Rozdział pierwszy

7K 165 5
                                    

Od tej tragicznej sytuacji minęło już półtora miesiąca. Alex leżał w szpitalu, w śpiączce. Byłam załamana. Chanel w trybie natychmiastowym została zatrzymana. Postępowanie w tej sprawie trwa. Najprawdopodobniej działała pod wpływem środków psychoaktywnych. Nie mogłam pogodzić się z nieobecnością Alexandra. Miałam wrażenie, że każdy dzień, to męka. To nieustanne czekanie, aż się obudzi. I każdy dzień był dla mnie smutną porażką. Rano wstawałam pełna nadziei na to, że w końcu otworzy te cholerne oczy, ale on nie zamierzał. Kula przelatując tuż nad sercem, rozerwała aortę. Krwotok był bardzo poważny, ledwo go odratowali. I dawali mu tylko 50% szans na to, że się obudzi. Nie wiem, co zrobię, jeśli on odejdzie. Nie chcę sobie nawet tego wyobrażać. Kręciłam się bezsensownie po sali, do której akurat wszedł Mark.
- Powinnaś jechać do domu i trochę odpocząć. Masz teraz tyle na głowie. - powiedział i potarł pocieszająco moje plecy. - Daj mu czas.
- Jestem już zmęczona, Mark. To już tyle czasu, a on wciąż śpi. Nie chce mi się żyć. Mam po prostu dość. - westchnęłam, patrząc na swojego narzeczonego. Ponownie zadałam sobie sama pytanie, co zrobię, gdy Alex odejdzie? Gdy zechce się poddać? - Masz rację i tak nic tu po mnie. Przyjadę wieczorem.

W mieszkaniu Alexa przebywała teraz jego matka i ojciec, którzy pomimo całej przeszłości, teraz byli ze mną. Opiekowali się mną i zajmowali chociażby czystością, czy wyprowadzaniem Mike'a. Jego ojciec przejął firmę, ponieważ dobrze znał się na prowadzeniu biznesu. Byłam im wdzięczna.
- Jestem. - powiedziałam cicho, odwieszając kurtkę na wieszak. Rzuciłam kluczyki na szafkę i weszłam wgłąb mieszkania.
- Usiądź, kochanie, zrobiłam Ci obiad. Nic nie jesz. - jego mama postawiła przede mną krem z dyni. Nie chciało mi się nawet na to patrzeć. - Musisz trochę skupić się na sobie i dziecku, Marie. Alex jest silnym facetem, wyjdzie z tego. Daj mu się zregenerować.
- Nie wiem, ile jeszcze będę miała czekać, nie wiem, czy dam radę. Chcę, żeby już się obudził i powiedział, że będzie okej. Tylko tyle. - mruknęłam, grzebiąc w zupie. Trochę jej zjadłam, ale jedyne, co chciałam, to pójść spać. Zamknęłam się w jego sypialni, ubrałam na siebie koszulkę, której nie wyprałam, ani razu, ponieważ pachniała nim. Chciałam mieć cokolwiek. Wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam.

- Jak się masz? - Hannah dzwoniła do mnie codziennie, przyjeżdżała zawsze, gdy tylko miała czas.
- Tak, jak codziennie. Źle. - jęknęłam. Kręciłam się nieustannie między domem, a szpitalem. Teraz siedziałam w aucie, nie wiedząc, co z sobą począć. Chciałabym obudzić się dopiero wtedy, gdy on dojdzie do siebie. I po prostu będzie ze mną. Teraz jest mi tak odległy.
- Jedziesz do niego? - zapytała delikatnie. To było oczywiste.
- Tak. Chcę z nim pobyć. - oparłam głowę o kierownicę, a potem zaczęłam płakać. W gardle miałam jedną, wielką gulę.
- Marie, nie płacz. Wiem, że to głupie, ale naprawdę, wykończysz siebie i dziecko. - odparła. Każdy z moich znajomych był już na pewno zmęczony moim ciągłym płaczem. A ja z dnia na dzień popadałam chyba w coraz gorszą depresję. Nie widzę siebie bez Alexa. To wszystko.

Alex wciąż spał w najlepsze. Pracowały za niego głównie maszyny. Serce było mocno osłabione i chyba nie chciało współpracować z resztą ciała. Trzymałam jego dłoń przy swoich ustach i patrzyłam na niego. Czasem chciało mi się płakać, czasem się wkurzałam i chciałam walnąć go w łeb, żeby się ogarnął i obudził. Czasem opowiadałam mu o tym, co dzieje się u nas, jak postępuje budowa domu, jak rośnie dzidzia, że to będzie chłopiec. Mówiłam mu, że polubiłam się nawet z jego rodzicami, że dużo mi pomagają i są wyrozumiali. Moje życie, to było wieczne przebywanie w szpitalu. Dzień w dzień. Doba w dobę. Mark zapewnił mi nawet moje własne łóżko, żebym mogła być przy nim zawsze. Bałam się, że gdy będę w domu, to on się obudzi, albo co gorsza po prostu się podda. Chciałam być blisko zawsze. Przez cały czas. Byłam wściekła na Chanel. Myślałam, że już cokolwiek zrozumiała, że zostawiła mnie i jego w spokoju. A ja tak bardzo się pomyliłam. Nie mogło być dobrze. Nie wiem, czy na to nie zasługiwaliśmy, czy o co chodziło. Ale smutek i rozpacz na dobre zagościły w moim życiu i sercu. Nie obchodziło mnie nic, poza tym, by otworzył te cholerne oczy. Tego wieczora, usłyszałam też chyba jedną z najgorszych decyzji lekarzy.
- Marie, jestem wściekły, że to ja muszę Ci to przekazać. - powiedział Mark, nawet na mnie nie patrząc. - Maszyny pracują za Alexa. Serce chyba się poddaje. Pień mózgu prawdopodobnie obumiera. Dajemy mu jeszcze 2 tygodnie. Później odłączymy go od respiratora, żeby go dłużej nie męczyć. Ledwo co wynegocjowałem ten czas. Na więcej nie przystaną.
Zamknęłam oczy i przez moment miałam wrażenie, że zemdleję. Chcieli dać mu się poddać. Chcieli odebrać mu życie, które i tak się z niego powoli ulatniało.
- Alex, proszę, błagam, nie zostawiaj mnie. - ścisnęłam jego dłoń, przykładając ją jednocześnie do swojej twarzy. I właśnie w tym momencie nastąpił cud, on odwzajemnił mój dotyk.

Nowe życie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz