*17*

47 10 2
                                    


Chłopak usiadł na drzewie. Wiatr przyjemnie owiewał jego bezwieczną twarz, tarmosząc włosy. Pomału kończył się ciepły okres i zaczynała się jesień, zmuszając go do założenia turkusowego swetra. Nałożył na swoje czarne włosy brązową czapkę z futrzanymi ocieplaczami na uszy. Można by powiedzieć: rosyjską czapkę.

Ułożył się na rozłożystym dębie. Słońce chyliło się ku zachodowi, rozpraszając wokół czerwono-złote promienie. Rok w rok taka sama poświata. Codziennie obserwował pozornie ten sam zachód słońca, a już drugi rok siedział na tym drzewie. Nie liczył już zmarnowanych i bezczynnie spędzonych dni. Tacy ludzie, albo istoty jak on, nie liczą czasu. I tak śmierć do nich nie przyjdzie, więc po co się zastanawiać? Dla niego dwa lata spędzone w jednym miejscu nic nie znaczyły, kiedy zwykli śmiertelnicy martwią się że nic nie zrobili przez tydzień.

Jak już można się domyślić, ten chłopak jest istotą nad naturalną, może jakimś upiorem, albo może demonem? Niestety on sam nie wie i nawet gdyby wiedział nikomu by tego nie wyjawił, ponieważ był zbyt skryty.

Przez wiele lat przebywał sam, nie chciał się przywiązywać do tak kruchych postaci, jakimi są ludzie. Zranili by go, zostawiając ponownie samego. Od tysięcy lat podróżował po świecie. Trudno mu było zagrażać sobie miejsce; pływał z załogami statków po morzach i oceanach, brał czynny udział w bitwach by bronić innych przed najeźdźcami. Obserwował jak cywilizacje wznoszą się i upadają.

Teraz kiedy świat był w miarę bezpieczny osiadł tutaj, w Polsce. Stąd właśnie pochodziło bardzo wyraźne wspomnienie pewnej panny, pewnej damy... tęsknił za nią. Zawsze do jego oczu wzbierały łzy kiedy o niej myślał.

Przypomniało mu się jak kiedyś z Polakami zamienił białego gołębia w Białego Jelenia, tego samego co kiedyś spotkał święty Hubert. To był... dosyć dziwny przypadek.

Następnym dziwnym wydarzeniem był Zlot Czarownic na Babiej Górze. Nie dość że czarownice prawie go złożyły w ofierze starożytnym bogom, to jeszcze przypadkiem rzuciły na niego, dosyć przydatne, zaklęcie. Otóż dały mu gigantyczne skrzydła mewy.

Pewnego razu był w Krakowie i tam właśnie pomógł smokowi przedostać się na ten drógi, lepszy świat. Było to tak... smok zjadł tamtą zatrutą owcę i poszedł się szybko napić. Akurat wtedy chłopak leciał z wielkim głazem w dłoniach nad nim, niestety teraz już nie pamiętał po co mu był ten kamień. Chłopak nie wiedział, że smok się znajduje nad rzeką i przypadkiem upuścił głaz, a ten spadł prosto na jego szyję, łamiąc mu kark. Oczywiście czarnowłosy od razu uciekł z miejsca zdarzenia, a całą chwałę oddał chłopinie co zkonstruował ową owcę.

Raz spotkał Sawę, Warszawską syrenkę. Niestety, znowu przypadkiem, opowiedział o tym Warsowi, który wiadomo co zrobił następnie...

Takich sytuacji było dużo, naprawdę dużo. Lecz jedno co najbardziej zapadło mu w pamięć to piękna dama. Ludzie nazywali ją Starą Damą, lecz on wolał na nią mówić Biała Dama. Poznali się przypadkiem, podczas jakiegoś festynu w Czarnoborze, bardzo małym miasteczku. Wtedy właśnie jego serce zaczęło mocniej bić. Nie wiedział co to za uczucie. Było takie uciążliwe, a zarazem dodawało mu dodatkowej pary skrzydeł. Pamiętał że nazywała go Aniołkiem. Po pewnym czasie na Czarnobór spadło niebezpieczeństwo: Bestia. Nikt nie wiedział kim jest, nawet on. Co noc wylatywał szukać morderczego potwora, jednak ten, był nieuchwytny. Wkrótce Dama założyła Zakon, a on przez cały czas ją wspierał i chronił. Była jego autorytetem. Dostrzegał jej wady i zalety, co było dla niego... hym, fascynujące. Zawsze dbała o wszystkich członków Zakonu, a oni szanowali ją z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. Pomagała w budowie labiryntu nie mniej niż reszta i tak po paru miesiącach, wszystko było gotowe.

Wiele Ciemnych Nocy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz