Nie śpię, gdy Harry wraca do domu z lotniska. Słyszę jak ściąga ubrania i rzuca je na podłogę, a następnie kładzie się do łóżka w samych bokserkach. Po raz kolejny obejmuje mnie swoim ramieniem. Wciąż jestem nieco oburzona przez naszą wcześniejszą rozmowę, lecz ma chłodne ramiona i tęskniłam za jego obecnością.
- Wracam jutro do pracy – odzywam się po kilku minutach, będąc niepewna czy nadal nie śpi.
- Wiem – odpowiada.
- Coś nie tak? – pytam, więc zabiera głos.
- Nie, jestem po prostu zmęczony – mówi.
- Aha... Cieszę się, że wracam do pracy u Vance'a.
- Czemu?
- Ponieważ kocham to co robię, a poza tym miałam tydzień wolnego i się stęskniłam za swoją robotą.
- Cichy pracuś w tobie drzemie – kpi. Wiem, że wywraca teraz oczami, nawet jeśli nie widzę jego twarzy.
- Przepraszam, że uwielbiam swój staż, a ty nie lubisz swojej pracy – rzucam uśmiech.
- Lubię ją, miałem taką samą jak ty, ale rzuciłem ją dla lepszej – przechwala się.
- Podoba ci się tylko dlatego, że możesz pracować w domu?
- Taa, to główny powód.
- A jaki jest ten drugi?
- Czułem, że ludzie myśleli, że dostałem tę pracę tylko dzięki Vance'owi.
Żadna wielka rewelacja, ale jest to o wiele szczersza odpowiedź, niż się spodziewałam. Sądziłam, że rzuci słówko na temat tego, jakże ta jego praca była durna czy irytująca.
- Myślisz, że rzeczywiście tak uważali? – przekręcam się z boku na plecy, a Harry opiera się na łokciu i na mnie spogląda.
- Nie wiem, nikt tego nie powiedział, ale czułem, że tak myśleli, zwłaszcza po tym jak zatrudnił mnie jako normalnego pracownika, a nie jako stażystę.
- Myślisz, że był zły po tym jak zostawiłeś go dla innego pracodawcy?
- Nie, nie sądzę. Jego pracownicy i tak ciągle narzekali na moje rzekome złe nastawienie – jego uśmiech wygląda niezwykle promiennie w ledwo co oświetlonej sypialni.
- Rzekome? – droczę się.
Bierze moją twarz w swoje dłonie, a następnie schyla głowę, by ucałować mnie w czoło.
- Tak, rzekome, jestem bardzo czarujący. Nie ma mowy o złym nastawieniu – śmieje się.
Chichoczę, na co się uśmiecha, przyciskając swoje czoło do mojego.
- Co chcesz dzisiaj robić? – pyta.
- Nie wiem, myślałam, żeby zadzwonić do Liama i skoczyć do sklepu.
- Po co?
- Żeby z nim pogadać i zapytać, kiedy się spotkamy. Chciałabym mu dać te bilety.
- Prezenty są u nich w domu, na pewno je już dawno otworzyli.
- Nie sądzę, że zrobili to bez nas.
- Ja bym zrobił.
- I o tym właśnie mówię – droczę się z nim.
- Czy myślisz... Co myślisz o tym, żebym przeprosił... cóż, nie przeprosił... ale zadzwonił do niego, no wiesz, mojego taty?
- Sądzę, że powinieneś to zrobić. Nie oczekuję tego, że go przeprosisz i pewnie on także, jednak uważam, że nie możesz pozwolić, by to co wydarzyło się wczoraj, zrujnowało twoją dopiero co naprawioną relację z ojcem – wiem, że jest to delikatny temat.
- Tak myślę... - wzdycha.
- Po tym jak go uderzyłem, przez sekundę pomyślałem, że tam zostaniesz i wyrzucisz mnie z ich domu.
- Naprawdę?
- Tak. Cieszę się, że tego nie zrobiłaś, ale to właśnie to, co myślałem.
Podnoszę głowę z materaca i zostawiam mały pocałunek na jego szczęce w ramach odpowiedzi. Muszę przyznać, że prawdopodobnie zrobiłabym to, co przypuszczał, gdyby wcześniej nie wyjawił mi swojej przeszłości, która wszystko zmieniła. Zmieniła to, jak go postrzegam, nie w zły czy dobry sposób, postrzegam go ze zrozumieniem.
- Chyba dziś do niego zadzwonię.
- A może moglibyśmy tam pójść? Naprawdę chcę im wręczyć te prezenty.
- Możemy im po prostu powiedzieć przez telefon, żeby je otworzyli. Wyjdzie na to samo, tylko nie będziesz musiała widzieć ich fałszywych uśmiechów na twoje niewypały.
- Harry! – jęczę.
Chichocze i kładzie głowę na mojej klatce piersiowej.
- Żartuję, kupiłaś najlepsze prezenty. Breloczek do kluczy ze złą drużyną wymiata po całości – śmieje się.
- Idź spać – żartobliwie uderzam go w głowę.
- Co potrzebujesz ze sklepu? – pyta. Zapomniałam, że o tym wspomniałam.
- Nic takiego.
- Powiedziałaś, że musisz skoczyć do sklepu. Potrzebujesz zatyczek czy czegoś?
- Zatyczek?
- No wiesz... żeby sobie zatkać? – że co?
- Nie kumam – odpowiadam.
- Mówię o tamponach.
- Och... nie – rumienię się.
- Czy ty w ogóle miewasz okres?
- O mój Boże, Harry, przestań o tym gadać.
- Co? Wstydzisz się ze mną rozmawiać o miesiączce? – wyszczerza zęby w uśmiechu, kiedy się unosi, by na mnie spojrzeć.
- Nie wstydzę się, po prostu jest to temat nieodpowiedni do rozmowy – wyjaśniam, silnie zażenowana.
- Wiesz, robiliśmy razem kilka całkiem nieodpowiednich rzeczy, Thereso – uśmiecha się.
- Nie nazywaj mnie tak i przestań o tym gadać! – jęczę i zakrywam twarz dłońmi.
- Krwawisz teraz? – pyta, a ja czuję jak jego ręka wędruje w dół mojego brzucha.
- Nie... - kłamię.
Wcześniej było to niezauważalne, zazwyczaj dlatego, że rozstawaliśmy się i schodziliśmy. Byłam na tyle szczęściarą, że nie przyciągałam jego uwagi, gdy nadchodził ten nieszczęsny czas w miesiącu. Teraz, kiedy jesteśmy ze sobą bardziej na stałe, wiedziałam, że to się zdarzy. Miałam po prostu nadzieję, że nadal się nie skapnie.
- Więc nie miałabyś nic przeciwko jeśli bym... - jego dłonie wsuwają się przez górę moich majtek.
- Harry! – piszczę i zabieram jego rękę.
- W takim razie przyznaj, że masz okres – wyśmiewa mnie.
- Nie, nie powiem tego – z pewnością wyglądam teraz jak burak. Udało mi się jak do tej pory sprawić, że nawet o tym nie pomyślał, więc miałam nadzieję, że nadal tak będzie.
- Och, przestań, to tylko trochę krwi.
- Jesteś obrzydliwy.
- Myślę, że jestem zajekrwiście niesamowity – uśmiecha się, oczywiście zadowolony ze swojego idiotycznego żartu.
- Jesteś nieznośny.
- Musisz się rozchmurzyć i dać temu upływ – śmieje się jeszcze bardziej.
- O mój Boże! Okej, jeśli to powiem, przestaniesz prawić żarty na temat miesiączki?
- Nie robię sobie żartów. Tylko okresowo.
Jego śmiech jest zaraźliwy i fajnie jest się z nim pośmiać leżąc w łóżku, pomijając temat rozmowy.
- Mam okres, zaczął mi się przez twoim przyjściem.
- Dlaczego się przez to wstydzisz?
- Nie wstydzę, po prostu uważam, że nie jest to coś, o czym kobiety powinny rozmawiać.
- Nic wielkiego, nie przeszkadza mi trochę krwi – przyciska swoje ciało do mojego.
- Jesteś ohydny – krzywię nos.
- Nazywano mnie gorzej – uśmiecha się.
- Widzę, że jesteś dziś w dobrym nastroju – wytykam.
- Może też byś była, gdyby to nie była ta pora w miesiącu.
Jęczę i zabieram poduszkę spod głowy, a następnie zakrywam nią twarz.
- Możemy porozmawiać o czymś innym? – mówię przez poduszkę.
- Jasne... jasne... Ktoś tu się robi krwiście czerwony – śmieje się.
Zabieram poduszkę z twarzy i uderzam nią go, zanim wstaję z łóżka.
Słyszę jak się śmieje, gdy otwiera komodę, by założyć spodnie, przynajmniej tak przypuszczam. Mamy wczesny poranek, dopiero siódma, a ja już jestem rozbudzona. Robię dzbanek kawy, a następnie otwieram szafkę, by przygotować płatki zbożowe z mlekiem. Nie mogę uwierzyć, że skończyło się Boże Narodzenie, za kilka dni ten rok już będzie za nami.
- Co zwykle robisz w Sylwestra? – pytam Harry'ego, gdy siada przy stole mając na sobie szare, bawełniane spodnie wiązane w pasie.
- Wychodzę, przeważnie.
- Gdzie?
- Na imprezy lub do klubu. Albo to i to. W zeszłym roku tak było.
- Aha – podaję Harry'emu miskę płatków.
- Co chciałabyś robić?
- Nie jestem pewna. Chyba chcę gdzieś wyjść – odpowiadam.
- Naprawdę?
- Taa... A ty nie?
- Gówno mnie obchodzi co będziemy robić, ale jeśli chcesz gdzieś wyjść, to tak będzie – bierze do buzi łyżkę pełną płatków marki Cheerios.
- Okej – nie mam pojęcia gdzie pójdziemy lub co będziemy robić, ale z pewnością chcę gdzieś wyjść.
- Spytasz się swojego ojca, czy możemy dzisiaj wpaść? – pytam i siadam obok niego.
- Sam nie wiem...
- Może mogliby tu przyjść? – proponuje, na co mruży oczy.
- Nie sądzę.
- Czemu nie? Czułbyś się tu swobodniej, prawda?
Na chwilę zamyka swoje oczy, a potem znów je otwiera.
- No chyba. Idę do nich zadzwonić.
- Jest za wcześnie, obudzisz ich.
- No i?
- Po prostu poczekaj do dziewiątej. To niegrzeczne by ich tak budzić – mówię i wstaję od stołu.
- Gdzie idziesz? – pyta.
- Posprzątać, oczywiście.
- Co niby? Przecież mieszkanie jest nieskazitelnie czyste.
- Nie, nie jest i chcę, żeby było tu idealnie, skoro będziemy mieć gości – przepłukuję miskę po płatkach i wsadzam ją do zmywarki.
- A jakżeby inaczej – uśmiecha się.
- Mógłbyś pomóc, skoro jesteś tym, który tu bałagani, wiesz? – proponuję.
- Och, nie. Jesteś o wiele lepsza w sprzątaniu, niż ja.
Wywracam oczami, ale szczerze mówiąc mi to nie przeszkadza. Lubię kiedy wszystko jest na swoim miejscu, a sprzątanie według Harry'ego oznacza upychanie rzeczy tam, gdzie się zmieszczą.
- Nie zapominaj o tym, że musisz skoczyć do sklepu po swoje zatyczki – śmieje się.
- Przestań je tak nazywać! – rzucam w niego ręcznikiem do naczyń, przez co śmieje się jeszcze bardziej na moje zażenowanie.