*26*

41 6 3
                                    

[Adam]

Siedziałem na krześle w pokoju Marii i próbowałem zrozumieć co do mnie mówi. Akurat tłumaczyła mi zagadnienia matematyczne, tak jak obiecała mojej siostrze. Matematyka nigdy nie była moją mocną stroną, zwłaszcza teraz po pamiętnym pożarze. Nie miałem do tego wszystkiego głowy, nie miałem już siły.

Przyjechaliśmy do domu Marii jakąś godzinę temu, zaraz po tym jak lekarz skończył ją badać. Były to rutynowe badania, typu pobieranie krwi, mierzenie ciśnienia oraz inne takie. Bardzo martwiłem się o dziewczynę, wyglądała słabo, jak dobna stokrotka, delikatna na każdy dotyk. Kiedy ją poznałem Maria była pełą energii i optymizmu nastolatką, pęłną sił i krzepy. Na zajęciach fizycznych odznaczała się niezwykłą sprawnością, jej ciało było bardzo atletyczne, wręcz stworzone do sportu.

A teraz? Teraz była drobinką, okruszyną samej siebie. Z wysokiej, dobrze zbudowanej, długowłosej brunetki, stała się przesadnie szczupłą, prawie chudą, bladą dziewczyną. Cała ta przemiana dokonała się w zaledwie dwa tygodnie, zaraz po tym jak wyszliśmy z labiryntu. Miała bardzo podkrążone oczy, wyrażające niewyspanie i zmęczenie. Kościste palce splatała ze sobą, bądź chowała pod za dużymi bluzami, udając, że wszystko jest dobrze, że nic jej nie jest.

Prawda była inna, wiedziałem o tym ja, tak samo jak i ona.

Dziewczyna siedząca obok mnie, przy biurku, aktualnie przewracała strony książek o tematyce matematycznej. Chyba zauważyła, że jej się bacznie przyglądam, ponieważ jej twarz pokrył soczysty rumieniec. Spojrzała na mnie swoimi ciemnymi, niczym gorzka czekolada, oczyma i zawstydzona zakryła swoje wątłe oblicze gęstymi włosami.

- To chyba tyle na dziś. Jeśli będziesz sobie regularnie powtarzał, to powinieneś do przyszłego tygodnia wszystko pamiętać - powiedziała zamykając zeszyty, po czym schowała je do szuflad w biurku.

- Więc widzimy się w przyszłym tygodniu, we wtorek? - upewniłem się.

- Tak. Idziesz teraz do domu czy zostajesz?

- A mogę?

- Tak, przecież jest jeszcze młoda godzina, dopiero dziesiąta.

- Masz rację... Ale nie mogę się zasiedzieć, nie chce się narzucać.

- Oszalełeś? Nie narzucasz się, u mnie w domu zawsze jesteś mile widziany.

- Nie sądzę aby twoi rodzice byli z tego zadowoleni.

- Dlaczego?

- Pobiłem ich sąsiada - przypomniałem jej.

- Ale stanąłeś w mojej obronie.

Dziewczyna wstała od stołu i włączyła radio, na jakąś stację muzyczną. Wyjątkowo przyjemne dla ucha dzwięki wprowadziły nas w dobry nastrój. Zdziwiłem się słysząc spokojną muzykę, graną na gitarze, oraz przyjemny, ciepły głos wokalisty. Byłem raczej przyzwyczajony do audycji hip-hopowych, takich jakie są w tych czasach popularne.

Maria usiadła na swoim łóżku i oparła się plecami o ścianę, kołysząc się w rytm dźwięków. Uśmiechnęła się do mnie, a ja przysunąłem się na krześle bliżej niej.

- You're gonna wanna be ma best friend baby* - zaczęła śpiewać refren, a ja ze zdumieniem zacząłem się wsłuchiwać w jej głos. - youre gonna be my best friend.

Wiele Ciemnych Nocy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz