Zdaje się, że minęły godziny, zanim Harry w końcu wraca do domu. Do tego czasu zdążyłam wziąć prysznic, posprzątać kuchnię i przeczytać pięćdziesiąt stron Moby Dicka na moim czytniku. Większość czasu spędziłam na rozmyślaniu nad każdą możliwością jego zachowania i nad tym co powie. Napisał, że nie chce bym sobie poszła, więc to chyba dobrze wróży. Prawda? Mam taką nadzieję. Cała wczorajsza noc jest zamazana, ale pamiętam najważniejsze momenty.
Harry był pijany, zły oraz agresywny. W pewien sposób sama to na siebie ściągnęłam przez bycie irracjonalną i całowanie tamtego chłopaka na jego oczach, ale wolałabym, żeby był bardziej wyrozumiały, zważając na mój nietrzeźwy stan. Ale przecież Harry i wyrozumiałość to nie te rzeczy, które zazwyczaj idą w parze. Chcę tylko, żeby mi wybaczył, będę się przed nim płaszczyć tak długo jak będzie trzeba.
Gdy słyszę trzask otwieranych drzwi frontowych zamieram. Wszystko co przygotowałam sobie, żeby mu powiedzieć nagle znika z mojej głowy, kładę czytnik na stole i prostuję się na kanapie.
Kiedy Harry przechodzi przez drzwi ma na sobie szarą bluzę i swoje charakterystyczne czarne jeansy. Zawsze opuszcza dom tylko w czerni lub okazjonalnie bieli, więc kontrast jest dość nietypowy, jednak bluza sprawia, że w jakiś sposób wygląda młodziej. Ma rozczochrane włosy odsłaniające czoło, a pod jego oczami widać ciemne kręgi.
W ręku trzyma lampę, inną niż ta, którą zniszczył wczoraj w nocy, ale bardzo podobną.
- Cześć – mówi i przebiega językiem po swojej dolnej wardze, a następnie przygryza swój kolczyk.
- Hej – mamroczę w odpowiedzi.
- Jak... jak spałaś? - pyta.
Wstaję z kanapy, gdy Harry zmierza w stronę kuchni.
- Dobrze... – kłamię.
- To dobrze – mówi.
Oczywiste jest to, że obydwoje stąpamy bardzo delikatnie, bojąc się, że powiemy coś nie tak.
Stoi przy ladzie, a ja zostaję bliżej lodówki.
- Ja uhm... kupiłem nową lampę – kiwa głową w stronę przedmiotu, który trzyma w rękach, po czym kładzie go na blacie.
- Jest ładna – czuję się skołowana, bardzo skołowana.
- Nie było tej, którą mieliśmy wcześniej, ale... - zaczyna.
- Tak bardzo przepraszam – wyrzucam z siebie, wchodząc mu w słowo.
- Ja też... tak jakby.
- Tak jakby?
- Taa... Mam na myśli, że przepraszam za pewną część, ale nie za wszystko.
- Dobrze... - chcę poprosić go, by rozwinął swoją wypowiedź, ale postanawiam jednak tego nie robić.
- Przepraszam za wszystko, naprawdę przepraszam. Wczorajsza noc nie miała tak się skończyć – mówię.
- To całkowicie zrozumiałe.
- To była okropna noc. Powinnam była pozwolić ci się wytłumaczyć, zanim go pocałowałam, to było głupie i dziecinne z mojej strony.
- Bo było. Nie musiałem się tłumaczyć, a ty powinnaś była mi zaufać i nie wyciągać pochopnych wniosków – opiera łokieć o blat. Ściskam swoje palce, próbując nie skubać skóry wokół paznokci.
- Wiem. Przepraszam.
- Słyszałem cię przez ostatnie dziesięć razy, Tess.
- Wybaczysz mi? Mówiłeś, że chcesz mnie wyrzucić.
- Nie mówiłem, że chcę, mówiłem tylko, że ten związek nam nie wychodzi - wzrusza ramionami.
Duża część mnie modliła się, żeby nie pamiętał rzeczy, które wczoraj powiedział. W zasadzie powiedział mi, że małżeństwo jest dla głupców i że on powinien być sam.
- Co masz na myśli?
- Tylko to.
- Tylko co? Myślałam... - nie wiem co powiedzieć.
Myślałam, że nowa lampa jest jego sposobem na przeprosiny i że dziś rano czuje inaczej, niż wczoraj w nocy.
- Co myślałaś?
- Że nie chciałeś, bym sobie poszła i porozmawiamy o tym, jak wrócisz do domu.
- Właśnie o tym rozmawiamy.
- Czyli co w takim razie? Nie chcesz już ze mną być? - gula rośnie mi w gardle.
- Nie to miałem na myśli, chodź tutaj – mówi, otwierając ramiona.
W ciszy przechodzę przez naszą małą kuchnię i staję bliżej niego. Jest coraz bardziej niecierpliwy, a gdy jestem już wystarczająco blisko przyciąga mnie do siebie, owijając ręce wokół mojej talii. Kładę głowę na jego torsie; miękka bawełna jego bluzy jest wciąż zimna od mroźnego, zimowego powietrza.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem – mówi pomiędzy moimi włosami.
- Przecież nigdzie nie odeszłam – odpowiadam.
- Właśnie, że odeszłaś. Gdy pocałowałaś tamtego gościa, straciłem cię w jednym momencie, to było dla mnie za wiele. Nie mogłem tego znieść, nawet na chwilę – przyciąga mnie bliżej.
- Nie straciłeś mnie, Harry. Popełniłam błąd, błąd, którego obiecuję już nie powtórzyć.
- Proszę... - zaczyna, ale zaraz się poprawia. - Nie rób tego więcej, mówię poważnie - mówi zamiast tego.
- Nie zrobię – zapewniam go i mam to na myśli.
- Przyprowadziłaś tu Zayna.
- Tylko dlatego, że zostawiłeś mnie na imprezie bez możliwości powrotu do domu. Nie miałam wyjścia – przypominam mu.
Podczas tej rozmowy nie spojrzeliśmy na siebie ani razu i chcę, żeby tak zostało. Jestem dużo bardziej odważna... cóż, trochę odważniejsza, gdy nie widzę tych zielonych oczu przeszywających mnie na wylot.
- Naprawdę nie dałaś mi wyboru, Tess.
- Czekałam na zewnątrz, myślałam, że wrócisz - przyznaję.
Odsuwa mnie delikatnie od siebie i trzyma lekko, by móc na mnie spojrzeć. Wygląda na zmęczonego, domyślam się, że ja również się tak prezentuję.
- Wiem, że słabo radziłem sobie ze swoją złością, ale nie wiedziałem co innego zrobić – intensywność jego spojrzenia sprawia, że spuszczam wzrok z jego twarzy i wpatruję się w ścianę.
- Zależy ci na nim? - głos Harry'ego drży, gdy łapie za mój podbródek, bym na niego spojrzała.
- Co?
- Czy ci na nim zależy, na Zaynie?
On nie może mówić poważnie.
- Harry...
- Odpowiedz.
- Nie w taki sposób jak myślisz.
- Co to oznacza? - Harry zaczyna być niespokojny albo zły, nie jestem w stanie stwierdzić. Może i to i to.
- Zależy mi na nim po przyjacielsku.
- Nic poza tym? - ton Harry'ego jest błagalny, prosi mnie, by zapewnić go, że zależy mi tylko na nim.
- Nic poza tym, kocham ciebie. Tylko ciebie i wiem, że zrobiłam coś bardzo głupiego, ale zrobiłam to w złości i za dużo wypiłam. To nie ma nic wspólnego z moimi uczuciami do kogokolwiek.
- Dlaczego spośród wszystkich ludzi to on przywiózł cię do domu?
- Tylko on jedyny zaoferował. Dlaczego jesteś dla niego taki surowy? - pytam i od razu tego żałuję.
- Surowy? Nie mówisz poważnie?
- Byłeś dla niego okrutny, poniżając go na moich oczach.
Harry przesuwa się w bok, więc nie stoimy już do siebie twarzą w twarz. Odwracam się do niego przodem, a on przebiega palcami po swoich rozczochranych włosach.
- Powinien był wiedzieć, że to zły pomysł przyjeżdżać tu z tobą. Nie musiał oferować ci podwózki, dostał to co mu się należało. Ma szczęście, że wyszedł stąd bez złamanego nosa.
- Obiecałeś, że będziesz trzymał swój temperament na wodzy – próbuję nie naciskać, chcę się pogodzić, a nie jeszcze bardziej wciągać się w kłótnię.
- Tak było. Do momentu, w którym mnie zdradziłaś i wyszłaś z imprezy z Zaynem. Mogłem go wczoraj porządnie sprać, więc równie dobrze mógłbym teraz wyjść i to zrobić – podnosi głos.
- Wiem, że mogłeś i cieszę się, że tego nie zrobiłeś.
- Ja nie, ale cieszę się, że ty się cieszysz.
- Nie chcę już więcej pić – mówię mu.
- Ja też, nie wiem co do cholery wczoraj myślałem. Nie pamiętam zbyt wiele, ale wiem, że salon był zaśmiecony.
- Nie podoba mi się, gdy tak dużo pijesz, nie jesteś wtedy sobą – czuję jak łzy napływają mi do oczu, więc próbuję je zdusić.
- Wiem... Nie chciałem się tak zachować. Byłem po prostu taki wściekły i... zraniony... Byłem zraniony. Jedyna rzecz, o której byłem w stanie myśleć, oprócz zabicia kogoś, to alkohol, więc poszedłem do Conner's i kupiłem whiskey. Nie miałem zamiaru wypić tak dużo, ale ból nie chciał mnie opuścić, więc piłem dalej – nie patrzy na mnie.
Mam wielką ochotę jechać teraz do Conner's i nawrzeszczeć na tę starą kobietę za to, że sprzedała Harry'emu alkohol, jednak jego dwudzieste pierwsze urodziny są dokładnie za miesiąc, a szkoda wczorajszego wieczoru i tak już została wyrządzona.
- Bałaś się mnie, widziałem to w twoich oczach – mówi.
- Nie... Nie bałam się ciebie. Wiem, że byś mnie nie skrzywdził.
- Wzdrygnęłaś się, pamiętam to. Prawie wszystko jest zamazane, ale to pamiętam bardzo dobrze.
- Po prostu mnie zaskoczyłeś – mówię mu.
Bierze krok bliżej mnie, zamykając prawie całą przestrzeń, która nas dzieli.
Wiedziałam, że nie miał zamiaru mnie uderzyć, ale zachowywał się bardzo agresywnie. Alkohol może zmusić ludzi do robienia nieopisanych rzeczy, których nigdy nie zrobiliby na trzeźwo.
- Nie chcę byś kiedykolwiek... była zaskoczona w taki sposób. Nigdy więcej już nie będę tak pił, przysięgam – przybliża swoją rękę do mojej twarzy i kreśli palcem wskazującym wokół mojej skroni.
Nie chcę nic odpowiadać, ta cała rozmowa była zagmatwana. W jednej sekundzie czuję, że mi wybacza, jednak już po chwili nie jestem tego taka pewna. Mówi teraz dużo spokojniejszym tonem, niż bym się spodziewała, ale jego złość czuć zaraz pod powierzchnią.
- Mówiłeś szczerze te wszystkie rzeczy o małżeństwie?
- Przecież wiesz co myślę na ten temat.
- To prawda, ale wczoraj w nocy byłeś szczególnie... Sama nie wiem... szczególnie przeciwko temu.
- Nie wracajmy do tego. Lepiej porozmawiajmy o tym, co zrobimy teraz – przesuwa rękę z mojego policzka do mojej szczęki.
- Nie chcę być tym facetem, a już na pewno nie chcę być taki jak mój ojciec. Nie powinienem tyle wypić, ale ty też jesteś winna – mówi.
- Ja... - zaczynam mówić, ale mnie ucisza.
- Mimo to, lista rzeczy, które ja zrobiłem, a raczej cała książka, jest dużo gorsza, a ty zawsze mi wybaczasz. Zrobiłem o wiele więcej podłych rzeczy od ciebie, więc jestem ci to winien, by zapomnieć o tym i ci wybaczyć. To nie fair, żeby wymagać od ciebie rzeczy, których ja nie mogę ci dać w zamian. Naprawdę cię przepraszam, Tesso, za wszystko co działo się wczoraj w nocy. Byłem jebanym kretynem.
- Ja też byłam. Wiem, jaki masz stosunek do innych facetów i nie powinnam wykorzystywać tego przeciwko tobie w złości. Następnym razem postaram się myśleć, zanim zrobię coś takiego, przepraszam.
- Następnym razem? - mały uśmiech pojawia się na ustach Harry'ego.
Tak szybko zmienia się mu nastrój.
- Czyli wszystko między nami w porządku? - pytam.
- To nie zależy tylko ode mnie.
- Chcę żeby było – spoglądam na niego.
- Ja też, kochanie, ja też – ulga przechodzi przez moje ciało, gdy słyszę jego słowa, więc opieram się ponownie o jego tors.
Wiem, że wiele rzeczy było specjalnie niewypowiedzianych, ale i tak rozwiązaliśmy już wystarczającą część z nich.
- Już nigdy więcej nie będę cię obrzucał wyzwiskami – całuje mnie w czubek głowy, a moje serce trzepocze.
- Dziękuję.
- Mam nadzieję, że lampa ci to wynagrodzi – słyszę humor w jego głosie i dopasowuję się do sytuacji.
- Może, gdyby udało ci się zdobyć tę samą lampę – uśmiecham się, a on spogląda na mnie tak samo rozbawiony.
- Posprzątałem cały salon – promienieje.
- To ty go zaśmieciłeś.
- W dalszym ciągu, wiesz co myślę na temat sprzątania – jego ręka okręca się ciasno wokół mnie.
- Nie posprzątałabym tego bałaganu, zostawiłabym to tak jak było - mówię mu.
- Nie zrobiłabyś tak.
- A właśnie, że bym tak zrobiła.
- Doprowadziłoby cię to do szału, nie ma możliwości, że byś to tak zostawiła – chichocze.
Wiem, że ma rację, więc po prostu śmieję się razem z nim.
- Bałem się, że cię tu nie będzie, gdy wrócę – mówi Harry.
Spoglądam na niego, a on na mnie.
- Nigdzie się nie wybieram - mówię mu i modlę się, żeby to była prawda.
Zamiast odpowiedzi przyciska swoje usta do moich.