Żółknące liście opadały na dwie trumny. Deszcz lekko siąpił, jak gdyby płakał wraz z żałobnikami, żegnającymi swoich przyjaciół. Marta powoli podeszła do jednej z trumien i położyła na niej białą różę. Sonia podeszła do drugiej i zrobiła to samo. Każdy powtórzył ten gest.
Tak pożegnali Stacha i Adama.
Zaczęli się rozchodzić.
Doris bardzo płakała. Luk podtrzymywał ją swym silnym ramieniem, gdyż nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Sonia, wtulona w Daniela, pochlipywała. Estera ukradkiem ocierała łzę. Karol chciał przytulić Martę, lecz zignorowała jego troskę i pewnym krokiem, ruszyła w stronę samochodu. Fryderyk spojrzał na Karola ze współczuciem i klepnął go w ramię.
Nikt się nie odzywał. W milczeniu wrócili do domu Daniela.
Marta od razu wspięła się na schody i skierowała w stronę gabinetu. Otworzyła barek i nalała sobie drinka. Wychyliła go duszkiem i nalała drugiego. Butelkę postawiła na stoliku, a sama usiadła w fotelu. W drzwiach ukazała się Doris.
- Mogę się przyłączyć? - zapytała.
Marta wskazała na drugi fotel. Dziewczyna wzięła czystą szklankę i usiadłszy, nalała sobie również. Skosztowała i skrzywiła się.
- Mocne - rzekła.
- To dobrze - dodała po chwili.
Siedziały tak w milczeniu i nie patrząc jedna na drugą, opróżniły całą butelkę.
- Nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo go kochałam - powiedziała nagle Doris - to moja wina. Gdybym nie oddała Wyroczni tych pierścieni...
Zaczęła płakać.
Marta odstawiła szklankę.
- Nigdy przedtem nie czułam swądu palącego się ciała - stwierdziła nagle, mówiąc niby do siebie.
Przyjaciółka spojrzała na nią zdziwiona, ocierając łzy.
- Jego oczy wciąż były żywe, patrzyły na mnie, ale jego ciało... to były już zwęglone zwłoki.
Dziewczyna pokiwała przecząco głową, robiąc wielkie oczy z przerażenia.
- Wiesz, jak wygląda serce wampira, który spłoną? - zapytała rudowłosa, spoglądając na rozmówczynię.
- Przestań - powiedziała Doris, zamykając oczy.
- Jest jak czarna smoła. Gdy Fryderyk go reanimował, prawie przelewało mu się przez palce. Jak galaretka.
- Przestań! - tym razem krzyknęła. Wstała, z hukiem odstawiła szklankę na stolik i wyszła.
Marta podeszła do barku. Wybrała kolejną butelkę i nalała sobie.
Doris zbiegła po schodach do kuchni, gdzie przebywała reszta towarzystwa.
- Idę do domu - poinformowała i zachwiała się na ostatnim schodku, wpadając wprost w ramiona Karola.
- U..., dziewczyno, sama chyba nie dojdziesz zbyt daleko - zauważył - Może cię odwieźć?
- Idź raczej na górę. Twojej dziewczynie kompletnie odwala. Mówiła takie rzeczy...
- Ja ją odwiozę - zaoferował się Luk - i tak już się zbierałem.
Wyszli.
Karol zawahał się.
- Nie pójdziesz do niej? - spytał Daniel.
- Nie wiem, czy chce mnie widzieć. W ogóle się do mnie nie odzywa - odparł.
- Do mnie też nie - wtrąciła Sonia.
- Jesteście jej najbliżsi. Chce być przy was silna. Może ja spróbuję - zaproponował Fryderyk. Nikt się nie sprzeciwił, więc poszedł na górę.
- Biedna dziewczyna - szepnęła Estera, a Daniel uśmiechnął się do niej smutno.
Marta stała w oknie i paliła. Usłyszała, że ktoś wszedł i odwróciła się.
- Zostało coś jeszcze? - zapytał chłopak, wskazując na pustą butelkę. Kiwnęła dłonią w stronę barku. Nalał sobie i stanął obok niej.
- Mogę? - zapytał, pokazując na papierosa. Poczęstowała go. Zapalił. Zaśmiała się.
- Co? - zapytał.
- Z tym papierosem wyglądasz jeszcze bardziej, jak dzieciak - odparła.
- Obrażasz mnie? - zapytał z przekornym uśmiechem.
- Gdzież bym śmiała - odpowiedziała, nawet uśmiechając się.
Fryderyk usiadł na parapecie i oparł na nim nogę. Palili w ciszy.
- Co on czuł, nim została uwolniona moc miłości? - spytała.
- Co masz na myśli?
- Dlaczego tak o mnie dbał?
- Uwierz mi, wampiry miały przedtem uczucia. Musiałaś mu być bardzo droga. Najdroższa, zważywszy na wszystko, co uczynił - odparł.
Dziewczynie pociekła łza.
- Czy... czy cierpiał? Czujecie ból?
- Tak.
Zamknęła oczy. Poleciały jej kolejne łzy. Zgasiła papierosa i sięgnęła po kolejnego drinka. Pochwycił jej rękę.
- Nie w ten sposób - rzekł.
Rzuciła szklanką w drzwi.
- To w jaki?! - krzyknęła - W jaki sposób mam nie myśleć o tym, co go spotkało. Jak płonął, jak skóra zrobiła mu się najpierw czerwona, potem czarna. Jak patrzył na mnie i wołał. Jak rozerwałeś mu wnętrzności...!
- Zginął jak bohater. O tym pamiętaj. Tak go wspominaj. Żył i zginął jak bohater. Powinnaś być dumna. Nigdy nie zawiódł. Nikogo.
- Nawet go nie znałeś.
- Wiem, ale słyszałem, co mówili o nim inni. Wszyscy mieli dla niego wielki szacunek, a ty chcesz tylko pamiętać, jak umierał? Powtarzam, wspominaj, jak żył. Wypełnił swoje przeznaczenie.
Marta usiadła w fotelu.
- Co ja mam teraz zrobić? Nie wiem, jak żyć bez niego.
- Jesteś silna. Masz przyjaciół, którzy cię potrzebują. Chłopaka, który martwi się o ciebie. Nie odtrącaj ich.
- Nie mogę... - zawołała i pochwyciwszy butelkę, wybiegła z pokoju.
Zbiegła po schodach, dopadła drzwi i uciekła.
Karol chciał ją gonić, lecz Fryderyk zawołał za nim.
- Zostaw ją. Ona potrzebuje trochę czasu.
- Ślepy jesteś? Ona jest kompletnie pijana. Idę.
Wyszedł.
Sonia westchnęła.
- To mnie ratował.
- Nie obwiniaj się, kwiatuszku - przytuliła ją Estera - to mógł być każdy z nas. Dla każdego zrobiłby to samo.
- A ja obwiniam Wyrocznię - rzekł Fryderyk - gdyby choć pisnęła słówko, wszystko by się inaczej potoczyło.
- Nie, Fryderyku - wtrącił Daniel - One są związane jakąś tajemnicą. Żadna nic nie mogła powiedzieć.
- I naprawdę są aniołami? Nawet Lena? - zapytała Estera.
- Tak. Pięknymi, szczęśliwymi aniołami...
- Jestem zmęczona - rzekła Sonia.
- Odwiozę cię - powiedział Daniel.
- Wolę się przejść - odparła.
- Chodźmy.
Daniel wziął ze sobą parasol, gdyż rozpadało się już na dobre. Szli i rozmawiali.
- Czy to źle, że pomimo tej całej tragedii, jestem szczęśliwa? - zapytała.
- Czuję to samo. Nareszcie możemy być razem, ale za jaką cenę... - stwierdził i objął ją.
- Cała drżysz. Mogliśmy wziąć samochód - dodał.
- Nie. Chciałam się przewietrzyć. Niezbyt dobrze się czuję.
- Co ci jest? - zapytał zatroskany.
- Nie wiem. Trochę mi słabo i brzuch mnie boli - przyznała.
- Pospieszmy się. Obyś się nie rozchorowała.
Przyspieszyli kroku.
Gdy stanęli pod domem, Sonia powiedziała:
- Chciałabym, żebyś wszedł do środka.
- Na balkon już raczej nie wskoczę. Pozostają drzwi, ale... - zastanawiał się.
- Zwykłe, ludzkie życie nie jest łatwe. Trzeba kombinować, żeby dostać się do pokoju swojej dziewczyny - rzekła uśmiechając się.
- Coś wymyślę - powiedział i delikatnie pocałował ją w usta.
Chwyciła go za szyję i zaczęła namiętnie całować, aż upuścił parasol.
- Hej, hej, jeszcze nie jesteśmy u ciebie, pamiętasz? - odsunął ją na odległość ramion. Spojrzał na nią i nagle krew zmroziła mu się w żyłach.
- Twoje oczy! - zawołał.
- Co z nimi? - zapytała, przyciągając go do siebie i wciąż domagając się pocałunków.
- Są czarne!
Wbiegli do domu. Nie zważając na domowników, pognali na górę.
- Jest już późno... - zawołała za nimi pani Barbara.
- Ja tylko na chwilę - poinformował Daniel, wołając ze schodów.
- Tak. Jasne... - westchnęła mama.
Mężczyzna zamknął drzwi. Sonia była już przed lustrem. Rzeczywiście. Jej oczy pociemniały. Oddychała powoli i głęboko.
- Wszystko jest dobrze - powtarzała - wszystko jest dobrze.
Po chwili tęczówki odzyskały dawny kolor.
- Co się dzieje? - zapytał zatroskany.
- Wydawało mi się, ale nie byłam pewna, że gdy walczyłam z Wędrowcem, kropla krwi z fiolki kapnęła mi do ust. Potem nic się nie działo, więc byłam spokojna, ale teraz... Co to w ogóle znaczy? Czy ja staję się wampirem?
Uświadomiwszy to sobie, zaczęła spazmatycznie oddychać. Pochwycił ją i przycisnął do piersi.
- To niemożliwe, już byś się nim stała. Minęło kilka dni - uspokajał ją.
- Jesteś pewien? Może przez moją krew dzieje się to wszystko z opóźnieniem? - zapytała przerażona.
- Zaczekaj, coś mi przyszło do głowy.
- Co takiego?
- Sprawdźmy, czy goją się twoje rany.
Wyjęła z szuflady pudełko z nićmi. Wybrała igłę. Zdjęła pierścień. Nakłuła palec. Wstrzymała oddech. Oboje wpatrywali się w ranę.
- Nie goi się - mężczyzna odetchnął z ulgą i usiadł na łóżku. Przysiadła obok niego i przytuliła się.
- Nie jesteś wampirem - zapewniał ją.
- To co się dzieje? - wciąż była zaniepokojona.
- Nie wiem. Być może twoja krew zwalcza wampirzą i trochę to potrwa.
Spojrzała na zraniony palec. Dojrzała kropelkę krwi. Włożyła go do ust. Przymknęła oczy. Poczuła się przyjemnie, smakując swoją krew. Rozchyliła powieki. Tęczówki znów były czarne.
- O, nie! Znowu! - zawołał Daniel i podprowadził ją do lustra.
- Co się dzieje? Nie rozumiem... - ponownie panikowała Sonia.
Objął ją i głaskał po plecach.
- Wszystko będzie dobrze. Jakoś temu zaradzimy.
Zaczęła płakać.
- Co ja powiem rodzicom...?
- Nic na razie im nie musisz mówić. Poczekamy na rozwój wydarzeń.
- Sonia! - usłyszeli głos mamy.
- Jeszcze chwilę, mamo! - zawołała w odpowiedzi.
- Muszę iść - stwierdził Daniel.
- Nie zostawiaj mnie...
- Otwórz balkon, zaraz wracam - zapewnił i otworzywszy drzwi, zbiegł po schodach.
- Dobranoc, Barbaro! - pożegnał się.
Sonia czekała dłuższą chwilę, po czym wyszła na balkon. Wspinał się. Pomogła mu. Udało się. Był przemoczony od deszczu.
- Mój biedny - powiedziała, podając mu ręcznik. Gdy się wysuszył, usiadł zamyślony.
- Reagujesz na krew i bliskość człowieka, ale się nie goisz... Musimy poczekać co z tego wyniknie. Jak się teraz czujesz? - zapytał.
- Już lepiej - odparła - brzuch już nie boli.
- To dobrze.
Wyciągnął ku niej rękę. Zrobiła krok do tyłu.
- No co? Jako człowiek już cię nie pociągam? Wolałaś szczyptę niebezpieczeństwa? - zaśmiał się.
- Nie, boję się, że tym razem, ja mogę cię skrzywdzić - odparła ze zmartwioną miną.
- Nie wygłupiaj się. Podejdź, sprawdzimy coś - powiedział z uśmiechem.
- Co takiego?
- Czy wyrosły ci kły.
Podeszła.
- Otwórz usta - poprosił.
Pomacał jej zęby.
- W porządku. Wszystko wygląda normalnie.
- Na pewno? - zapytała
- Na pewno - odparł i dodał - To jak? Mogę cię objąć, czy nie?
Przytuliła się.
- Czy kiedyś te wszystkie problemy się skończą? - pytała wzdychając.
- Nie wiem, maleńka - odparł, gładząc jej włosy i całując w czoło - Mam taką nadzieję.
- Jak wszedłeś na balkon? - zapytała nagle, spoglądając mu w oczy.
Uśmiechnął się.
- Musisz wiedzieć, że teraz jestem... Spidermanem!
Szturchnęła go łokciem w brzuch za głupie żarty. Zgiął się wpół i udawał, że go zabolało.
- Hej, musisz uważać! Jestem teraz delikatny - śmiał się.
Znów mu przyłożyła, próbując się nie śmiać. Chwycił jej ręce i przyciągnął do siebie.
- Ale wciąż silny i męski - powiedziała szeptem i pocałowała go.
- Drabina - powiedział nagle.
- Co? - zapytała.
- Użyłem drabiny - poinformował.
Zaśmiała się w głos.
- Cicho, twoi rodzice usłyszą. Już tak szybko nie ucieknę, gdyby twój tata tu przyszedł.
Podeszła do drzwi i zamknęła je na klucz. Zbliżyła się do niego. Pocałował ją. Oczy znów jej pociemniały.
- Jesteś piękna - wyszeptał - zawsze...
Gdy zasnęła, cichutko wyszedł na balkon. Wyciągnął komórkę i wybrał numer.
- Fryderyku, chyba mamy poważny problem...Marta szła w deszczu, zataczając się. Próbowała zapalić papierosa, ale deszcz udaremniał jej wysiłki. Kilka metrów za nią skradał się Karol.
Stanęła pod kamienicą, w której niegdyś mieszkał Stach. Przez moment się wahała, ale weszła do środka. Wspięła się na górę i wyjęła klucze. Nie mogła trafić nimi do zamka. Zawołała:
- Jak już leziesz za mną, to się na coś przydaj!
- Skąd wiedziałaś, że cię śledzę? - zapytał chłopak, wchodząc po schodach.
- Twoje myśli krzyczą, że aż głowa puchnie - rzekła i podała mu klucze.
Otworzył drzwi i weszli do mieszkania. Dziewczyna zachwiała się i opadła na fotel. Rozejrzała się.
- Zostaw faceta samego, a nie uraczysz porządku. Tu jest jak w chlewie - wybełkotała.
Wstała i zaczęła zbierać ciuchy, które leżały, gdzie popadnie.
- Trzeba zrobić pranie - oznajmiła.
Zaniosła ubrania do łazienki i włączyła pralkę. Gdy wróciła, zabrała się za wynoszenie brudnych naczyń do zlewu.
Karol obserwował ją, opierając się o wejściowe drzwi. Nagle usłyszał brzęk tłuczonego szkła. Westchnął i poszedł do kuchni.
Klęczała na podłodze, z mokrymi od deszczu włosami i wpatrywała się w rozbity kubek.
Chłopak zdjął kurtkę. Rękę miał zabandażowaną od łokcia po ramię. Jego rany goiły się nieco wolniej niż u wampirów, a i tak to był cud, że kończynę dało się uratować.
Spojrzała na opatrunek tępym wzrokiem.
Przykucnął przy niej i nic nie mówiąc, zaczął zbierać kawałki kubka.
- To był jego ulubiony - powiedziała, wskazując na skorupy.
- Wiem - odparł - dostał od ciebie na urodziny.
Karol dokończył zbieranie i wyrzucił resztki do śmieci. Zdrowym ramieniem pochwycił Martę i pomógł jej wstać. Nic nie mówiąc, zaprowadził ją do łóżka. Położyła się, a on obok niej, obejmując ją chorą ręką. Leżeli tak przez moment, wsłuchując się w odgłosy pralki. Nagle Marta powiedziała:
- Ciebie też mogłam stracić.
- Jestem tu, mój skarbie. Zawsze będę z tobą i nigdy cię nie opuszczę - odparł na jej słowa.
Rozpłakała się. Przytulił ją mocniej. Zaczęła płakać jeszcze bardziej. Cała jej rozpacz uchodziła ze łzami.
- Płacz, kochana, płacz... - rzekł szeptem.
Długo nie mogła się uspokoić. W końcu zasnęła, a on zaraz po niej.
Pośród nocnej ciszy słychać już było tylko odgłosy wirowanego prania...
CZYTASZ
Córki Róży (zakończone)
WampiryCzęść I. Córka Wampira. Żaden wampir nie potrafi kochać. Żaden wampir nie potrafi kłamać. Czy na pewno? On. Jest nieśmiertelny. Nienawidzi tego, kim jest. Szuka swojej jedynej krewnej, by odnaleźć także swoje człowieczeństwo, które odebrał mu wró...