Rozdział trzeci

4.1K 101 5
                                    

- Co się stało? Przestraszyłam się. - powiedziała cicho, patrząc raz na mnie, raz na moich rodziców.
- Nic, przepraszam, nie chciałem Cię obudzić. - odparłem, podchodząc do niej. Zamknąłem ją szczelnie w swoich ramionach. Nie wiem, jak mogę być tak głupi, by narażać ją na nerwy. Marie odetchnęła głęboko.
- Może zamówilibyśmy sobie tajskie? Mam ogromną ochotę. Przy okazji porozmawiamy wszyscy we czworo.
- Dobrze. - przystanąłem na to, mimo swojej niechęci. Chciałem, by matka z ojcem wyszli. Mam do nich ogromny żal i nie chcę ich widzieć. Chcę zostać sam na sam z ukochaną.

- Chanel była urocza. - matka w końcu się odezwała, a ja nie miałem ochoty tego słuchać. - Była, jak taki powiew świeżego powietrza. Śliczna, mądra, poukładana. Tak się opiekowała Alexem. Taka dobra była. Alexander żył samotnie, nie trzymał się z kolegami, nie rozmawiał z nami, żył sam ze sobą w swoim pokoju. A ja tak bardzo pragnęłam mieć dziecko, które usiądzie ze mną, pogada, żebym czuła się naprawdę, jak matka.
Wściekłość rosła we mnie z minuty na minutę. Dosłownie się gotowałem. Marie trzymała mnie kojąco za rękę.
- Nigdy bym nie pomyślała, że będzie tak nieobliczalna w stosunku do mojego dziecka. Ale o tym kompletnie w tym wszystkim zapomniałam, że to Alex jest moim dzieckiem i powinnam stać po jego stronie. Jestem okropna, wiem. - zapłakała, a ojciec potarł jej plecy. Tania szopka. Marie słuchała wszystkiego ze spokojem. - Zrozumiałam to dopiero, gdy poznałam Marie. To ona jest odpowiednią dla Ciebie osobą. A ja wierzyłam we wszystko Chanel, ufałam jej, myślałam, że znowu będziecie razem... Byłam głupia.
- Najważniejsze, że teraz jest dobrze i że Pani zrozumiała. Ale Alex też musi mieć czas na wybaczenie. - Marie uśmiechnęła się do niej i uścisnęła jej dłoń. Rozmowa toczyła się, jakby kompletnie poza mną. Nie rozumiem, czemu Marie jest po ich stronie i chce naszej zgody. Chcę żyć sam na sam z Marie, Mikem i mną Juniorem. Nikt więcej.
- Oczywiście, poczekamy. Alex też czekał lata. I absolutnie to rozumiem.
Przytaknąłem głową, by w końcu skończył się ten cyrk. Nie mogłem już dłużej tego słuchać.

- W końcu poszli. - jęknąłem, patrząc na swoją narzeczoną, okrytą moim grubym swetrem. Spojrzałem na nią wymownie, a ona się uśmiechnęła.
- Przyzwyczaiłam się już. - wzruszyła ramionami i oparła się o mój tors.
- Jestem taki wdzięczny, że Cię mam, Marie. Od razu na tej sesji, coś mnie tknęło i nie mogłem o Tobie zapomnieć. Myślałem, że to jednorazowe, ale później byłem wkręcony jeszcze bardziej. Nawet nie masz pojęcia. - mruknąłem, drapiąc ją po ramieniu. - Jestem w Tobie cholernie zakochany. Jak nigdy w żadnej kobiecie.
- To dobrze. - położyła swoją dłoń na mojej. - Ja byłam pod wielkim wrażeniem Twojej osoby, ale jednocześnie byłam przelękniona, gdy ciągle na siebie wpadaliśmy i po prostu uciekałam. Nigdy bym nie pomyślała, że będziemy razem.
- Jestem taki szczęśliwy z Tobą, Marie. Jesteś moim całym życiem. Nic innego się dla mnie nie liczy. - szepnąłem, cmokając ją w ucho. - Chciałabyś, żebym zabrał Cię jutro na zakupy? Albo moglibyśmy pójść do kina i na spacer? Oczywiście, tylko, żebyś się nie przemęczyła.
- Alex, wyluzuj, to tylko ciąża i nic mi nie jest. - odparła natomiast. - Właściwie to chciałabym pójść na studia.
- Chyba żartujesz, na pewno nie teraz, gdy jesteś w ciąży. - burknąłem. Chcę, by Marie, jak najwięcej odpoczywała i nie narażała swojego zdrowia. - Z resztą, nie musisz pracować do końca życia, bo o wszystko dla nas zadbam.
- Nie mogę tak myśleć, co jeśli kiedyś nasze drogi się rozejdą? Nigdy nic nie wiadomo.
Poczułem się, jakbym oberwał w twarz.
- Chyba zwariowałaś. Prędzej umrę, niż dam Ci odejść. - wymamrotałem, patrząc na nią. Zdecydowanie chyba jest wariatką.
- Alex, w życiu trzeba być realistą.
- Weźmy ślub, jeśli jesteś mnie niepewna. - zaoferowałem natychmiast.
- Nie chcę brać ślubu tylko dla zapewnienia. - odpowiedziała. - Z resztą jestem w ciąży i nie zamierzam dawać nikomu pożywki, że dziecko=ślub.
- Weźmiemy mały, kameralny ślub. Ja, Ty i kapłan. Nikt więcej nie jest nam potrzebny. Ewentualnie Mike. - spojrzałem na psa, który leżał obecnie na dywanie przy kominku.
- Pomyślę nad tym. - skinęła głową, choć wiem, że i tak jest niezadowolona. Coś mnie zaniepokoiło w zachowaniu Marie. Może już mnie nie kocha? Może ta przerwa, gdy byłem w śpiączce sprawiła, że zrozumiała, że nie jestem dla niej? Sam już nie wiem. Będę tylko się zadręczał tymi myślami. Ja jestem pewien, że ją kocham i nigdy jej nie zostawię. Tym bardziej, że pod swoim sercem ma moje dziecko. Nie umiem nawet sobie wyobrazić siebie bez niej. Marie jest dla mnie, jak taka iskra życia, wiem, co to znaczy kochać, a to wszystko dzięki niej. - Pójdę się położyć.
- Zrobię Ci kąpiel, chcesz? Trochę się zrelaksujesz. - zaproponowałem, by rozluźnić atmosferę. Pokręciła głową.
- Nie, będę dziś spała w pokoju gościnnym. - westchnęła cichutko, a mnie po prostu ścisnęło się serce. Marie nie chce ze mną spać. Nie mogę tego pojąć. Przymknąłem oczy, gdy poszła na górę. Oszaleję przez cały okres ciąży, jeśli będzie tak humorzasta. Doprowadzi mnie do jakiejś psychozy, choć i tak jestem mocno zafiksowany na jej punkcie.

A macie XD

Nowe życie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz