*10*

52 11 0
                                    


[Zofia]

Siedziałam cichutko, z podkulonymi nogami pod brodę na starym łóżku. Czekałam aż Filip się spakuje i będziemy mogli wreszcie wrócić do domu. Nie uśmiechało mi się przebywać przez resztę dnia w miejscu, w którym dowiedziałam się, że w mieście nie ma jakiegoś tam mordercy tylko jest legendarna bestia, która zabija kogo popadnie. W miejscu, w którym straciłam wolność, oraz częściowo zaufanie do mojego kumpla. Skoro zataił takie coś przede mną, Adamem i przede wszystkim Marią... co może jeszcze ukrywać?

W międzyczasie kiedy Filip szukał swoich rzeczy po całej willi, ja zaczęłam przeglądać książki. Większość była oprawiona w okładki z prawdziwej zwierzęcej skóry. Pewnie kiedyś były bardzo cenne, ale nie wykluczam myśli, że teraz można byłoby je kupić za niemałe pieniądze. Pozłacane litery lśniły oświetlane dzięki słońcu, przedzierającemu się przez okna i nieszczelny dach. Straszliwie mnie zastanawiało jak to możliwe, że tak stary dom tak dobrze się trzyma. To troszkę nierealne, że zbutwiałe deski jeszcze się pode mną nie zarwały, że stronnice książek są w miarę czytelne, a kwiaty jeszcze trzymają. Przecież ten dom może mieć STO lat! Albo więcej... skoro jest tutaj nawet Mickiewicz...

Wyciągnęłam jedną książkę, której zaciekawiła mnie okładka, a mówią nie oceniaj książki po okładce... walić to. Otworzyłam księgę i przeczytałam zawartość pierwszej strony. Była to dedykacja napisana wyjątkowo... współczesnym językiem. Bogu dzięki, że nie po Mickiewiczowemu. Tak, jestem uprzedzona do tego pseudo poety*. No co? Moim skromnym zdaniem Słowacki jest lepszy.

,,Dedykuję tą książkę dla ludzi żądnych wiedzy, sprawiedliwości i prawdy. Oby ta lektura przyniosła wam upragnione rozwiązania trudnych i niebezpiecznych sytuacji.
Powodzenia, miłego brnięcia przez zbiór porad i informacji niezbędnych do przeżycia.

Czarnobór,
S.D."

- Zocha, co czytasz? - spytał nagle Filip, który jak się okazało, przez cały czas patrzył mi przez ramię. Wzdrygnęłam się lekko przestraszona i zamknęłam delikatnie książkę, starając się jej nie zepsuć.

- W sumie sama nie wiem. Nazywa się ,,Poradnik S.D. Jak żyć, aby nie umrzeć, zbyt szybko".

- A tak na serio? - uniósł brwi, dziwnie się na mnie patrząc.

- ,,Poradnik S.D." - przewróciłam oczami uśmiechając się - To co, idziemy? Jesteś gotowy?

- Em, jasne.- pokiwał głową. Schowałam znalezisko do torby, zbierając ją z podłogi i rozejrzałam się szukając rzeczy, które mogłam przypadkiem zostawić w pomieszczeniu. Nic nie znalazłam, więc zbiegłam na dół gdzie już zdążył zejść Filip. Stanęłam obok niego i złapałam bezceremonialnie za jego dłoń wyprowadzając z willi. Nie odwracając się zamknęłam drzwi nogą, a one delikatnie skrzypiąc, oddzieliły nas od domu pełnego tajemnic i zagadek. Idąc już ledwo widoczną ścieżką obok starej studni, liście delikatnie opadały na moją twarz i włosy. To wiatr je strząsał z koron buków, sosen, brzóz i dębów, niosąc ze sobą śpiew ptaków i wtedy do głowy przyszło mi pewne pytanie.

- Filip... a jak byłeś kotem, to jadłeś ptaki i myszy?

Chłopak parsknął śmiechem i po kręcił przecząco głową.

- Dobre pytanie, ale nie, nie jadłem. Ja bym nawet karmy nie dotknął, więc co dopiero surowe mięso.

- Oblecha.

Wiele Ciemnych Nocy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz