- Myślę, że sypialnia jest już wystarczająco czysta – mówi Harry, gdy wkładam jego buty do szafy.
- Gdybyś nie był takim bałaganiarzem, nie musiałabym aż tyle sprzątać – unoszę brew.
- Jasne. I tak nadal byś sprzątała – chłopak uśmiecha się i wyciąga do mnie ręce.
- To co mówiłeś o przeprowadzce do Anglii... Naprawdę to miałeś na myśli? – pytam, gdy Harry przyciąga mnie do siebie i sadza na swoich kolanach.
- Taa? – taka odpowiedź nie powinna mnie dziwić.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?
- Nie wiem... Nie myślałem o tym, jak sądzę – wzrusza ramionami.
- Okej. Cóż, tobie zostały tylko dwa lata studiów, mi trzy.
- Okej? – Harry odpowiada w podobnym tonie, co poprzednio. Ewidentnie nie wie, do czego dążę.
- Więc ty zamierzasz przenieść się do Anglii, a ja zostanę tutaj? I co potem?
- Nie wiem. Nie rozważałem tego aż tak do przodu.
- Och – myślę, że jestem jedyną osobą, która myśli o naszej wspólnej przyszłości.
- Po prostu pojedziesz ze mną.
- Nie chcę się przeprowadzać – odpowiadam.
- Nigdy?
- Tylko do Seattle, taki mam plan. Zawsze planowałam żyć w Seattle.
- Plany się zmieniają.
- Nie moje.
- Ja też nie byłem częścią twoich planów – wytyka Harry.
- Wiem... Ale nie przenoszę się do Anglii.
- Owszem, przenosisz – mówi chłopak, a ja wstaję z jego kolan.
- Nie, mówię serio. Nie przeniosę się na drugi koniec świata. Będę przeprowadzać się do Seattle. Nie zamierzam niszczyć swoich korzeni, które mam tutaj, żeby przenieść się gdzieś, gdzie nigdy nie byłam.
- Jakich korzeni? I tak nie masz tu nic ani nikogo. Tylko mnie.
- Moja matka jest tutaj i mój... Cóż, Noah też tu jest.
- Noah? – drwi Harry.
- Taa. Jest najbliższą rodzinie osobą, jaką mam, pomijając moją matkę.
- Ty i twoja matka nie dogadujecie się, a z nim i tak nie będziesz się widywać – grozi chłopak. Decyduję się nie kłócić z Harrym na temat Noah w tej chwili.
- To nie znaczy, że po prostu się stąd wyniosę. Nie chcę. Dlaczego doszedłeś do wniosku, że to ja będę się przenosić, i to jeszcze tak łatwo?
- Bo ja nie jestem Amerykaninem, nie zostanę tu na zawsze – odpowiada Harry.
- Cóż, ja jestem i nie chcę stąd wyjeżdżać bez powodu.
- Bez powodu? Bycie ze mną nie jest powodem? – Harry również wstaje, jego głos jest głośniejszy niż wcześniej.
- Nie wystarczającym, bym zostawiła wszystko co znam. Nie podoba mi się to, że zdecydowałeś, że to ja się przeniosę, podczas gdy ty nawet nie rozważasz opcji, by zostać tutaj.
- Masz rację.
- Dziękuję! – przeczesuję włosy palcami we frustracji.
- Daj mi skończyć... Miałem zamiar powiedzieć, że masz rację, bo nie zamierzam rozważać zostawania tutaj.
- Łał... - Jakimś cudem wiedziałam, że ta rozmowa pójdzie właśnie w tym kierunku, wiedziałam, że będzie próbował zadecydować za mnie, ale nie jestem już tą samą dziewczyną, którą byłam, gdy mnie poznał. - Nawet jeśli zamierzałam się z tobą przenieść, wciąż pozostaje kwestia studiów – został mi rok więcej, niż tobie.
- Naprawdę musimy rozmawiać na ten temat teraz? Ten dzień był gówniany, a ja nie chcę się z tobą kłócić – mówi Harry.
- Nie musimy się kłócić, możemy to przedyskutować jak dorośli.
- Cóż, możemy to proszę przedyskutować jutro? Jezu, to przecież nie jest tak, że rozmawiamy tu o ślubie!
Zgadzam się z nim, ale nie mogę zignorować tego małego ukłucia, wywołanego jego odrzuceniem.
- Wiem o tym – odgryzam się.
- Harry! Tessa! – woła nas Anne.
- Dzięki Bogu – wzdycha Harrry i wychodzi z pokoju.***
Spędzamy resztę Świąt rodem z piekła oglądając telewizję z Anne. Zasypiam na kanapie i budzę się dopiero wtedy, gdy Harry potrząsa mną lekko, a potem zanosi do sypialni.
- Ustawiłam budzik – informuję go, po czym przesuwam się na skraj łóżka, możliwie daleko od niego i obracam się plecami do chłopaka, zamykając oczy. Harry ignoruje moje nastawienie i oplata moją talię ramieniem, przyciągając mnie do swojego torsu.
- Nie będziesz daleko ode mnie. Nigdy – wydaje mi się, że słyszę. Nie mogę się zdecydować, czy powinnam czuć się zastraszona czy bezpieczna. Gdy delikatnie przyciska usta do mojego karku, wybieram opcję bezpieczeństwa.