Harry chwyta lampę ze stołu, wyrywając kabel z kontaktu, po czym rozbija ją o ścianę. Czemu pierwsza rzecz, jaka przychodzi mu do głowy, to niszczenie wszystkiego w zasięgu wzroku?
- Przestań! – krzyczę.
Nie odwraca się, by na mnie spojrzeć, gdy łapie wazon i trzaska nim o ceglaną ścianę.
- Harry, zniszczysz wszystko co mamy! Proszę, przestań!
- To twoja wina, Tesso! Zdradziłaś mnie, do jasnej cholery! - odkrzykuje i porywa następny wazon.
Wbiegam do salonu, by do niego dołączyć, i zabieram przedmiot z jego rąk, zanim zdąży go rozbić.
- Wiem! Przepraszam cię! Tak bardzo cię przepraszam, Harry. Proszę, porozmawiajmy – błagam.
Nie mogę już powstrzymywać łez.
- Proszę, Harry – płaczę.
- Zjebałaś, Tesso, tak bardzo! - wali pięścią w ścianę.
Wiedziałam, że tak będzie i szczerze, jestem zdziwiona, że tak długo mu to zajęło. Jestem wdzięczna, że wybrał tę ścianę, niż ceglaną, bo z pewnością poraniłaby jego rękę dużo poważniej.
- Po prostu zostaw mnie w spokoju! Idź sobie! - chodzi tam i z powrotem, po czym uderza obydwiema rękoma w ścianę, tym razem nie bijąc pięścią w powierzchnię; dzięki Bogu.
- Kocham cię – rzucam, muszę spróbować go uspokoić, ale jest taki pijany i przerażający.
- Jakoś tego nie widać! Pocałowałaś innego, jebanego faceta! Po czym przyprowadzasz Zayna do mojego, pieprzonego domu!
Serce mi kołacze na wspomnienie imienia Zayna. Harry go poniżył.
- Wiem... przepraszam – walczę z chęcią wytknięcia mu bycia hipokrytą. Tak, wiem, że to co zrobiłam było złe, bardzo złe, ale ja wybaczałam mu, gdy mnie ranił; wielokrotnie.
- Dobrze wiesz, że doprowadza mnie do szaleństwa to, jak widzę cię z kimś innym, a ty i tak masz to gdzieś!
- Powiedziałam, że przepraszam, Harry... Co jeszcze...
Przewraca krzesło i za chwilę słychać łomotanie do drzwi. Świetnie, teraz wszyscy sąsiedzi będą zaangażowani.
- Harry! Przysięgam na Boga, jeśli zrobisz jej krzywdę! - to Zayn.
On naprawdę prosi się o śmierć.
- Masz kurwa pięć minut, żeby odejść, Zayn, albo dopomóż mi Boże, zabiję cię do kurwy nędzy! - wrzeszczy Harry. Żyły na jego szyi zmieniają kolor w głęboki fiolet i powoli zaczyna przypominać potwora.
- Nigdzie się nie wybieram! Otwórz drzwi albo wezwę policję! - wyzywa go Zayn.
- Każ mu stąd iść – instruuje Harry.
- Zayn... Jest w porządku. Proszę idź już. Nic się nie dzieje. Zadzwonię do ciebie jutro.
Harry zmierza w stronę drzwi, a ja łapię go za koszulkę.
- Ona wcale do ciebie nie zadzwoni, a twój czas już minął – ostrzega Harry, uwalniając się z mojego uścisku, a następnie łapie za klamkę od drzwi.
- Harry, nie, albo naprawdę przyjedzie policja – błagam.
- Daj mi tylko dwie minuty, to wszystko i już sobie pójdzie.
- Przecież prawie go nie znasz. Za kogo on się uważa, żeby przychodzić tutaj i próbować udawać jebanego zbawiciela?
- Jedna minuta i już go nie ma. Tylko zostań tutaj, chyba, że chcesz zostać aresztowany.
- Minuta – prycha.
Nienawidzę, kiedy się tak zachowuje.
Gdy otwieram drzwi, Zayn kręci się po korytarzu.
- Nie powinnaś tu zostawać, on jest jebanym psychopatą – mówi.
Zamykam za sobą drzwi i modlę się w nadziei, że Harry tego nie usłyszał.
- Nie, nie jest.
- Taa, właśnie, że jest, niszczy wszystko w mieszkaniu. Słyszę to.
- Jest zły, pijany i zły.
- Dokładnie, kto wie do czego jest zdolny.
- Nie zrobiłby mi nic złego.
- Nie wiesz tego – jego oczy są pełne zatroskania, ale nie podoba mi się sposób, w jaki mówi o Harrym.
- Naprawdę doceniam, że się o mnie martwisz, ale znam go lepiej, niż ktokolwiek. Będzie tylko wrzeszczał i wszystko rozrzucał. Proszę, idź po prostu do domu. Wiem, że masz dobre intencje, ale muszę go uspokoić, a ty mi w tym nie pomagasz. Bardzo mi przykro, ale proszę, idź już.
Czuję się potwornie wyganiając go, szczególnie po tym, jak Harry był dla niego taki okrutny, ale to nie jest dobry pomysł, żeby tu został. Słyszę tupanie Harry'ego, więc znów błagam Zayna, by poszedł.
- Dobrze, pójdę. On musi wreszcie doprowadzić się do porządku. Obydwoje musicie – mówi Zayn, zniżając głos.
- Wiem – zgadzam się z nim i wracam do mieszkania.
- Poszedł? - pyta Harry.
- Tak, poszedł.
- Jestem zaskoczony, że nie poszłaś z nim.
- Daj spokój.
- Zjebałaś.
- Przepraszam, Harry, nie myślałam trzeźwo – mówię tak delikatnie i wolno jak tylko potrafię.
- 'Przepraszam' nie spowoduje, że ten obraz zniknie z mojej głowy. To jest jedyna rzecz, którą teraz widzę – ciągnie za swoje włosy.
Idę w jego stronę i staję bezpośrednio przed nim. Śmierdzi od niego alkoholem.
- W takim razie spójrz na mnie, spójrz na mnie – odważnie kładę ręce na jego policzkach, zmuszając go, by popatrzył w moje oczy.
- Pocałowałaś go, pocałowałaś kogoś innego – jego głos jest dużo niższy, niż chwilę temu.
- Wiem i przepraszam cię za to, Harry. Nie myślałam. Wiesz jaka potrafię być irracjonalna.
- To nie jest żadne wytłumaczenie.
- Wiem, kochanie, wiem - mam nadzieję, że te słowa go uspokoją.
- To boli – mówi, jego przekrwione oczy łagodnieją.
Czuję ukłucie w klatce piersiowej; brzmi jak dziecko, samotne, smutne dziecko. Nie mogę powstrzymać się od wyobrażenia sobie Harry'ego jako małego chłopca, ukrywającego się, gdy jego rodzice kłócą się o uzależnienie ojca.
- Przepraszam, proszę wybacz mi.
- Wiedziałem, że bycie z dziewczyną to zły pomysł, nie, żebym kiedykolwiek chciał mieć dziewczynę, ale tak właśnie się to kończy, gdy ludzie się umawiają... albo biorą ślub. Właśnie dlatego muszę być sam. Nie mam siły przez to przechodzić – odsuwa się ode mnie.
- To się nigdy więcej nie powtórzy, nigdy już nic takiego nie zrobię.
- To nie ma znaczenia, Tess, któreś z nas to zrobi. To jest to, co ludzie robią, gdy się kochają. Ranią się nawzajem, a potem rozstają albo rozwodzą. Nie chcę tego dla nas, dla ciebie.
- Z nami tak nie będzie. My jesteśmy inni.
- Tak się dzieje ze wszystkimi, spójrz na naszych rodziców.
- Nasi rodzice poślubili nieodpowiednich ludzi, to wszystko. Popatrz na Karen i twojego ojca - czuję ulgę, że jest teraz spokojniejszy.
- Oni też się rozwiodą.
- Nie wydaje mi się, że tak będzie.
- A mi tak. Małżeństwo to takie pojebane wyobrażenie, 'hej, w sumie cię lubię, zamieszkajmy razem i podpiszmy trochę papierów, przyrzekając sobie, że nigdy nie opuścimy siebie nawzajem, mimo iż wcale nie mamy zamiaru tego dotrzymać'; kto w ogóle zrobiłby coś takiego z własnej woli? Dlaczego miałabyś chcieć być przywiązana do jednej osoby na zawsze?
Nie jestem psychicznie przygotowana, by przetworzyć to, co właśnie do mnie powiedział. Nie widzi ze mną przyszłości? Mówi tak tylko dlatego, że jest pijany. Prawda?
- Czy naprawdę chcesz, żebym sobie poszła? Czy chcesz to teraz zakończyć? - pytam, patrząc mu prosto w oczy.
Nie odpowiada mi.
- Harry.
- Nie... kurwa... nie, Tesso. Kocham cię. Kocham cię tak cholernie, ale ty... To, co zrobiłaś było złe. Sprawiłaś, że każda drobna obawa, która była we mnie, nagle stała się realna przez jeden twój wybryk – jego oczy zachodzą łzami i moja klatka piersiowa się zapada.
- Wiem, czuję się paskudnie, że cię zraniłam.
- Powinnaś być z kimś takim jak Noah.
- Nie chcę być z nikim oprócz ciebie – wycieram swoje oczy.
- Boję się, że będziesz chciała.
- Że co będę chciała? Zostawić cię dla Noah?
- Nie konkretnie dla niego, ale dla kogoś takiego jak on.
- Nie zrobię tego. Harry, kocham cię. Nikogo innego tylko ciebie. Kocham wszystko, co jest z tobą związane, proszę, przestań w to wątpić – boli mnie, że myśli w ten sposób.
- Czy możesz mi szczerze przyznać, że nie zaczęłaś się ze mną spotykać tylko po to, by zrobić na złość swojej matce?
- Że co, proszę?
Czeka na moją odpowiedź.
- Nie, oczywiście, że nie. Moja matka nie ma z tym nic wspólnego. Zakochałam się w tobie bo... Cóż, dlatego, że nie miałam wyboru. Nie mogłam nic na to poradzić, próbowałam tego nie robić, bo bałam się tego, co pomyśli moja matka, ale nigdy nie miałam wyboru. Zawsze cię kochałam, czy tego chciałam czy nie - mówię mu.
- Jasne.
- Co mogę zrobić, żebyś to zobaczył?
Jak on może myśleć, że jestem z nim w ramach buntu? Po tym wszystkim, co przeszłam?
- Może nie całuj innych facetów.
- Wiem, że nie wierzysz w siebie, ale powinieneś wiedzieć, że cię kocham. Walczyłam o ciebie od pierwszego dnia, z moją matką, z Noah, ze wszystkimi.
- Nie wierzę w siebie? To nie prawda. Nie będę siedział i patrzył, jak robią ze mnie durnia.
- Martwisz się, że to ja cię tak traktuję? - zaczyna rosnąć we mnie złość.
Wiem, że to co zrobiłam było złe, ale on zrobił o wiele gorsze rzeczy ode mnie. To on ze mną pogrywał, a ja mu wybaczyłam.
- Nie zaczynaj ze mną – warczy.
- Przeszliśmy tak długą drogę, tyle razem musieliśmy przezwyciężyć, Harry. Nie pozwól, by jeden błąd nam to zabrał – nigdy bym nie pomyślała, że to ja będę błagać go o wybaczenie.
- Ty to zrobiłaś, nie ja.
- Przestań być dla mnie taki oschły. Ty też zrobiłeś mi wiele złego – prycham.
Złość powraca na jego twarz i z hukiem odchodzi z dala ode mnie.
- Wiesz co? Ja zrobiłem wiele rzeczy, ale ty pocałowałaś kogoś na moich oczach.
- Och, masz na myśli dzień, w którym Molly siedziała na twoich kolanach i ją przy mnie całowałeś?
- Nie byliśmy wtedy razem.
- Może ty tak uważasz, ale ja myślałam inaczej.
- To nie ma kurwa znaczenia, Tesso.
- Czyli mówisz, że nie odpuścisz tego?
- Nie wiem co mówię, ale działasz mi na nerwy.
- Myślę, że powinieneś iść do łóżka – proponuję.
Pomimo chwili zrozumienia, która pojawiła się w ciągu ostatnich kilku minut, jest dla mnie oczywiste, że Harry skupia się na okrucieństwie skierowanym w moją stronę.
- Myślę, że nie powinnaś mi mówić, co mam robić.
- Wiem, że jesteś zły i dotknięty, ale nie możesz do mnie mówić w ten sposób. Nie powinno tak być i nie mam zamiaru tego znosić. Pijana czy nie.
- Nie jestem dotknięty – rzuca mi złowrogie spojrzenie.
Harry i jego duma.
- Właśnie powiedziałeś, że jesteś.
- Nie prawda, nie wkładaj mi w usta, czegoś czego nie powiedziałem.
- Dobra – poddaję się.
Jestem wyczerpana i nie chcę odpalić granatu, którym jest Harry. Podchodzi do wieszaka na klucze i ściąga z niego swój plik, potykając się w drodze o swoje buty.
- Co robisz? - podbiegam do niego.
- Wychodzę, a na co to wygląda?
- Nigdzie nie wychodzisz, piłeś. Dużo – sięgam po jego klucze, ale wsuwa je do swojej kieszeni.
- Mam to gdzieś, potrzebuje więcej alkoholu.
- Nie, nie potrzebujesz. Wypiłeś wystarczająco dużo i rozbiłeś butelkę – próbuję sięgnąć do jego kieszeni, ale łapie mnie za nadgarstek tak, jak robił to już nieskończoną ilość razy.
Teraz jest jednak inna sytuacja, bo jest zły i przez chwilę zaczynam się denerwować.
- Puść – wyzywam go.
- Nie próbuj mnie zatrzymywać, to cię puszczę – nie daje za wygraną, a ja staram się wyglądać na niewzruszoną.
- Harry... Zrobisz mi krzywdę.
Jego oczy spotykają się z moimi i szybko mnie puszcza. Podnosi rękę, na co się wzdrygam i wycofuję w strachu. Przeczesuje nią włosy, a w jego oczach przebiega panika.
- Myślałaś, że cię uderzę? - mówi prawie szeptem, natomiast ja odsuwam się jeszcze dalej.
- Nie... Nie wiem, wystraszyłeś mnie – wiedziałam, że mnie nie zrani, ale to jest najłatwiejszy sposób, by wrócił do rzeczywistości.
- Powinnaś wiedzieć, że bym cię nie skrzywdził. Pomimo tego, że pewnie powinienem – wpatruje się we mnie.
- Jak na kogoś, kto tak nienawidzi swojego ojca, naprawdę nie masz problemu z zachowywaniem się jak on – wyrzucam z siebie.
- Pierdol się, nie przypominam go w niczym! - wykrzykuje.
- A właśnie, że tak! Jesteś pijany jak świnia i zostawiłeś mnie samą na imprezie! Zniszczyłeś połowę naszych dekoracji w salonie, wliczając moja ulubiona lampę! Zachowujesz się jak on... dawny on.
- Taa... Cóż, ty za to zachowujesz się jak swoja matka. Rozpuszczona, snobistyczna mała dziwka! - drwi, na co łapię z trudem powietrze.
- Kim ty jesteś? - pytam i kręcę głową z niedowierzaniem.
Nie chcę go już dłużej słuchać i wiem, że jeśli będziemy ciągnąć tę kłótnię, nie skończy się to dobrze. Odwracam się, by odejść z dala od niego. Jego brak szacunku do mnie przeszedł teraz na całkiem inny poziom.
- Tessa... Ja... - zaczyna.
- Nie – rzucam i kieruję się w stronę korytarza.
Mogę znieść jego bezczelne komentarze, mogę znieść, gdy na mnie krzyczy, bo, cholera, robię to samo w stosunku do niego, ale nie podoba mi się sposób, w jaki się dzisiaj zachowuje i obydwoje potrzebujemy od siebie odpocząć, zanim któreś z nas powie coś jeszcze gorszego.
- Nie chciałem – mówi i podąża za mną korytarzem.
Zamykam za sobą drzwi i przekręcam klucz. Może wcale nie musi nam się udać. Może jest zbyt zły, a ja zbyt irracjonalna, za bardzo na niego naciskałam, a on na mnie.
Nie, to nie prawda. Jesteśmy dla siebie dobrzy właśnie przez to naciskanie. Pomimo wszystkich naszych kłótni i spięć, jest między nami namiętność. Jej duża ilość sprawia, że tonę, ciągnie mnie to w dół, a on jest jedynym światełkiem, jedyną osobą, która może mnie ocalić, nawet jeśli to właśnie on mnie na to skazuje. Kocham go bardziej, niż cokolwiek innego i on czuje to samo do mnie. Nie ważne jakie okrutne rzeczy powiedział dzisiaj w złości, wiem, że mnie kocha. Tak bardzo się dla mnie zmienił, nie jest taki sam jak przedtem. Włożył całe swoje serce w ten list, który otrzymałam i nie mogę go winić za dzisiejszą kłótnię.
- Tess, otwórz drzwi – Harry puka lekko w drewno.
- Proszę, idź spać – płaczę.
- Niech to szlag, Tessa! Otwórz drzwi, natychmiast; przepraszam, dobra? - krzyczy i zaczyna walić w drzwi.
Modląc się, że nie przebije ich na wylot, zmuszam się, by wstać z ziemi i stawiam małe kroki w stronę komody i przeszukuję moją dolną półkę. Gdy widzę biel papieru, ulga przechodzi przez moje ciało, a następnie wchodzę do garderoby, zamykając za sobą drzwi. Gdy zaczynam czytać, walenie w drzwi ucicha, nie słychać go już zupełnie. Kłucie w klatce piersiowej znika wraz z bólem mojej głowy. Nic nie istnieje poza listem, te idealne słowa od mojego nieidealnego Harry'ego. Czytam go setki razy, dopóki moje łzy nie znikają wraz z hałasem dobiegającym z korytarza. Desperacko mam nadzieję, że nie wyszedł, ale nie mam zamiaru tego sprawdzać. Moje serce i oczy są zbyt ciężkie, muszę się położyć.
Biorąc ze sobą list, kładę swoje ciało na łóżku, nadal ubrana w sukienkę. W końcu sen przychodzi do mnie sam, więc mogę marzyć o Harrym, który bazgrze słowa na pustej kartce papieru w pokoju hotelowym.***
Gdy budzę się w środku nocy, zwijam list i odkładam go z powrotem do mojej półki, a następnie otwieram drzwi od sypialni. Harry śpi w korytarzu, zwinięty w kłębek na betonowej posadzce. Nie wiem czy powinnam go budzić, więc zostawiam go samego, by przespał swój stan odurzenia.
Do momentu, gdy nadchodzi świt, zmieniam ubranie, wkładając dres i starą koszulkę Harry'ego. Czy się kłócimy czy nie, zasłużyłam sobie, by móc nosić jego ubrania. Okrutnie się denerwuję, wychodząc z sypialni. Korytarz jest pusty, a cały bałagan w salonie uprzątnięty. Nie ma nawet kawałeczka szkła na podłodze. W pokoju pachnie cytryną, a brązowa whiskey nie zaśmieca już podłogi. Jestem zaskoczona, że Harry w ogóle wiedział, gdzie jest odkurzacz.
- Harry? - wołam, mam zachrypnięty głos od krzyku z ubiegłej nocy.
Cisza.
Podchodzę do stołu w kuchni i znajduję kartkę z ręcznie napisaną wiadomością.
'Proszę, nie odchodź, zaraz wracam' - napisał.
Tysiące uderzeń nacisku uwalnia się z mojej piersi. Robię sobie kubek kawy i siadam przy stole w oczekiwaniu na jego powrót.