epilogue → flight

209 14 12
                                    

Samolot wpadł w lekkie turbulencje, ale nikt nie wydawał się być tym szczególnie zainteresowany. Cała trójka - czwórka jeśli liczyć pilotującego Victora na pokładzie - była zaaferowana tym, co czeka ich w Szkocji. Lara, Nathan oraz Samuel żwawo dyskutowali o tym, co może się stać, czy co zastaną. Bracia w prawdzie mieli nieco dziwny wpływ na Brytyjkę, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę. Uczyła się, że nie należało traktować wszystkiego dosłownie i czasem po prostu się zabawić. Archeologia nie była całym jej życiem, a z tego z kolei chciała skorzystać jak najwięcej zanim się zestarzeje. Starszy Drake w dodatku zaszczepił w niej jeszcze mocniejszą ciekawość do otaczającego ją świata, a raczej terenów wykraczających sporo poza granice Wielkiej Brytanii. Kiedy temat pomiędzy dwójką schodził na Avery'ego i piratów, Nate mógł sobie tylko pomarzyć o tym, aby dołączyć się do rozmowy. 

- Wtedy dostał tak pięknie w pysk, że nie mogłem się nie zaśmiać. Moje jedyne dobre wspomnienie z ochronki - przyznał Samuel, kiedy skończył już opowiadać o jednej bójce młodszego brata u sióstr. - A potem już się nauczył bić, chociaż nadal brakuje mu obycia i kultury w ciosach.

- To da się bić w kulturalny sposób? - Croft uniosła brwi, a potem spojrzała na Nathana i zaczęła się śmiać. Ten spróbował zepchnąć ją z fotela jak pięciolatek, ale skończyło się tylko na tym, że trochę się poszamotali nawzajem. Mieli bardzo dobry kontakt. Ciągle zmierzający w lepszą stronę. 

- Da się, tylko Nate nie umie. 

- Jasne, ja niczego nie umiem, ale gdyby nie ja, to nadal siedziałbyś w panamskiej ciupie, braciszku. Więc nie podskakuj mi tutaj, bo powiem Sully'emu, aby cię wyrzucił bez spadochronu.

- Ale się boje - prychnął Sam, po czym odpalił papierosa. Był nałogowym palaczem i z równie wielką miłością, jaką darzył szlugi, starał się uprzykrzać młodszemu bratu życie. 

Sully, przysłuchując się im, pokręcił tylko głową, po czym roześmiał się pod nosem. Wiedział doskonale, że zachowywał się jak idiota, który w dodatku ciągle daje się wykorzystywać, to nie przeszkadzało mu to. Nowa przygoda, nowy Sullivan. Tak sobie to tłumaczył, choć sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak to żałośnie brzmiało. Nie potrafił nic na to poradzić, w zasadzie nawet nie chciał. Po prostu wysłuchał tego, co wydawało mu się być interesujące, a potem się upił i po wytrzeźwieniu był gotowy do tego, aby wsiąść do samolotu i polecieć nim do Szkocji. Jeśli tylko miało to ich przybliżyć do Libertalii, to nie przeszkadzało mu to ani trochę. 

- Wiecie, co wam powiem? - zaczął specjalnie głośniej, aby cała trójka go usłyszała. Spojrzał przez ramię z kokpitu pilota na Brytyjkę i Drake'ów. - Odkąd tylko poznałem Nate'a, wiedziałem, że mam do czynienia z największym bachorem i dzieciakiem na tym świecie. Potem był sam. I zmieniłem zdanie, bo okazał się być jeszcze większym bachorem i dzieciakiem. Aż w końcu jesteście tu całą trójką i muszę przyznać, że wyszliście na ludzie. Nie wiem, czy to dlatego, że w końcu dorośliście, ale dobrze tu z wami być, gówniarze. Bardzo dobrze. Mam tylko nadzieje, że nie rozwalicie mi samolotu. 

KONIEC. 

~*~

zaraz wstawię podsumowanie i podziękowania! x

danger • croft x drakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz