138

5 0 0
                                    

- Harry – Anne zwraca mu uwagę.
- Co? Tylko pytam – odpowiada.
Widać, że Ken zastanawia się nad tym, czy złapać jego haczyk. Mam nadzieję, że tego nie zrobi.
- Przestań – mówię do Harry'ego szeptem.
- Nie bądź niemiły – odzywa się Anne.
- W porządku – rzuca Ken i upija łyk wody.
Twarz Karen zbladła, a Liam wpatrzony jest w telewizor wiszący na ścianie...
- No przecież, że w porządku – uśmiecha się Harry.
- Jesteś po prostu zły, więc proszę, wyrzuć to z siebie.
Nie powinien był tego mówić.
- Zły? Nie jestem zły. Zirytowany i rozbawiony - tak, ale zły? Gdzie tam – odpowiada spokojnie chłopak.
- Rozbawiony? Czym niby? – pyta Ken. Och, Ken, przestań się odzywać.
- Rozbawiony tym, że zachowujesz się tak, jakby nic się nigdy nie wydarzyło, jakbyś nie był kompletnym pojebem. Oboje zachowujecie się idiotycznie – wyjaśnia Harry.
- Przekraczasz granicę w tym momencie – rzuca mężczyzna. Jezu, Ken.
- Naprawdę? Od kiedy to decydujesz, gdzie znajduje się owa granica? – testuje go syn.
- To mój dom, Harry, właśnie dlatego decyduję – odpowiada Ken.
Chłopak natychmiast znajduje się na nogach. Chwytam go za ramię, żeby go powstrzymać, ale z łatwością się mnie pozbywa. Odkładam kieliszek wina na stoliku, który znajduje się obok mnie, po czym wstaję.
- Harry, przestań – błagam go i znów łapię za ramię.
Wszystko tak dobrze szło, niezręcznie, ale szło, jednak oczywiście Harry musiał wcisnąć swoje pięć groszy. Wiem, że jest zły na swojego ojca za jego błędy, lecz świąteczna kolacja nie jest na to miejscem. Oboje zaczęli naprawiać swoją relację i jeśli Harry teraz tego nie powstrzyma, będzie tylko gorzej.
- Myślałem, że mamy to już za sobą? Przyszedłeś przecież na wesele? – pyta Ken, wstając na nogi.
Stoją tylko metr od siebie, a ja wiem, że to nie skończy się dobrze.
- Za sobą? Nawet się do niczego nie przyznałeś! Udajesz, że to nigdy się nie wydarzyło! – chłopak teraz krzyczy.
Za dużo rzeczy dzieje się na raz. Żałuję, że ich tu przyprowadziłam. Po raz kolejny spowodowałam rodzinną kłótnię.
- To nie czas i miejsce, by o tym rozmawiać. Spędzamy miło czas, a ty oczywiście musiałeś się zacząć ze mną kłócić – przemawia Ken.
- W takim razie kiedy? – pyta Harry, unosząc ręce w górę.
- Nie w Boże Narodzenie. Nie widziałem twojej matki przez lata i to jest akurat moment, który wybierasz na kłótnię? – mówi mężczyzna do swojego syna.
- Nie widziałeś jej przez lata, bo nas kurwa zostawiłeś! Zostawiłeś nas z niczym, bez pieprzonych pieniędzy, bez samochodu, z niczym! – krzyczy Harry, praktycznie wchodząc na swojego ojca.
- Bez pieniędzy? Wysyłałem je każdego miesiąca! I to górę kasy! A twoja mama nie chciała przyjąć auta, które jej zaproponowałem! – odkrzykuje Ken, a jego twarz jest cała czerwona od gniewu.
- Kłamiesz! Gówno wysyłałeś, dlatego właśnie mieszkaliśmy w tym pieprzonym domu, a ona pracowała pięćdziesiąt godzin tygodniowo!
- Harry... On nie kłamie – odzywa się Anne.
- Co? – chłopak zwraca się do niej.
Kompletna porażka. O wiele większa, niż myślałam, że będzie.
- Wysyłał pieniądze, Harry – wyjaśnia Anne.
- W takim razie gdzie one są? – pyta swojej matki, a niedowierzanie jest wyraźne w jego głosie.
- Opłacają twoje czesne – wyjaśnia.
- Co ty właśnie powiedziałaś?! – krzyczy Harry.
Serce mi się kraje na jego widok.
- Taka prawda. Przez lata oszczędzałam te pieniądze – mówi do syna.
- Co, kurwa? – chłopak pociera czoło swoją dłonią. Staję za nim, by spleść nasze dłonie.
- Przeznaczyłam je nie tylko na twoje czesne, opłacałam też nimi rachunki.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Sam opłaciłbym czesne! On teraz powinien opróżniać swoje kieszenie! Nie zmienia to faktu, że nas zostawiłeś! Po prostu nas zostawiłeś i nawet kurwa do mnie nie zadzwoniłeś w moje cholerne urodziny – Harry zwraca się do ojca.
- A co miałem zrobić, Harry? Zostać w pobliżu? Byłem pijakiem, nic nieznaczącym pijakiem, a wasza dwójka zasługiwała na lepsze, niż mogłem wam ofiarować. Po tamtej nocy... wiedziałem, że muszę odejść – mówi Ken. Nadmiar śliny zbiera się w kącikach jego ust. Ciało Harry'ego sztywnieje, a jego oddech wzrasta.
- Nie waż mi się mówić o tamtej nocy! To była twoja wina! – krzyczy chłopak i wyrywa ode mnie swoją rękę.
Anne wygląda na wściekłą, Liam na przerażonego, a Karen już zaczęła płakać. Uświadamiam sobie, że jestem jedną osobą, która powinna to zatrzymać.
- Wiem o tym! Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnę to cofnąć, synu. Tamta noc prześladowała mnie przez ostatnie dziesięć lat! – tłumaczy się, próbując utrzymać łzy na wodzy.
- Prześladowała? A ty myślisz, że jak ja się czułem? Widziałem kurwa, co się stało, kutasie! Byłem tam, by wytrzeć pieprzoną krew z podłogi, podczas gdy ty byłeś najebany w trzy dupy! – Harry ściska swoje pięści.
Karen wydaje z siebie wrzask, a następnie zakrywa usta i wybiega z pokoju. Nie dziwię jej się. Nie uświadomiłam sobie, że płaczę, póki ciepłe łzy nie spłynęły mi na klatkę piersiową. Miałam przeczucie, że się dzisiaj coś wydarzy, ale tego się nie spodziewałam.
- Wiem, Harry! Wiem to! Nie mogę zrobić nic, by to wymazać! Jestem teraz trzeźwy! Nie piłem już od lat! Nie możesz zawsze używać tego przeciwko mnie! – Ken unosi ręce w powietrze.
Anne krzyczy, kiedy Harry popycha swojego ojca. Liam podbiega do chłopaka, żeby go powstrzymać, ale jest już za późno. Harry rzuca Kena na gablotę z porcelaną, którą już raz rozbił miesiące temu.
Ken łapie chłopaka za koszulkę próbując utrzymać go z daleka, lecz niestety pięść syna spotyka się z jego szczęką. Jak zwykle stoję zamurowana, gdy Harry atakuje swojego własnego ojca. Przy kolejnym razie, Kenowi udaje się zrobić unik. Pięść Harry'ego uderza w zastawę z gabloty. Wyrywam się z osłupienia i łapię za jego koszulę. Mocno się wyszarpuje, przez co wpadam na stolik, a kieliszek czerwonego wina rozlewa się na mój biały sweter.
- Zobacz co narobiłeś! – krzyczy Liam na Harry'ego, a następnie podbiega w moją stronę. Anne wciąż ma przerażoną minę, natomiast Ken spogląda na zastawę, a tuż potem na mnie, gdy Harry przestaje go atakować. Chłopak odwraca się w moją stronę.
- W porządku? – pyta Liam, na co kiwam głową.
Nie jestem zraniona, jednak wzmianka o zniszczonym swetrze wydaje się być w tej chwili idiotyczna. Anne stoi przy drzwiach, rzucając synowi mordercze spojrzenie.
- Suń się – Harry parska na Liama, a następnie zajmuje miejsce tuż obok mnie.
- Wszystko w porządku? Myślałem, że to Liam – pyta i obejmuje moją twarz swoimi poranionymi dłońmi.
- Nic mi nie jest – odpowiadam, po czym odsuwam się od jego dotyku.
- Wychodzimy – burczy i zarzuca swoje ramię na moją talię. Po raz kolejny się od niego odsuwam.
Oglądam, jak Ken odpina swój rękaw i wyciera nim świeżą krew z warg.
- Powinnaś tu zostać, Tesso – nalega Liam.
- Nie zaczynaj kurwa ze mną, Liam – Harry ostrzega chłopaka, jednak nic go to nie rusza. A powinno.
- Harry, natychmiast przestań – parskam, na co wypuszcza powietrze, ale się nie kłóci.
- Nic mi nie będzie – mówię Liamowi. To o Harry'ego powinien się martwić.
- Idziemy – Harry podchodzi do drzwi i się obraca, sprawdzając, czy za nim idę.
- Przepraszam... za wszystko – mówię do Kena, gdy podążam za chłopakiem.
- To nie twoja wina, tylko moja – odpowiada, a następnie kieruje się do kuchni.
Wszyscy siedzimy cicho, gdy Harry uruchamia silnik.
Zamarzam. Skórzane nakrycia foteli są lodowate, a chłód szczególnie odczuwam na moich gołych nogach, nie wspominając już o przemokniętym swetrze. Gdy włączam ogrzewanie, Harry na mnie spogląda, lecz ja utrzymuję wzrok na szybie. Nie jestem pewna, czy powinnam być na niego zła. Zepsuł kolację i praktycznie zaatakował swojego ojca na oczach wszystkich, jednak po części go rozumiem. Dużo przeszedł, a jego ojciec był źródłem problemów. Koszmary, gniew, brak szacunku do kobiet. Nigdy nie miał kogoś, kto nauczyłby go jak być mężczyzną.
Gdy Harry kładzie rękę na moim udzie, nie ruszam jej. Boli mnie głowa i nie mogę uwierzyć jak to wszystko szybko się potoczyło. Myślałam, że przynajmniej spróbuje być miły, jednak powinnam była wiedzieć lepiej. Spędzanie Bożego Narodzenia u Kena z Harrym i Anne było skazane na porażkę.
- Harry, musimy porozmawiać o tym, co właśnie zaszło – odzywa się Anne, gdy chłopak wyjeżdża z ulicy ojca.
- Nie, nie musimy – odpowiada.
- Owszem, musimy. Przekroczyłeś wszelkie granice.
- Że co? Jak mogłaś zapomnieć o tym wszystkim, co zrobił?
- O niczym nie zapomniałam, Harry. Postanowiłam mu wybaczyć, nie mogę już dłużej żywić swojego gniewu. Ten typ złości cię pochłonie, przejmie nad tobą kontrolę, jeśli na to pozwolisz. Natomiast jeśli będziesz się tego trzymał, doszczętnie cię zniszczy. Nie chcę tak żyć, chcę być szczęśliwa, Harry, a wybaczenie twojemu ojcu pozwala mi to ziścić – wyjaśnia.
Jej siła nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
- Cóż, nie mam zamiaru mu wybaczać. Myślałem, że mógłbym, ale na pewno nie po dzisiejszym dniu.
- Nic ci przecież nie zrobił, to ty go sprowokowałeś na temat picia – Anne karci swojego syna.
- Nie dostanie żadnej taryfy ulgowej, mamo – gdy Harry zabiera swoją rękę z mojego uda, zostawia małą plamę krwi.
- Tu nie chodzi o taryfę ulgową. Co ci daje bycie wściekłym na niego? Gdzie cię to prowadzi? Nie masz nic prócz zakrwawionych rąk i samotnego życia.
Harry nie odpowiada.
- Właśnie – mówi, a resztę drogi spędzamy w ciszy.
Kiedy wracamy do mieszkania, kieruję się prosto do sypialni.
- Jesteś winien jej przeprosiny, Harry – słyszę głos Anne, gdy drzwi się zamykają.
Ściągam mój zniszczony sweter i pozwalam mu upaść na podłogę. Nie jestem w nastroju, by martwić się o porządek. Pozbywam się butów, a kosmyki padające na twarz, zaplatam za uszy. Kilka sekund później Harry otwiera drzwi od sypialni, wzrok kieruje na przebarwiony materiał leżący na podłodze, a następnie na mnie.
- Tak bardzo cię przepraszam, Tess. Nie chciałem cię popchnąć – staje przede mną i łapie za ręce.
- Naprawdę nie powinieneś był tego robić, nie dzisiaj.
- Wiem... Jesteś ranna? – pyta, wycierając poranione dłonie o swoje czarne jeansy.
- Nie – gdyby ranił mnie fizycznie, miałby o wiele większe kłopoty.
- Bardzo cię przepraszam. Myślałem, że to Liam, a do tego byłem wkurwiony – wyjaśnia i błaga mnie spojrzeniem.
- Nie lubię kiedy jesteś taki wkurzony – zbierają mi się łzy, gdy przypominam sobie, jak Harry uderzył ręką w gablotę z porcelaną.
- Wiem, kochanie. Nigdy bym cię umyślnie nie skrzywdził. Wiesz o tym, prawda? – nieco ugina kolana, więc jego wzrok jest na równi z moim.
Jego kciuk pociera moją skroń, a powoli kiwam głową. Wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził, przynajmniej fizycznie. Zawsze o tym wiedziałam.
- Dlaczego skomentowałeś picie swojego ojca? Wszystko szło tak dobrze – pytam.
- Ponieważ zachowywał się jakby nic się nie stało. Był kurewsko okazjonalny, a mojej mamie to nie przeszkadzało. Ktoś musiał coś zrobić – wyjaśnia, a jego głos jest kompletnym przeciwieństwem do tego sprzed trzydziestu minut, gdy krzyczał na swojego ojca.
Serce mnie boli na jego widok, on tylko bronił swojej matki. W zły sposób, ale to jedyny, jaki zna. Gdy przeczesuje swoje włosy, zabierając je z czoła, krew ścieka po jego skórze.
- Pomyśl, co on czuje. Musi żyć z poczuciem winy już do końca swojego życia, a ty mu tego nie ułatwiasz, Harry. Nie każę ci być opanowanym, bo masz pełne prawo do bycia złym, jednak ze wszystkich ludzi to ty powinieneś przebaczyć.
- Ja... - zaczyna, ale mu przerywam.
- I musisz przestać kierować się przemocą. Nie możesz tak po prostu lać ludzi za każdym razem, gdy się denerwujesz. To nie w porządku i w ogóle mi się to nie podoba.
- Wiem – spogląda w dół na betonową podłogę.
- Musimy cię wyczyścić, twoje kłykcie wciąż krwawią – wzdycham i sięgam po jego dłonie, prowadząc go do łazienki, co wydaje się tysięcznym razem odkąd go spotkałam.

AfterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz