*4*

63 11 0
                                    


"Piątek, piąteczek, piątunio!"

Te słowa krążyły mi po głowie, kiedy wychodziłam ze szkoły. Ten tydzień spędziłam raczej pożytecznie. Przeprowadziłam się, znalazłam przyjaciół, umówiłam się nawet z nimi na spotkanie w sobotę. Lecz jeszcze coś chodziło mi z tyłu głowy. Coś co powinnam zrobić na pierwszym miejscu po przeprowadzce tutaj...

Usiedliśmy całą naszą "paczką" na ławce za szkołą, obok orlika, oglądając jak trzecio-roczniaki, grają w kosza. Ci chłopacy robili to z taką gracją i zamiłowaniem, że to aż wydaje się być niemożliwe. Poruszają się tak, jakby znali całe boisko na pamięć (co nie jest trudne), jakby znali poczynania przeciwnika. Też lubię grać w koszykówkę, lecz niestety tylko jeden z czterech moich rzutów do kosza, kończy się założonym wcześniej rezultatem.

- Pamiętajcie że jutro się spotykamy.- przypomniała nam Maria.

- Spoko, ale powiedzcie mi,- mruknęłam wpatrując się w trzecią klasę- czy tylko mi się wydaje że oni bosko grają?

- Nie tylko bosko grają...- zaczął Adam.

- Bo też tak wyglądają...- rozmarzyła się Mari. Parsknęłam śmiechem, klepiąc ją w ramię.

- Dobre!

Przez pewien czas siedzieliśmy cicho, pogrążeni w oglądaniu rozgrywki. Czerwoni kontra żółci. Osobiście kibicowałam żółtym, bo mieli przystojnego kapitana i w ogóle, nawet dobrze grali jak na amatorów.

- Kto tak w ogóle jest burmistrzem Czarnoboru, czy kimś tam?- spytał Adam.

- Mój ojciec.- Filip wypiął dumnie pierś.- Od jakiś dobrych dwóch kadencji.

- Wow, nie wiedziałem. Czyli twój ojciec musi się dobrze sprawować.

- No i nawet nie wiesz jak. Ej, Zosia...

- Co?- zwróciłam głowę w jego kierunku, sadowiąc się wygodniej na ławce.

- Gracie w nogę, prawda? To może zapiszecie się do drużyny?- zaproponował, a ja kiwając energicznie głową, odpowiedziałam:

- To bardzo świetny pomysł. Kiedyś się zapiszemy, prawda Adaś?- szturchnęłam go w ramię.

- Z wielką chęcią.

Przez chwilę panowała cisza, przerywana pojedynczymi krzykami zawodników i odgłosami uderzającej piłki o podłoże.

- Wytłumaczcie mi- wypaliłam nagle- czemu jest tutaj "godzina policyjna"? Nikt tego nie stosuje w żadnym mieście, to trochę taka... Komuna.- Maria i Filip zesztywnieli, posyłając sobie dyskretne spojrzenia, których chyba nie powinnam widzieć. Mari poruszyła się na siedzeniu i zdobyła się na odpowiedź.

- Ym... W ten sposób chronieni są mieszkańcy naszego miasta... Kiedyś była tutaj prowadzona sprawa o narkotykach... - zająknęła się. Co jej jest?

- Tak, raz przyjechały tutaj służby specjalne,- podjął Filip- które badały tą sprawę... Nawet doszło do morderstwa...

- I dlatego w nocy nie wolno wychodzić, ponieważ gdyby doszło do jakiejś dostawy dopalaczy w nocy, nikt tego nie zauważy, a w dzień- proszę bardzo, wszystko widać!- zaśmiała się nerwowo. Coś mi nie pasuje i to bardzo, przez cały czas się jąkają, zastanawiają dwa razy zanim coś powiedzą... Na pewno coś ukrywają. A po za tym nic nie rozumiem- Co noc, policja patroluje ulice.

Wiele Ciemnych Nocy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz