Gdy mieszkanie jest już dostosowane czystością do moich, a nie Harry'ego standardów, idę do sklepu po tampony i kilka innych rzeczy na wypadek, gdyby Ken, Karen i Liam do nas wpadli. Harry próbował do mnie dołączyć, ale wiedziałam, że będzie mi dokuczał o te tampony, więc zmusiłam go, by został w domu. Chłopak upewnił się jednak, żeby wystarczająco mnie zawstydzić, zanim wyszłam.
Mały sklepik wielobranżowy na naszej ulicy, Conner's, zazwyczaj jest pusty, ale dziś jest w nim pełno klientów. Starsza pani przy kasie wydaje się zirytowana, gdy wykładam na taśmę swoje zakupy. Skanuje produkty, a ja podaję jej kartę kredytową.
- W tej kasie można płacić tylko gotówką – fuka kobieta.
Spoglądam w górę i widzę mały znaczek nad jej głową, mówiący 'płatność tylko gotówką'. Świetnie.
- Czy mogłaby pani pozwolić mi zapłacić kartą, tylko ten jeden raz? – błagam. Stałam w tej kolejce przez dwadzieścia minut, naprawdę nie chcę robić tego ponownie.
- Nie mogę, przepraszam – odpowiada siwowłosa kasjerka.
- Och, daj spokój, Gloria, to tylko raz – odzywa się z sąsiedniej kasy młody, opalony chłopak o czarnych włosach. Posyła jej czarujący uśmiech, a kobieta wzdycha.
- Tylko raz – poddaje się, więc dziękuję i podaję kartę ponownie. Odwracam się, by podziękować czarnowłosemu, ale nie ma go już przy jego stanowisku.
Zimne powietrze uderza mnie, gdy tylko wychodzę na zewnątrz. Nie mogę doczekać się wiosny, mam nadzieję, że tegoroczna zima nie będzie długa.
- Ona czasami traktuje swoją pracę zbyt serio – słyszę czyjś głos. Odwracam się i widzę chłopaka ze sklepu. Plakietka mówi, że ma na imię Jonah, a na plecach ma grubą, czarną kurtkę.
- Nie da się ukryć – śmieję się. – Dzięki, stałabym w tej kolejce cały dzień.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłem pomóc – uśmiecha się i zakłada kask.
- Dzięki jeszcze raz – odpowiadam i patrzę, jak wsiada na motor. Nie wiem, czy to mądre jeździć na motorze w taką pogodę, ale w sumie śnieg nie pada. Jego pojazd rusza z głośnym rykiem, a ja wślizguję się do swojego samochodu.
Kiedy wracam do domu, Harry siedzi na kanapie, ze swoją roboczą teczką na kolanach i długopisem w ustach. Uwielbiam widzieć go takiego, w tym jak wygląda podczas pracy jest coś pociągającego. Wszystko, co z nim związane jest pociągające, ale to jest na szczycie listy.
- To wszystko, czy jest więcej siatek? – pyta, odkładając teczkę na stolik.
- To wszystko – mówię i idę do kuchni, by odłożyć zakupy.
- Dzwoniłeś do swojego ojca? – wołam z pomieszczenia.
- Nie... Czekałem na ciebie – odpowiada Harry. Pojawia się w kuchni chwilę po mnie i siada przy stole.
- Zadzwonię teraz – wzdycha. Kiwam głową i siadam naprzeciwko, podczas gdy chłopak wybiera numer.
- Uh, cześć – mówi. Włącza tryb głośnomówiący i kładzie telefon na stole między nami.
- Harry? – zdziwienie w głosie Kena jest oczywiste.
- Taa... Uh, słuchaj, zastanawiałem się, czy macie ochotę wpaść, czy coś.
- Wpaść? – pyta Ken.
Harry spogląda na mnie i muszę przyznać, że widzę, jak jego cierpliwość sięga kresu. Układam dłoń na ręce i kiwam głową na zachętę.
- Taa. Ty, Karen i Liam. Możemy wymienić się prezentami, skoro nie zrobiliśmy tego wczoraj. Mamy nie ma – informuje chłopak.
- Jesteś pewny, że to okej? – Ken pyta syna.
- Przecież właśnie was zaprosiłem, nie? – odszczekuje Harry, a ja ściskam jego dłoń.
- Znaczy... Tak, spoko – poprawia się, a ja posyłam mu uśmiech.
- Okej, cóż... Pozwól, że zapytam Karen, chociaż wiem, że będzie zachwycona. O której wam pasuje?
Harry spogląda na mnie, więc bezgłośnie przekazuję mu 'o drugiej', a on powtarza to ojcu.
- Dobrze, do zobaczenia o drugiej.
- Tessa wyśle Liamowi adres – dodaje Harry i rozłącza się.
- Nie było tak źle, prawda? - pytam chłopaka.
- Jasne – wywraca oczami.
- Co powinnam ubrać?
- To – chłopak wskazuje na moje dżinsy i koszulkę WSU.
- Absolutnie nie. To nasze Święta.
- Nie, to dzień po świętach, więc powinnaś ubrać dżinsy – uśmiecha się Harry, a jego palce bawią się kolczykiem w wardze.
- Nie założę dżinsów – śmieję się i idę do sypialni, by zdecydować, co ubrać.
Przykładam do siebie białą sukienkę i przeglądam się w lustrze, gdy Harry wchodzi do pokoju.
- Nie sądzę, żeby ubranie czegoś białego było dobrym pomysłem – uśmiecha się.
- Och, na miłość boską, przestań już! – jęczę.
- Jesteś urocza, gdy się wstydzisz – droczy się ze mną, a ja wyciągam z szafy bordową sukienkę.
Ta sukienka przywołuje wiele wspomnień, byłam ubrana w nią na mojej pierwszej imprezie studenckiej ze Steph. Brakuje mi jej, mimo tej całej złości, którą wobec niej czuję. Czułam. Czuję się przez nią oszukana, ale zarazem miała rację, mówiąc, że to nie było w porządku wybaczyć Harry'emu, a jej nie – to właśnie on spowodował we mnie najwięcej szkód.
- Co ci chodzi po głowie? – pyta Harry.
- Nic... Myślałam o Steph.
- Co z nią?
- Nie wiem... Tęsknię za nią, tak jakby.
- Och.
- A ty, tęsknisz za swoimi znajomymi? – pytam. Nie wspomniał o żadnym z nich od czasu listu.
- Nie, wolę spędzać swój czas z tobą niż z nimi – wzrusza ramionami. Lubię tego szczerego Harry'ego.
- Mógłbyś wciąż spędzać czas też z nimi – odpowiadam.
- Może. Nie wiem, i tak mnie to nie obchodzi. Chciałabyś w ogóle byś blisko nich... No wiesz, po tym wszystkim? – jego oczy wbite są w podłogę.
- Nie wiem... Ale mogłabym przynajmniej spróbować i zobaczyć, jak to będzie. Ale nie z Molly – krzywię się.
- Przecież byłyście takimi dobrymi koleżankami! – uśmiecha się Harry.
- Ugh, wystarczy o niej. Jak myślisz, co będą robić w Sylwestra? – pytam. Nie wiem, jakby to było być w ich pobliżu, ale brakuje mi kolegów, albo przynajmniej ludzi, których za takich miałam.
- Pewnie będzie impreza. Louis ma fioła na punkcie Nowego Roku. Jesteś pewna, że chciałabyś iść?
- Taa. Jeśli okaże się katastrofą, to zostaniemy w przyszłym roku w domu – uśmiecham się.
Oczy Harry'ego rozszerzają się, gdy wspominam przyszły rok, ale decyduję się to zignorować. Potrzebuję spokoju, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że robimy kolejne podejście do Świąt, a te prawdziwe były kompletną porażką.
- Muszę przygotować coś do jedzenia dla wszystkich! Mogłam powiedzieć, żeby przyszli na trzecią, jest już południe, a ja jestem w proszku! – pocieram twarz dłońmi.
- Śmiało, szykuj się, przygotuję coś. Tylko upewnij się, że jesz tylko to, co nałożę Ci na talerz – uśmiecha się Harry.
- Żarty o truciu twojego ojca, jak uroczo – droczę się, a chłopak wzrusza ramionami i wychodzi z sypialni.
Myję twarz i nakładam delikatny makijaż, po czym związuję włosy w kucyk i podkręcam końcówki. Gdy kończę przygotowania i ubieram się, czuję już zapach czosnku dochodzący z kuchni. Pachnie cudownie. Zabieram z szafki paczkę tamponów i krzywię się na myśl o dziwnej nazwie, jaką dał im Harry.
Gdy dołączam do niego w kuchni, widzę, że ma już przygotowaną tacę z owocami i warzywami, którą kupiłam w Conner's, a na stole leżą już talerze i srebrne sztućce. Jestem pod wrażeniem sposobu, w jaki nakrył stół i walczę z chęcią zmienienia kilku rzeczy. Raduje mnie fakt, że Harry chciał zaprosić swojego ojca do naszego mieszkania i czuję ulgę widząc, że wydaje się być w naprawdę dobrym humorze. Nasi goście powinni dotrzeć za pół godziny, więc sprzątam niewielki bałagan, który zrobił Harry podczas przygotowywania posiłku i nasze mieszkanie znów wygląda idealnie.
- Dziękuję za to wszystko – oplatam ramionami jego talię i przytulam go, gdy stoi przodem do kuchenki.
- To nic takiego – wzrusza ramionami chłopak.
- Wszystko w porządku? – pytam i puszczam go, by obrócić Harry'ego twarzą do mnie.
- Taa, jest okej.
- Jesteś pewny, że nie jesteś odrobinę zdenerwowany? – pytam. Widzę, że jest.
- Nie... Cóż, może trochę. To cholernie dziwne, on przychodzący tutaj, wiesz?
- Wiem. Jestem naprawdę dumna, że go zaprosiłeś – przytulam policzek do jego torsu, a dłonie chłopaka ześlizgują się na moją talię.
- Jesteś?
- Oczywiście, że tak, kocha... Harry.
- Co chciałaś powiedzieć?
- Nic – chowam twarz. Nie wiem, skąd wzięła się we mnie ta potrzeba, by zwrócić się do niego w ten sposób, ale to krępujące.
- Powiedz mi – grucha i unosi moją brodę, bym nie mogła się schować.
- Nie wiem dlaczego prawie powiedziałam do ciebie 'kochanie', po raz kolejny – przygryzam dolną wargę, a jego uśmiech rośnie.
- Śmiało, nazwij mnie tak – mówi.
- Będziesz sobie ze mnie żartować – uśmiecham się słabo.
- Nie będę. Mówię do ciebie 'kochanie' cały czas.
- Taa. Ale to co innego, gdy ty tak robisz.
- Jak to?
- Nie wiem... To bardziej seksowne, czy coś. Bardziej romantycznie... Nie wiem – rumienię się.
- Jesteś dzisiaj okropnie nieśmiała – uśmiecha się Harry i składa pocałunek na moim czole.
- Mimo wszystko, podoba mi się to, więc nie wstydź się i powiedz tak do mnie – mówi.
- Okej – przytulam go mocniej.
- Okej co? – słyszę w odpowiedzi i wiem, że uśmiecha się do mnie.
- Okej... kochanie. – To zdrobnienie brzmi w moich ustach dziwnie.
- Jeszcze raz.
Piszczę zaskoczona, gdy sadza mnie na zimnym, kuchennym blacie i staje między moimi nogami.
- Okej, kochanie – powtarzam. Jego policzki są bardziej różowe, niż zazwyczaj.
- Naprawdę mi się to podoba. To... Jak to powiedziałaś? Seksowne i romantyczne? – uśmiecha się Harry. Nagły przypływ odwagi sprawia, że odzywam się ponownie.
- Naprawdę, kochanie? – uśmiecham się i ponownie przygryzam wargę.
- Tak... Niesamowicie seksowne – przyciska usta do mojej szyi, a ja drżę, gdy czuję, jak jego dłonie wędrują w górę po moich udach.
- Nie myśl sobie, że to mnie powstrzyma – palce Harry'ego zataczają kółeczka na moich czarnych rajstopach.
- One może nie, ale... sam-wiesz-co już tak – odpowiadam, odnosząc się do mojego okresu.
Pukanie do drzwi sprawia, że podskakuję, a Harry się uśmiecha.
- Och, kochanie... To też nie – puszcza mi oczko i idzie do drzwi.