd się tam wzięła?'' – pomyślał.

Poczuł ulgę wiedząc, że jego córka jest cała i zdrowa, ale w jego myśli wkradł się również niepokój, który rósł z sekundy na sekundę. Szczególnie dlatego, że Lena w ogóle nie próbowała się ukryć, tylko stała pod murem z czerwonej cegły, trzymała córkę za rękę i wpatrywała się w ciemność.

– Sara, kochanie, skąd się tu wzięłaś? Lena, co się dzieje? – wyszeptał zbliżając się do płotu, który ich oddzielał.

Kobieta nie zareagowała, więc wsunął rękę między raniące go kolce drutu i podał jej chleb zawinięty w brudną szmatę. By go sięgnąć musiałaby zrobić krok do przodu, ale go nie zrobiła.

Mężczyzna rzucił jej zawiniątko pod nogi. Nie podniosła go. Wpatrywała się tylko w jakiś odległy punkt i stała. Podobnie zachowywała się Sara.

– Co jest, Lena? Bierz to i wracaj, Lena, słyszysz mnie? Co Sara tu robi? Lena? – powtarzał drżąc z zimna i dziwnego strachu, który go ogarnął.

Nagle zza muru wyłonił się człowiek w mundurze obozowego strażnika. Powoli podszedł do jego rodziny, uśmiechając się szyderczo i powiedział po niemiecku:
– Witamy tatusia! Rodzina w komplecie.
Daniel z przerażenia zrobił krok w tył, lecz wtedy strażnik szybko wyciągnął pistolet i krzyknął.
– Stój Żydzie!

Córki Róży (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz