Rozdział XVIII

114 5 0
                                    

   Pani Barbara pakowała kanapki, napoje i przekąski do wielkiej torby.
- Miło ze strony doktora, że zorganizował wam te wakacje - powiedziała - jaka szkoda, że już u nas nie pracuje... Ale dlaczego jedziecie w nocy?
- Już muszę iść, mamo, za chwilę odjeżdżamy - odparła Sonia.
Przytuliły się na pożegnanie, a pani Barbara życzyła wszystkim bezpiecznej podróży.

- Matko, dziewczyno, ile ty tego zabierasz!? - mówiła Marta do Doris.
- Nie wiadomo, jak długo tam zostaniemy. Wszystko mi będzie potrzebne. Muszę być przygotowana na każdą okoliczność - twierdziła Doris.
   Karol pakował walizki do samochodu.
- Ta się nie zmieści - powiedział.
- Włożę ją do mojego bagażnika, u mnie jest dużo miejsca - rzekł Daniel i chwycił walizkę Doris, układając ją w swoim aucie.
Zamknął bagażnik. Wszyscy wsiedli.
- No to w drogę!

   Ruszyły dwa samochody.
Daniel prowadził swój, w którym, obok niego, siedział Marek, a z tyłu Sonia. Karol prowadził Golfa, a towarzyszył mu Stach i na tylnym siedzeniu Marta z Doris.
   Przez większość drogi toczyli wesołe rozmowy, w szczególności w Golfie wszystkim dopisywał humor.
   Minął jakiś czas. Dziewczynom zaczęły się zamykać oczy. Ucichły głosy i śmiechy oraz ciągłe gadulstwo Doris.
- Po coś ty ją w ogóle brał, stary? - powiedział Karol szeptem - Będziecie się musieli przy niej pilnować, bo o niczym nie wie. Jak jej wytłumaczysz, że nie pójdziesz popływać lub na spacer w słońcu?
- Nosimy pierścień na zmianę. Damy radę - odparł Stach.
- Jedziemy do wampirów. Jak chcesz to przed nią ukryć? Z drugiej strony, stary, nie wyobrażam sobie nocować w domu ze stadem krwiopijców... - ucichł nagle i spojrzał na Stacha - Sorry, stary, wiesz, że ciebie szanuję.
- Jasna sprawa, bracie - odparł, po czym dodał - Za chwilę zamienimy się miejscami i ja poprowadzę, a ty też się zdrzemniesz.

- Cieszę się Danielu, że zobaczę Fryderyka. Stęskniłem się za nim - powiedział Marek.
- Ja też. Chce wydać przyjęcie. Jest trochę zmartwiony, że Ewka, córka Estery zwiała. Jeszcze tego nie było, by strażniczka uciekała od swojego przeznaczenia.
   Sonia poruszyła się na tylnym siedzeniu. Leżała zwinięta w kłębek i spała.
- Pewnie jej niewygodnie - zauważył Daniel - zaraz zrobimy postój i rozprostujemy nogi.
- Tu, niedaleko, jest stary, od lat zamknięty zajazd - powiedział Marek - ale jest czynny parking i możemy się tam zatrzymać.
- OK. Zadzwonię do Karola, że stajemy.

   Na miejscu świeciła tylko jedna latarnia. Wokół było ponuro i trochę strasznie.
   Dziewczyny, ziewając, wygramoliły się z aut i wyłożyły jakieś kanapki i napoje na maskę Golfa. Stach częstował wampiry krwią.
- Jasna cholera, człowieku, to zwierzęce świństwo nie dla mnie - odmawiał pożywienia Marek.
   Karol zakomenderował:
- Dziewczynki na prawo, chłopcy na lewo!
Dziewczyny zachichotały i poszły „na prawo".
   Sonia wróciła pierwsza. Daniel odetchnął z ulgą. Nie chciał, by sama oddalała się w ciemnościach.
Po chwili wróciła Marta i dołączyła do Sonii, chowającej resztki jedzenia do torby.
   Stach z Danielem stali pod latarnią.
- To miejsce wydaje mi się znajome. Chyba już tu kiedyś byłem - zastanawiał się Stach.
- Możliwe, ciągle uciekaliście. Pewnie odwiedzaliście wiele zajazdów.
- Masz rację.
   Karol straszył dziewczyny:
- Myślę, że w tym lesie wokoło, jest pełno jakiś potworów. Zaraz wyjdą i nas pożrą... Uuu...!
Sonia aż podskoczyła i Marta się z niej uśmiała, a gdy z kolei Marta krzyknęła, oberwawszy szyszką, to Sonia pokładała się ze śmiechu.
- Co ta Doris tam tak długo robi? - spytała nagle rudowłosa.
- Doris! Streszczaj się, chcemy już ruszać. Jak długo można sikać? - zastanawiał się Karol.
- A mówiłam jej, że jak będzie w drodze tyle pić, to będziemy musieli ciągle stawać na siku - dodała Marta.

Minęła chwila.
- Gdzie Marek? - zapytał Stach.
- Nie wiem, stał tu przed sekundą - zdziwił się Daniel.
Podbiegła do nich Sonia.
- Doris długo nie wraca, martwimy się.
- Marek też gdzieś zniknął - powiedział chłopak.
Wampiry spojrzały na siebie.
- Czujesz? - zapytał Stach.
- To krew - stwierdził Daniel.
- O, Boże - jęknęła Sonia.
Wszyscy się rozbiegli
- Sonia, trzymaj się mnie. Nie odchodź - nakazał Daniel wystraszonej dziewczynie.
Karol wbiegł w krzaki, lecz po chwili z nich wybiegł.
- Nie ma jej - znów gdzieś pognał.
Pojawił się Marek.
- Gdzie byłeś? - zapytał Stach, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Przy samochodzie - odparł.
- Nie widzieliśmy cię przez chwilę - powiedział Daniel.
- Doris zniknęła, czuć od ciebie krew, więc pytam ostatni raz, gdzie byłeś? - mówiąc to Stach zaczął się przemieniać i chwycił Marka za kołnierz.
- Marta! - zawołał Karol z głębi lasu - znalazłem ją. Jest przerażona i ranna.
- Spokojnie. Chciałem tylko troszkę podjeść. Nic jej nie będzie. Daniel ją zahipnotyzuje i nie będzie nic pamiętać - próbował tłumaczyć się Marek.
Stach rzucił się na niego, a ten się przemienił. Walczyli.
   Karol wyniósł dziewczynę z lasu i położył ją na trawie. Trzęsła się i przyciskała dłoń do krwawiącej szyi.
- Przynieś apteczkę - poprosił Martę.
Natychmiast z samochodu przyniosła środki opatrunkowe i zabrała się do przemywania rany.
- Daniel, pomóż, jesteś lekarzem - powiedziała Sonia.
- Dadzą sobie radę, wolę... nie podchodzić.
- To chociaż ją uspokój. Jest w szoku - prosiła.
- No dobra, spróbuję.
Podszedł, lecz czuł, że głód nadchodzi. Pochylił się nad dziewczyną. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Wszystko będzie dobrze. Pomożemy ci. Nie bój się. Teraz odpocznij.
Skończywszy mówić, zaraz się cofnął i głęboko oddychał.
   Doris zamknęła oczy i zasnęła. Skończyli robić opatrunek i położyli ją na tylnym siedzeniu auta.
   Daniel postanowił rozdzielić walczących.
- Uspokójcie się. Wyjaśnimy to inaczej - wołał.
- Drań nie będzie robił sobie przekąski z moich przyjaciół - warczał Stach.
- Ludzie to przekąski, dzieciaku - drażnił go Marek jeszcze bardziej.
   Marta przypatrywała się scenie i robiła dziwną minę. Podchodziła coraz bliżej i bliżej...
- Odejdź. Może ci się coś stać - wołał Daniel.
Stanęła przed Markiem i patrzyła mu świdrująco w oczy. Przestał walczyć i zaczął się wycofywać.
- Zabierzcie ode mnie tę czarownicę. Co ona tak na mnie patrzy?
- Chwyćcie go, chłopaki, mocno i nie puszczajcie - rozkazała.
- Co chcesz zrobić? - spytał Karol.
- Róbcie, co mówię - jej głos nie znosił sprzeciwu.
- Ale co wy robicie? - zaśmiał się nerwowo Marek.
Karol ze Stachem pochwycili go od tyłu i powalili, kładąc twarzą do ziemi.
- Marta, to mój przyjaciel, jakoś to wszystko nam wyjaśni - próbował załagodzić konflikt Daniel.
- Zaufaj mi - powiedziała.
Podeszła do leżącego i wyjęła mu spod koszulki łańcuszek, na którym coś wisiało. Zerwała go i uniosła, by padło nań światło latarni.
Stach uderzył Marka pięścią.
Sonia jęknęła.
Karol wybałuszył oczy,
a Daniel powiedział zszokowany:
- Zielony pierścień!

Córki Róży (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz