Perspektywa Ari
Łzy naleciały mi do oczu, a potem weciały z nich jak wodospad. Szybko wybieglam z pokoju. Zbiegłam do kuchni, i wzięłam kluczyki. Ubrałam szybko buty, oraz kurtke. Wybiegłam z domu. Poszłam do garażu i wsiadłam do auta. Odpaliłam je i wyjechałam. Jechałam tak szybko jak potrafiłam. Dojechałam. Wyciągnełam telefon i wybrałam numer do Jay'a. Po trzech sygnałach odebrał.
-Która to sala?!-zapytałam
-1039-odpowiedział. Rozłączyłam się. Doszłam do sali. Zobaczyłam go. Był podłączony do maszyny, która pomagała mu oddychać. Weszłam do sali. Chlopak spał. Jego wyniki nie były za dobre. Otworzyl oczy.
-Cześć-powiedziałam załamującym się głosem
-C-cześć m-mała-powiedział. Zaczą kaszleć....krwią. Ciśnienie spadało. Lekarz przybiegł. Pomógł mu. Uspokoiłam się. W pewnym momęcie poleciała mi jedna łza.
-Ej jest okej-powiedział
-No nie wiem...
-Muszę iść do kibelka ty tu na mnie poczekaj.
-Okej , ale jak nie wrócisz za 3 minuty to ide po ciebie- powiedziałam
-No okej- poszedł
Czekałam..... Czekałam...... Wyszłam na korytarz zobaczyć czy idzie. Nie było go.
-Chodźcie w toalecie jakiś chłopak zasłabł- usłyszałam głos pielęgniarki. Zrobiło mi się gorąco. Pobiegłam do toalety. Zobaczyłam leżącego na podłodze chłopaka. Na szczęście to nie był Karol.
-Szukasz mnie?-zapytał głos który szepną mi do ucha.
-Nie! Szukam misia gumisia!
-Ej kotku nie denerwuj się.
-No okej, alw od teraz będziwaz ciągle ze mną chodził, bo się o ciebie boje.
-Hmmm.....skoro o tym mowa to musisz się ze mną położyć, a pozatym wychodze już za kilka dni, i może gdzieś wyjedziemy?
-Musiała bym się nad ty zastanowić. Poza tym ja mam szkołę więc to może triszke być utrudnione.
-Coś się wymyśli- i w tym momęcie wpił się w moje usta. Zajebiście całuje....przyżekam. Wróciliśmy do pokoju. Siedziałam przy nim. W końcu zasną. Wyszłam.
-Pani Arianno? Muszę z panią porozmawiać odnośnie zdrowia Karola. Jak będzie miał jakikolwiek wypadek to tego może nie przeżyć.- zakręciło mi się w głowie.
Czylijak będzie miał jakikolwiek inny wypadek to tego nie przrzeżyje-nie mogło mi to dojść do głowy. On może umrzeć.....umrzeć....umrzeć. U mnie w słowniku nie ma takiego słowa. Wyszłam ze szpitala. Pojechałam do domu.
-Cass!- krzyknełam
-Ati! Przytuliłyśmy się. Byłam szczęśliwa. Chyba w tym momęcie nikt mi nie pomoże oprucz dziewczyn. Oglądałyśmy „the 100". Jadłyśmy lody truskawkowo-czekoladowe i piłyśmy cole.*************
I co powiecie?! Fajne? Oczywiście coś zawsze musi się wydarzyć. Dzisiaj dwa bo miałam ochote :D
Bayyy~😘❤
CZYTASZ
like we used to
AventuraPięć przyjaciółek spotyka przygoda. Ale nie taka zwykła. Muszą się zmieżyć z trudnymi sytuacjami.