Rozdział III

89 5 0
                                    

Rok 1933.

– Już dobrze, chłopcze, wszystko będzie dobrze. Już teraz wszystko będzie dobrze – przemawiała kobieta, obmywając twarz młodego chłopaka, całego umazanego krwią.
– Zaraz cię umyjemy, już jesteś bezpieczny.
– Co się stało? Gdzie ja jestem? – jęczał na wpół przytomnie młodzieniec.
– Jesteś w domu, mama się tobą zajmie.
– Mama? – szepnął chłopak.
– Tak, mój chłopcze. Jestem tutaj.
– Ale kim ja jestem?
– O…, nic nie pamiętasz? To nawet lepiej. Jesteś Daniel, mój syn. Jak się czujesz? – zapytała.
– Chyba dobrze – odpowiedział.
– To przebierz się zaraz i siadaj do kolacji.
   Chłopak rozejrzał się niepewnie po pomieszczeniu. Skromna izba robiła miłe i przytulne wrażenie. Sięgnął po koszulę, którą podała mu matka. Podszedł do lustra, które stało w kącie. Nim się ubrał, obejrzał się dokładnie szukając rany. Przecież kobieta wycierała krew, którą był umazany. Niczego nie znalazł.
– Czyja to krew? – zapytał, wskazując na brudny ręcznik.
– O nic się nie musisz martwić. Nie zrobiłeś nic złego. W tym domu i w tej okolicy nikt nas nie zna. To dom mojego zmarłego brata. Teraz my tu zamieszkamy i będziemy szczęśliwi – tłumaczyła matka.
Chłopak wydawał się być przekonany, że wszystko jest w porządku. Nic nie pamiętał ze swojej przeszłości, ale czuł się z tym dziwnie dobrze. Najadł się do syta i położył spać.

   Kobieta siedziała w bujanym fotelu, dziergając jakąś robótkę. Gdy upewniła się, że jej syn zasnął, po cichu wymknęła się z domu, niosąc przed sobą niewielką lampkę naftową. Weszła do stodoły.
– Gdzie jesteś? – zawołała.
Zza wielkiej sterty siana wyłoniła się mała dziewczynka.
– Nie możesz się z nim zobaczyć – rzekła kobieta.
– Dlaczego? Chcę się pożegnać – odparła mała.
– On niczego nie pamięta. W ogóle nie wie, kim jest. Jeśli się pojawisz będzie zadawać pytania. Tak będzie lepiej – powiedziała matka.
– Z pewnością – odparła dziewczynka. Wyglądała na przygnębioną, ale pokiwała głową na znak, że kobieta ma rację.
– Posłuchaj – powiedziało dziecko – nie wiem, jak to wszystko na niego podziała, ale musisz podawać mu czasami swoją krew. Możesz dodawać ją do pożywienia. Dzięki niej będzie twoim synem krwi. Przedłuży ród. Będę go miała na oku, ale z daleka.
– Dziękuję ci za wszystko. Zawdzięczam wam życie i nie tylko.
– Powodzenia i jeszcze jedno. Dziś są jego urodziny. Żegnaj!
– Żegnaj, Wyrocznio!
Rozstały się i każda poszła w swoją stronę. Kobieta weszła do domu i wyjęła z szuflady małe pudełko. Otworzyła je. Był w nim zielony pierścień. Założyła go na palec i chwilę przyglądała mu się z uśmiechem.
– Strażniczka zielonego pierścienia – rzekła do siebie – Jestem strażniczką zielonego pierścienia…

   Chłopak zaopiekował się matką. Ciężko pracował i utrzymywał ich oboje. Kobieta zaczęła podupadać na zdrowiu. Czując, że wkrótce odejdzie z tego świata, chciała upewnić się, że jej ród zostanie przedłużony. Była to jej część umowy zawartej z Wyrocznią.
   Pewnego dnia, gdy dziewiętnastoletni Daniel wrócił z pracy, zastał w domu gości.
– Drodzy państwo, oto mój syn. Danielu, przywitaj się – rzekła matka.
– Dzień dobry – powiedział chłopak i skłonił się w stronę gości, lecz szczególną jego uwagę zwróciła młoda dziewczyna, od której nie mógł oderwać oczu.
– Witaj, chłopcze – powiedział brodaty mężczyzna – czy zechciałbyś zabrać naszą córkę na przechadzkę?
– Z przyjemnością – odparł młodzieniec i po chwili, wyszedł z dziewczyną z domu.
– No, to postanowione – powiedziała matka chłopaka.
– Zgadzam się – odparł brodaty gość i podał kobiecie rękę, na znak zawartej przed chwilą umowy matrymonialnej.
   Gdy tylko młodzi zostali sami, Daniel zapytał dziewczynę:
– Jak ci na imię?
Uśmiechnęła się i powiedziała:
– Jestem Lena.

Córki Róży (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz