Rozdział XX

255 8 2
                                    

Na początku...

   Zaszło słońce. Nareszcie mógł wyłonić się z lasu. Spieszył się, by ucałować dziewczynki przed snem i posłuchać ich opowieści o minionym dniu. Nie lubił zostawiać ich samych, ale cóż miał zrobić. Mógł być tylko w pobliżu. Gdyby potrzebowały jego pomocy, wiedziały, gdzie go szukać.
Otarł krew z ust. Musiał być najedzony, gdy je odwiedzał. W ich obecności głód się wzmagał i był nie do zniesienia. Nie mógł na to pozwolić, by którejś z nich coś się stało.

   Szedł zamyślony i układał w głowie bajkę, którą miał zamiar im opowiedzieć tego wieczoru. Nagle rozbłysło przed nim światło. Osłonił oczy ramieniem i chciał się ukryć, myśląc, że to ostatni promień zachodzącego słońca, lecz jasność nagle się odezwała:
- Witaj, Danielu!
Opuścił rękę i spojrzał, kto go woła. Ujrzał przepiękną postać z anielskimi skrzydłami, w białej szacie. Jej włosy, miodowo-orzechowe loki, i ubranie, powiewały jakby wiał silny wicher. Na jej twarzy malowały się miłość i szczęście. Obok niej stał nastoletni chłopiec.
- Róża? To ty, kochana Różyczko? - zapytał nie dowierzając.
Uśmiechnęła się.
- Wiem, że byłeś przy mnie całe moje życie, a teraz strzeżesz mych córek. Nie mam do ciebie żalu, o to, co zrobiłeś. Wiem, że chciałeś dobrze. Uratowałeś moje córki przed napastnikiem. Ten człowiek też miał potomstwo. Oto jego syn. Chciałabym, abyś nim również się zaopiekował. Potrzebuje on ojca.
- Dobrze - odparł - uczynię, jak pragniesz.
- Mam jeszcze jedną prośbę - powiedziała i pojawiły się przed nim trzy złote księgi.
- To prezent dla mych córek. Księgi te zawierają opowieść o tym, jak umarłam. Chciałabym, aby towarzyszyły ich życiu i ich potomków, ku przestrodze. Będę w nich opisywać ich dzieje, lecz, by pismo to stało się niezniszczalne, musisz pokryć druk swoją krwią. Te słowa muszą przetrwać przez wieki. Zrobisz to dla mnie?
- Spełnię twą prośbę. Uczynię wszystko, jak powiedziałaś.
- Dziękuję ci. Żegnaj, Danielu i do zobaczenia!
Zniknęła tak jak się pojawiła, pozostawiając chłopca.
- Jak masz na imię, przyjacielu? - zapytał.
- Jestem Uriasz, proszę pana - odparł grzecznie.
- Chodź ze mną, Uriaszu. Poznam cię zaraz z przemiłymi dziewczynkami. Na pewno od razu się zaprzyjaźnicie...

Na końcu...

   Trzaski, wrzaski i jęki rozchodziły się po ciemnej zamkowej sali.
Na stole leżała księga Sary. Wędrowiec walił w nią czym popadnie. Próbował ją rozrywać, spalać, topić, gryźć..., wszystko na próżno. Tomisko pozostawało nienaruszone. Nagle wampir padł na dywan zemdlony. Gdy się ocknął, rozejrzał się po sali.
Gdy uprzytomnił sobie co się stało, zaczął się panicznie śmiać. Pozbierał się z podłogi i usiadł na krześle.
- Hipnoza przestała działać. Jestem znów człowiekiem - rzekł do siebie - Wiedziałem, co robię, zamykając księgę Sary, ha, ha. Najważniejsze to przewidzieć nieprzewidziane konsekwencje. Teraz muszę tylko dopaść tą rudą zdrajczynię, by otworzyła księgę i zabawa zacznie się od początku. Spożyję krew Daniela z księgi i znów będę najpotężniejszy na świecie, ha, ha, ha...!
Jego szyderczy śmiech odbijał się echem po całym budynku. Do komnaty zaczęli wchodzić pobratymcy Wędrowca. Było ich coraz więcej i więcej... Pomimo, iż odzyskali ludzką postać, wciąż służyli swemu panu, który obiecał im nieśmiertelność, jeśli będą mu wierni do końca i mimo wszystko.

Dziekuję czytającym.
Być może nastąpi ciąg dalszy....

Zapraszam do mojej nowej opowieści p.t. CIĘŻAR CUDZYCH WIN.

Ps. Bardzo proszę o krótki komentarz CÓREK RÓŻY. To moja pierwsza książka i nie wiem czy jest dość dobra. Przyjmę każdą radę i pokornie zniosę krytykę.

Córki Róży (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz