Rozdział VI

292 7 0
                                    

Obecnie.

Cały sobotni poranek Kaśka ciągnęła Luka od jednego butiku do drugiego.

– Ja, naprawdę, nie wiem czy te buty pasują do tej torebki – marudziła – słyszysz, co mówię?

– Tak, Króliczku, idealnie. Masz taki dobry gust, moja piękna – odrzekł Luk, zasłaniając dłonią mikrofon swej komórki, po czym kontynuował rozmowę z kimś będącym na drugim końcu linii.

Kaśka rozpromieniła się i zatrzepotała rzęsami w podzięce za komplement swojego chłopaka. Odgarnęła w tył piękne, długie, tlenione blond włosy i nadstawiła usta do pocałunku. Luk całkowicie zignorował jej gest i ciągle rozmawiając, poszedł dalej, zostawiając ją nieznacznie w tyle. Po chwili Kaśka dogoniła go i szła już obok urażona.
  
Snuli się głównymi ulicami miasteczka i przystawali przy każdej witrynie sklepów z ciuchami. Nagle z jednego z nich wyszedł mężczyzna i skierował kroki w ich stronę. Kaśka spojrzała na niego i wydał jej się znajomy.

– Spójrz, Luk, czy to nie ten facet, który potrącił Sonię? – zastanowiła się.

– Hej! Słyszysz, co mówię? Zostaw w końcu ten telefon! – wrzasnęła.

W tej chwili Luk oraz Daniel, który ich mijał, spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Wampir zmierzył chłopaka wzrokiem i nagle komórka wypadła mu z ręki, roztrzaskując się na chodniku w drobny mak. Wampir spojrzał surowo na Luka, a z uśmiechem i życzliwością na Kaśkę. Mrugnął do niej okiem i poszedł dalej.
  
Luk, zdenerwowany, począł zbierać kawałki swojego ukochanego telefonu, robiąc dziewczynie wymówki.

– Widzisz, co zrobiłaś, ty głupia babo?! To się stało przez ciebie! Wiesz, ile to kosztowało?! – krzyczał – a ten gość mnie tak „zmierzył”, jakbym mu psa zabił!
  
Kaśka spojrzała z pogardą na chłopaka zbierającego resztki sprzętu i robiącego scenę z całego zajścia.

– Wydaje mi się, że pójdę sama na imprezę do Sonii. Nie fatyguj się i po mnie nie przyjeżdżaj. Koniec z nami – rzekła ze spokojem w głosie.

– Przepraszam, Króliczku. Tak mi się powiedziało. Zdenerwowałem się trochę. Przecież nic się nie stało. Dokąd idziesz…? Zaczekaj…, stój…!
  
Dziewczyna oddalała się coraz bardziej i w końcu wskoczyła do autobusu, który akurat podjechał na przystanek, i tak zostawiła Luka „na lodzie”. Usiadła przy oknie i otworzyła torebkę, szukając lusterka. Ktoś usiadł obok niej i odwróciła się, by spojrzeć kto to.

– O! – wymsknęło jej się na widok przystojnego lekarza.

– Jak pan… jak to… nie widziałam, by pan wsiadał – rzekła czerwieniąc się.

– Nie dziwi mnie to. Ten chłopak pochłonął uwagę wszystkich wokół, lamentując nad swą komórką. Mów mi Daniel – przedstawił się, wyciągając dłoń przed siebie.

– Kaśka. To ty jesteś tym…

– Nieostrożnym kierowcą? Tak, to ja.

– Chciałam raczej powiedzieć: lekarzem, który pomógł Sonii – uśmiechnęła się.

– Mam nadzieję, że ten fakt wymazał pierwsze, niemiłe wrażenie o mnie.
  
Dziewczyna wpatrywała się jak zahipnotyzowana w piękne i smutne oczy Daniela. Czuła, jak ją wciągają i osaczają, i ulega im, i już nie może prawie oddychać.

– Może pójdziesz ze mną dziś na imprezę – rzekła i nagle poczuła, że wcale nie chciała tego powiedzieć, ale skoro już to zrobiła, to nawet jej to pasuje.

– Mam zająć miejsce tego narcyza z komórką? – powiedział z uśmiechem Daniel.

– Przykro mi, ale już mam plany na dziś. Idę na przyjęcie do Sonii.

Córki Róży (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz