- Nie sądziłeś, że to powiem? – pytam go, po czym chowam jego dłonie w swoich.
Zadałam to pytanie zbyt wiele razy odkąd go spotkałam.
- Nie, nie po tym wszystkim, co zrobiłem. Nie, gdy teraz znasz całą prawdę. Znasz całą prawdę – powtarza.
- Tak... znam – gdy wypowiadam te słowa, czuję wyzwolenie.
Nie muszę się już dłużej martwić o sekrety Harry'ego, które mogłyby nas prześladować. Nie muszę się obawiać, że ktoś zrzuci na mnie jakąś bombę. Teraz wiem już wszystko. Wreszcie znam każdy szczegół z jego życia, który chował. Na myśl przychodzi mi jedno wyrażenie.
'Czasem lepiej jest się ukrywać w mroku, niż zostać oślepionym przez światło.'
Nie sądzę, że jest to teraz adekwatne. Niepokoję się rzeczami, które uczynił Harry, jednak kocham go i podjęłam decyzję, że jego przeszłość nie wpłynie na nasz związek.
- O czym myślisz? Masz jakiekolwiek pytania odnoszące się do notki? – siada na skraju łóżka, a ja staję między jego nogami.
Sięga po moje dłonie i naznacza palcami wzroki na ich wierzchu. Spogląda na moją twarz i szuka jakiś wskazówek co do moich odczuć.
- Nie... Owszem, chciałabym wiedzieć, co się stało z Natalie... ale poza tym, nie mam żadnych pytań.
- Nie jestem już tą samą osobą, wiesz o tym, prawda? – wielokrotnie odpowiadałam mu na to pytanie, ale wiem, że znów potrzebuje to usłyszeć.
- Wiem to. Naprawdę wiem, kochanie – jego wzrok ciśnie ku mnie przez wypowiedziane słowo.
- Kochanie? – unosi brew.
- Nie wiem czemu to powiedziałam... - rumienię się.
Zawsze mówiłam do niego tylko po imieniu, nie jestem pewna, dlaczego tym razem użyłam zdrobnienia. Uwielbiam, kiedy tak do mnie mówi, ale wątpię, że lubi ten gest z mojej strony.
- Nie... Podoba mi się – uśmiecha się.
- Tęskniłam za twoim uśmiechem – mówię mu.
Przestaje ruszać palcami.
- Ja za twoim też. Nie daję ci zbyt wielu powodów do radości – krzywi się.
Chcę powiedzieć coś, co usunie grymas z jego twarzy, ale nie zamierzam kłamać. To, co powiedział jest czystą prawdą i musi o tym wiedzieć.
- Taa... Musimy nad tym popracować – mówię.
- Nie wiem jak możesz mnie kochać.
- Nie ma znaczenia dlaczego. Ważne, że cię kocham.
- Głupi był ten list, prawda?
- Nie! Może przestałbyś ciągle na siebie narzekać? Był przepiękny. Przeczytałam go aż trzy razy. Cieszyłam się, że mogłam dowiedzieć się wielu rzeczy na temat twoich spostrzeżeń o mnie... o nas.
- Tak myślałem, że ci się spodoba.
- Tak... ale również miło było poznać te najmniejsze drobnostki. Na przykład to, że pamiętałeś w co byłam ubrana. O tego typu rzeczy mi chodzi. Nigdy wcześniej ich nie używałeś.
- Och – wygląda na zażenowanego.
Wciąż mnie niepokoi fakt, iż to Harry pełni rolę tego wrażliwego w naszym związku.
- Nie wstydź się – mówię.
Jego ramiona wędrują ku mojej talii, a następnie usadawiają mnie na jego kolanach.
- Nie wstydzę... - kłamie.
Jedną ręką mierzwię mu włosy, a drugą zarzucam na jego ramię. Minęło tak dużo czasu odkąd siedziałam w jego objęciach, jednak uczucie jest niezmienne.
- Moim zdaniem jesteś – rzucam, na co się śmieje i chowa głowę w zagłębiu mojej szyi.
- Co za Wigilia. To był długi, dupny dzień – stwierdza, na co przytakuję.
- Za długi. Nie wierzę, że moja matka tu przyszła. Jest niemożliwa.
- Nie do końca – mówi, więc odsuwam się, by na niego spojrzeć.
- Co?
- Nie jest taka, naprawdę. Taa, może i rozwiązuje sprawy niewłaściwie, ale nie mogę jej winić za to, że nie chce byś ze mną była – oznajmia.
- Że co? Od kiedy to jesteś po jej stronie? – jestem obrażona. Postawiłam się mojej matce dla niego, dla nas, a teraz mówi mi, że ona ma rację.
- Nigdy nie powiedziałem, że jestem po jej stronie, ale jeśli byłabyś moją córką, nigdy nie pozwoliłbym ci być z kimś takim jak ja.
Rzucam mu gniewne spojrzenie, a następnie schodzę z jego kolan i siadam obok, na łóżku.
- Nie patrz tak na mnie. Mówię tylko, że naprawdę myślałem o wszystkim co zrobiłem, dlatego nie winię jej za to, że nie chce byśmy byli parą.
- Cóż, moim zdaniem się myli. Możemy przestać o niej gadać? – jęczę.
Poczucie winy za wcześniejsze słowa, które jej powiedziałam, próbuje wydobyć się na powierzchnię. I tak już dzisiaj zbyt wiele przeszłam. W zasadzie przez cały ten rok. Już prawie się kończy, aż nie mogę w to uwierzyć.
- Okej. W takim razie o czym chciałabyś porozmawiać? – pyta.
- Nie wiem... Na pewno nie o niej... Pogadajmy o czymś milszym. Na przykład o tym, jakim potrafisz być romantykiem – uśmiecham się.
- Nie jestem romantyczny – parska.
- Owszem, z całą pewnością jesteś, a list temu dowodzi – droczę się z nim.
- To nie był list, tylko notka. Notka, która miała zawierać maksymalnie jeden akapit – wywraca oczami.
- Jasne, w takim razie romantyczna notka – uśmiecham się.
- Uciszyłabyś się? – jęczy.
- Czy ty właśnie próbujesz mnie zdenerwować tylko po to, bym wypowiedziała twoje imię? – śmieję się.
Szybko łapie za moją talię i przesuwa w głąb łóżka, a tuż potem wisi nade mną z rękoma na moich biodrach.
- Nie, skoro znalazłem inne sposoby na to, byś wypowiadała moje imię – mówi z ustami przy moim uchu.
Moje ciało od razu rozpala się na jego słowa.
- Czyżby? – mówię ciężkim głosem.
Sylwetka Natalie pojawia się w moich myślach, przez co skręca mi żołądek.
- Myślę, że powinniśmy poczekać do momentu, w którym twoja matka nie będzie w pokoju obok – proponuję.
Jest to główny powód, natomiast drugi to taki, że potrzebuję czasu na to, by ustatkować się w naszym związku. Raz już uprawialiśmy seks, gdy Anne była w domu i było to wystarczająco niezręczne.
- Mogę ją stąd zaraz wykopać – żartuje i przekręca się, lądując tuż obok mnie.
- Albo ja cię stąd zaraz wykopie.
- Nie wyszedłbym, nie tym razem. Ty tym bardziej – jego pewność w głosie sprawia, że się uśmiecham.
- Więc kończymy z kłótniami i rozstaniami? – pytam.
Leżymy koło siebie i gapimy się w sufit.
- Tak, żadnych sekretów, żadnych rozstań. Myślisz, że poradzisz sobie z tym drugim chociaż przez tydzień?
Stukam go ręką w ramię i się śmieję.
- Myślisz, że dasz radę mnie nie wkurzać chociaż przez tydzień?
- Nie, prawdopodobnie nie – odpowiada, a ja wiem, że się uśmiecha.
Obracam głowę i widzę szeroki uśmiech na jego twarzy.
- Czasem będziesz musiał zostać u mnie w akademiku. Droga jest zbyt długa.
- Akademiku? Nie będziesz tam mieszkać, zostajesz tutaj.
- Dopiero co do siebie wróciliśmy. Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł, bym tu mieszkała?
- Zostajesz tu i koniec dyskusji.
- Chyba ci się coś pomyliło, by mówić do mnie w ten sposób – rzucam uśmiech i podnoszę się na łokciu, by na niego spojrzeć.
- Tak naprawdę to nie chcę tam mieszkać, po prostu chciałam zobaczyć twoją reakcję – przyznaję.
- Cóż, cieszę się, że wróciłaś do bycia irytującą – odpowiada, po czym się podnosi, naśladując moją pozę.
- A ja cieszę się, że wróciłeś do bycia wrednym. Zaczynałam się martwić po tym romantycznym liście, straciłeś swoją wyrazistość.
- Nazwij mnie jeszcze raz romantykiem, a posiądę cię właśnie tu i teraz, bez względu na moją mamę.
Moje oczy się rozszerzają, a jego śmiech jest głośniejszy, niż kiedykolwiek.
- Żartuję! Powinnaś zobaczyć swoją twarz! – wrzeszczy.
Nic na to nie poradzę, że chichoczę razem z nim.
- Chyba nie powinniśmy się śmiać po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło – mówi, gdy przestajemy.
- Może właśnie dlatego powinniśmy – mówię to, co mam na myśli. To jest właśnie to, co robimy. Kłócimy się, a tuż potem godzimy.
- Nasz związek jest nieco zjebany – uśmiecha się.
- Taa... tylko troszkę – z pewnością było to, jak przejażdżka kolejką górską.
- Już się to nie powtórzy, okej? Obiecuję.
- W porządku – pochylam się i składam szybki pocałunek na jego ustach.
Nie wystarcza mi to, nigdy nie wystarczało. Z powrotem dotykam jego warg, tylko tym razem się ociągam. Oboje otwieramy usta w tym samym momencie, więc Harry wślizguje swój język. Zaplatam dłonie w jego włosy, a gdy jego język masuje mój, przyciąga mnie na swoje ciało. Nie ważne w jak bardzo pokręconym związku jesteśmy. Widać, że między nami istnieje niezaprzeczalna pasja, która jest niesamowita i pochłania nas w całości. Zaczynam ruszać swoimi biodrami, a następnie się na nim usadawiam. Czuję jak się uśmiecha w trakcie pocałunku.
- Myślę, że to na razie wystarczy – mówi.
Kładę głowę na jego klatce piersiowej i cieszę się przyjemnym uczuciem. Leżę na nim swoim ciałem, a on obejmuje mnie ramionami.
- Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie udany – odzywam się po kilku minutach ciszy.
Nie odpowiada, a gdy unoszę głowę widzę, że oczy ma zamknięte, a usta lekko rozchylone we śnie. Musiał być wyczerpany, zresztą ja również jestem. Zsuwam się z niego i sprawdzam godzinę. Jest po dziesiątej. Ściągam mu spodnie bez budzenia go, zanim z powrotem dołączam do niego w łóżku. Jutro jest Boże Narodzenie, więc mogę się tylko modlić, by poszło lepiej niż dzisiaj.Harry's POV:
Słyszę niewyraźny dźwięk cholernego alarmu Tessy, który budzi mnie zbyt wcześnie. Nie będę narzekał, ponieważ mam szczęście, że go słyszę. Szczęście, że Tessa wciąż tu jest. Wyłącza go i schodzi z łóżka, zostawiając mnie samego. Rozważam pójście za nią do łazienki, nie po to, by z nią cokolwiek robić, ale po to, by być blisko niej. W łóżku jest za ciepło, więc kilka minut później zmuszam się do wstania i zrobienia kubka kawy.
- Wesołych Świąt – mówi moja mama, gdy wchodzę do kuchni.
- Tobie również – omijam ją i podchodzę do lodówki.
- Zrobiłam kawę – oznajmia.
- Widzę.
- Harry, przepraszam cię za to, co wczoraj powiedziałam. Wiem, że cię wkurzyłam, gdy przytaknęłam jej mamie.
- Chodzi o to, że jej miejsce jest przy mnie, mamo, nigdzie indziej. Tylko przy mnie – sięgam po ręcznik, żeby wytrzeć nadmiar kawy, który wylał się poza kubek.
- Wiem o tym, Harry. Dostrzegam to teraz. Przepraszam cię.
- A ja przepraszam za to, że przez cały czas zachowywałem się jak chuj. Nie chciałem – wydaje się być zdziwiona na moje słowa. Raczej jej za to nie winię. Nigdy nie przepraszam, bez względu na to czy mam rację, czy też nie.
- W porządku, przebrniemy przez to. Spędźmy Gwiazdkę w uroczej posesji twojego ojca – uśmiecha się, a sarkazm w jej głosie jest oczywisty.
- Taa, damy radę. Kocham cię, mamo – wymawianie tych słów jest dziwne, ale warte jej zaskoczenia.
- Co? – łzy od razu zbierają się w jej oczach przez to, że użyłem zdania, którego nigdy nie wypowiadam.
- Kocham cię, mamo – powtarzam, nieco zażenowany.
Przyciąga mnie do siebie w ramiona i ściska mocno, mocniej, niż zazwyczaj pozwalam.