Rozdział piąty

3.1K 102 0
                                    

Marie
W poniedziałek rano Alex poszedł do pracy, z czego nie byłam zadowolona, bo wyraźnie zaprzestał się oszczędzać. Muszę to zgłosić bezpośrednio do Marka, by sprawdził dla pewności jego stan zdrowia. Około godziny 12 postanowiłam zawieźć mu do firmy coś do jedzenia. Schodząc na dół, zajrzałam jeszcze do skrzynki na listy. Była ich cała masa. Zabrałam je i postanowiłam, że sprawdzę w aucie. Szczególnie jeden z nich przykuł moją uwagę.

'Dziwko, to jeszcze nie koniec. Dopiero się przekonasz, na co mnie stać.'

Była to treść listu, wyklejona literkami wyciętymi z gazety. Nie, nie mogę się nad tym zastanawiać. Wcisnęłam kartkę wraz z kopertą niedbale do kieszeni i ruszyłam z piskiem opon z parkingu.

- Proszę, teraz za dzidziusia. - Alex wygłupiał się, karmiąc mnie. - No i oczywiście za mnie też.
- Mam już dość, jestem pełna. - zachichotałam, opierając się o krzesło.
- Junior jest na pewno jeszcze głodny. Z resztą, jeśli pójdzie w tatę, dobrze, by już zaczynał budować masę mięśniową. - zaśmiał się, ale oczywiście dał mi spokój i nie wciskał we mnie jedzenia na siłę. Wstałam z krzesła, by trochę się rozruszać i w tym momencie z mojego płaszcza wysunęła się kartka z groźbą, którą Alex szybciutko złapał. Byłam udupiona. Jego wariactwo teraz tylko się pogłębi.
- Co to jest? - spojrzał na mnie z powagą.
- Nie wiem, znalazłam rano w skrzynce. - wzruszyłam ramionami. Jest zły, widzę to.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam Cię denerwować niepotrzebnie, może ktoś stroi sobie głupie żarty.
- Marie, chyba to Ty w tym momencie żartujesz. - oznajmił, wstając natychmiast. - Dobrze wiesz, co się dzieje w mojej głowie i ukrywasz przede mną takie groźby.
- Słuchaj, nie chcę narażać ani Ciebie, ani siebie na kolejne posiadówki w więzieniu. - syknęłam cicho, chodząc po biurze. Widząc jego minę, zaraz tego pożałowałam. Alex pozbył się Tony'ego z tego świata dla mojego własnego dobra, dla spokoju, żeby tylko nic mi się nie stało. A ja nie potrafię być mu nawet wdzięczną.
- Masz mnie za nieobliczalnego idiotę, czy o co chodzi? - spojrzał na mnie zniecierpliwiony. - Robię dla Ciebie, co mogę, a wiecznie jestem tym najgorszym.
Przetarł twarz dłońmi.
- Z resztą, nieważne. Wróć do domu. Prześpię się dziś w biurze. - mruknął. Nie chciałam, by Alex tu zostawał, chciałam, byśmy wrócili razem do domu. - Loe Cię odwiezie i będzie pilnował mieszkania. Śpij dobrze.
Pocałował mnie w czoło. Później wróciłam w ciszy do domu.

Alexander
Nie potrafiłem zrozumieć tego całego zachowania Marie. Oczywiście, odbieranie komuś życia było fatalnym posunięciem z mojej strony. Ale nigdy i dla nikogo bym tego nie zrobił. Jestem oszalały na jej punkcie. Wziąłem prysznic w swojej służbowej łazience, zrobiłem sobie drinka i tak właściwie zaczął się mój wieczór. Od drinka, do drinka. I choć bardzo tego nie chciałem, to nie miałem większego wyboru.

Rano ktoś zapukał do moich drzwi. Głowa mi pulsowała, a ciało miałem całe obolałe. Podniosłem głowę z biurka i przetarłem twarz. Do środka weszła Marie. Nie była zadowolona.
- Piłeś. - stwierdziła z obrzydzeniem. Nie chciało mi się tego słuchać. Żeby poczuć się chociaż trochę lepiej, wstałem do barku, by zrobić sobie małego, naprawdę małego drinka na otrzeźwienie. - Nie zamierzasz się do mnie odzywać?
- Marie, może powinniśmy od siebie odpocząć. - westchnąłem, patrząc na nią. W dłoni trzymałem szklankę. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem. Rozstanie dobrze nam zrobi. - Na jakiś czas. Niszczę już nie tylko siebie, ale też Ciebie. Kłócimy się niemalże codziennie. Już nie wiem, co to jest spokojny powrót do domu i po prostu bycie z Tobą.
- Nie chcę. - powiedziała cicho, patrząc na mnie. - Chcę, żebyś pojechał ze mną do domu i się otrząsnął.
- Nie, naprawdę. Zostanę tu. - zaznaczyłem, wypijając całą zawartość szklanki. Marie ujęła moją dłoń i odparła.
- Zabiorę Cię do domu, chodź. Porozmawiamy o wszystkim. Ja też jestem już zmęczona.
Sam nie wiem dlaczego, ale zacząłem płakać. Po prostu. Nie jestem też pewien, czy to ja płakałem, czy alkohol. Nie chciałem pić, ale w takich sytuacjach już sam nie wiedziałem, co robić. Wszystko było dla mnie tak trudne. Tęskniłem za tą beztroskością, którą do tej pory ona mi dawała. Wyszliśmy powoli z gabinetu, później zjechaliśmy windą na parking. Marie zapakowała mnie i moje rzeczy do auta.
- Uważam, że powinieneś podjąć jakieś leczenie. Gdy dzieje się coś złego, zaglądasz do szklanki. Nie twierdzę, że jesteś alkoholikiem...
- Jestem obrzydliwym pijakiem. - warknąłem, opierając głowę o fotel.
- Chcę, żebyś poszedł na terapię. Masz w sobie tak wielkie pokłady żalu, nie potrafię sobie już z tym radzić. Myślałam, że Cię z tego uleczę. Ale jesteś zbyt samotny, Alex. Oddalamy się od siebie. - westchnęła, trzymając dłonie na kierownicy.
- Bardzo Cię kocham, Marie. - szepnąłem. - Ale jest mi ciężko. Jestem zmęczony. Fiksuję już na Twoim punkcie. To mnie doprowadza do szału.
- Powinieneś wyluzować.
- Boję się, że jak trochę odpuszczę, to coś Ci się stanie. - wyznałem, a ona się we mnie wpatrywała. - Trzęsę się ze strachu, gdy jestem w pracy, a Ty w domu. Wiem, że to nie jest normalne. Ale ściągam na Ciebie tylko problemy.
- Nic mi się nie dzieje. Jestem tu i jest w porządku. - pogłaskała mnie po twarzy.
- Jak jestem z Tobą, czuję takie ciepło w sobie. To jest tak przyjemne uczucie. Nie mam nikogo innego, kogo bym kochał. Staję na głowie, byle tylko tego nie stracić. Chcę Cię za żonę, Marie. Tu, w tej chwili.
- Dobrze, weźmiemy ślub. Ty, ja i Mike, pojedziemy gdzieś, gdziekolwiek. Później, gdy wrócimy, podejmiesz terapię.
- Obiecuję, dziecinko. - pokiwałem głową, zgadzając się na wszystko, czego tylko by chciała. Marie pocałowała mnie w czoło. Później oboje w zgodzie wróciliśmy do domu. Zdecydowanie tego potrzebowałem.

Nowe życie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz