Akt II:Polityka Magii - Rozdział 25 ,,Dzień dobry, Morgan"

304 12 10
                                    

Czas na nową grę...

-Dzień dobry, Morgan. Mamy dziś sobotę 13 października 2035 r.

(,,Mind Games" w tle, od 12 sekundy.)

Morgan powoli otworzył oczy. Miał mroki przed oczami. Przewrócił się na drugi bok, po czym mocno uderzył w przycisk na budziku.

(22 sekunda utworu. Muzyka nie gra.)

-Mpmhm...nie, dziękuję...nnie chcę wiedzieć... - Rzekł ledwo przytomny Morgan, po czym znów zasnął.

-Panie Crane... - Odezwał się nagle elektroniczny męski głos. - Panie Crane, pobudka. Sekretarz Stahl oczekuję cię w Waszyngtonie za godzinę...

Na monitorze naprzeciw łóżka pojawił się obraz oka.

-Morgan, obudź się! Morgan... - Głos wzdychnął przewracając okiem. - Korea atomówki zrzuca!!

-Co?! Atomówki i mnie nie uprzedzono?! - Krzyknął nagle Morgan podnosząc głowę. - No po prostu wiedzia...po prostu... - Spojrzał na Drona. - Zmyślasz i konfabulujesz, tak? - Zapytał, po czym powstał w łóżka.

-W rzeczy samej Crane. Co, znów miałeś ,,ten" sen? - Zapytał głos.

Morgan powstał i zaczął się skłaniać robiąc ćwiczenia.

-Ta, RICO. ,,Ten" sen. Kiedy to uratowałem świat. Wtedy widać było, że człowieka potrafi być w porządku... - Odpowiedział Morgan robiąc przysiady do kolan. - A potem się budzę, a tam ty.

-Wiesz, może ten sen kiedyś się spełni?

-No nie wiem. - Odparł Morgan, po czym poszedł do łazienki. - Spójrz tylko: dzisiejsi rządzący światem jedynie co robią, to gonią za pieniędzmi...

Morgan zdjął z siebie piżamę i wszedł do kabiny prysznicowej.

-Tylko, że...ty też masz pieniądze. Ogrom pieniędzy. Mega wypasiony dom, mnie, no i tego no...prywatną łazienkę. Czego tu nie masz?

-Taaa, ta, ta. Ty lepiej nie patrz na mnie, bo ja nie zabijam za kwoty. No może zabijam z innych powodów, ale kasa nią raczej nie jest. Tak z zgrubsza. - Spojrzał na prysznic. - 60 stopni.

-60 stopni Fahrenheita. - Odezwał się damski głos prysznica.

Po chwili z prysznica zaczęła trysnąć woda o tejże temperaturze. Morgan wziął gąbkę i zaczął szorować ciało. RICO stał przed kabiną, odwrócony tyłem.

-Raz się udało poprawić ich nastawienie. Na pewno można to zrobić kolejny raz.

-Ten pierwszy raz udał się głównie dlatego, że nie mieli innego wyjścia. Uratowaliśmy wszystkim życie. - Mówił Crane myjąc głowę szamponem na odżywką. - Jedynie co mogłoby nam pomóc, to...nie wiem kurna...zniszczenie plantacji ropy naftowej, albo spotkanie tych złych rządzących ze szponami zimnej śmierci. A nawet wtedy gwarancja nie jest oczywista. - Spojrzał znów na prysznic. - Wyłącz.

Z prysznica przestała lecieć woda. Morgan wyszedł powoli z kabiny, okrywając się jednym ręcznikiem wokół pasa, a drugim ocierając o tył głowy.

-Cóż...ale trzeba przyznać. Puki co nic się tak w tym stuleciu nie stało. - Rzekł RICO idąc za Crane'm z łazienki od razu do sypialni.

Morgan otworzył szafę w sypialni i wybierał ubranie. Potem poszedł z ciuchami za drewnianą kotarę i zaczął się ubierać.

-No, fajnie jest. Kłopot z Koreą i Rosją. Zagrożenie trzeciej wojny. A na deserek terroryści, których zresztą tępię od kilku dobrych lat... - Odpowiedział sarkastycznie zarzucając oba ręczniki na kotarę.

LOVE BRIGHTER THAN LIGHT - SVTFOE - STARCOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz