Prolog

3.5K 161 131
                                    

Cześć, witam Cię kochanie w nowej książce yaoi.

W drugiej części „Brother LOVER Enemy!!"

W dalszych/nowych przygodach Jasona, Liama i reszty ferajny.

Oby trochę ta przygoda trwała i oby było nam fajnie! :)

Zaczynamy:

"Yes, I know I'm a wolf and I've been known to bite."

‒‒‒‒

Siedemnastoletni samobójca Liam Fennec, który odebrał sobie życie wieszając się na wegańskim pasku w męskiej ubikacji sierocińca, a którego odratowano, otworzył właśnie oczy. Zobaczył biały sufit i przymocowane do niego podłużne, wyłączone teraz lampy. Był w jakimś dużym, nieoświetlonym pomieszczeniu, którego nie rozpoznawał. Niczego nie pamiętał. Niczego. Jedynie czuł, jakby mocno spał i miał cudowny, bardzo żywy sen. Czuł całym sobą, że był skąpany w miłości. W tęczy. W swoim prywatnym raju. No tak! Kiedy umarł, kiedy wyszedł z ciała od razu odnalazł swoją miłość. Połączył się ze swoim bratem i kochankiem, Jasonem Curtisem, tym duchowym, jego duszą, po drugiej stronie. Po śmierci. I Liam Fennec wiedział, że z nim był i że się kochali. Energetycznie. A ich miłosna ekstaza trwała cały czas. I był przeszczęśliwy. Pełny, spełniony, w pełni akceptowany, w pełni kochany. Ale teraz spojrzał na puste, blade niebieskie ściany i zrozumiał, że wszytko odeszło. Prysnęło jak czar. A Jasona przy nim nie ma. Że jest z powrotem zamknięty w ciele siedemnastolatka, które leży na szpitalnym łóżku. Ciężkim jak ołów ciele, które go ogranicza w wielu rzeczach. W połączeniu się z Jasonem. W jego ulubionym lewitowaniu. W teleportowaniu. Jasnowidzeniu. Jasnoczuciu. Jasnosłyszeniu. Ohhh. W tych wszystkich niesamowitych rzeczach, które można robić po śmierci.

Tak. Liam Fennec wrócił do żywych. Do swojego aktualnego wcielenia. Do tej okropnej, beznadziejnej sytuacji w jakiej postanowił się zabić. Gdzie był bez Jasona. Bez rodziny. Bez miłości. Gdzie nikogo nie obchodził. Gdzie nie miał nikogo ani niczego.

Biały usztywniacz na szyi nie pozwolił mu się bardziej rozejrzeć, a kark, barki, plecy, łopatki zaalarmowały go rwącym bólem. Pamiątką po tym, co sobie zrobił.

‒ Nie... nie... ‒ Zdołał tylko wyszeptać, bo zdławił go szloch. Dlaczego wrócił, kiedy chciał odejść? Dlaczego jego dusza wybrała, aby tu zostać, gdy przecież jego wolą było odejście? Dlaczego no??

To niesprawiedliwe!

Liam był z tego powodu zrozpaczony. Zawiedziony. Zły.

Tak bardzo było mu źle, jakby był na własnym pogrzebie.

Choć przecież żył! Przeżył!

Ale nie było to jego życzeniem.

Poczuł ruch po swojej prawej stronie i zorientował się, że leży przy nim siedemnastoletni geniusz pianista, nierzadko rolkarz i rowerzysta Damien Wolf. Na szpitalnej kołdrze, w wytartych szarych jeansach i w powyciąganym ciemnym swetrze. Damien podniósł się i nachylił patrząc na niego swoim inteligentno‒sprytnym spojrzeniem szarych oczu. Przy słabym świetle ulicznych latarni, dochodzącym z niezasłoniętego okna, trójkątna twarz Damiena nabrała jeszcze ostrzejszych rysów. Wyglądał jak pół‒elf pół‒ork ze szramą przecinającą lewą brew i kolczykami w uszach.

‒ Obudziłeś się wreszcie ‒ sapnął z głęboką choć drapieżną ulgą Omen, obserwując go jak płacze. ‒ Jesteś, żyjesz... kurwa.

Oj tak, Liam to dobitnie wiedział i czuł. Tym bardziej też pokazał, że żyje, gdy spróbował wstać i zdjąć ten wkurzający usztywniacz. Aby tylko uciec z tego łóżka i zeskoczyć z dachu budynku w jakim się znajdowali. Oby był wystarczająco wysoki. I oby Liam spadł na twardy asfalt, kamienne płyty. Połamał wszystkie kości. Przekręcił kark. Zginął na miejscu. Tak bardzo tego pragnął jak mocno się wyrywał.

Brother LOVER Friend :)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz