Rozdział X

126 5 3
                                    

Narracja jednoosobowa

  Kiedy postawiłam krok w dość obszernym męskim pokoju, zamiast zwrócić uwagę jednej osoby, spojrzało na mnie czterech ludzi. Troje mężczyzn w moim wieku, a nawet trochę starszych, i jedna kobieta, zaskakująco młoda, miała około szesnaście lat. Każde z nich najwidoczniej zdawało sobie sprawę, że nie jestem stąd i wzięli mnie jako zagrożenie. Co dziwne, ani dziewczyna, ani najwidoczniej gospodarz, nie pobiegli do drzwi, jak to zrobiła reszta. Z szybkim biciem serca oglądałam to, co działo się w tym pokoju.

  - Dzbany (musiałam :')), przed kim uciekacie?! - wykrzyczała poirytowana nastolatka.- To tylko jakaś wariatka! Mamy przewagę liczebną - stwierdziła i wzięła do ręki kij bejsbolowy.

  Dziewczyna jako pierwsza biegła do ataku. Właściciel pokoju, zadziwiająco podobny do dziewczyny, złapał pierwszą rzecz, jaką miał pod ręką, a mianowicie butelkę niedopitego piwa. Nie zdążyłam dokładniej przypatrzeć się twarzy mężczyzny, ponieważ małolata zamachnęła się. Celowała w głowę, ale ręka jej się omsknęła, a kij zmienił kierunek na mój obojczyk. Widziałam jej ruch. Był szybki, nieprzemyślany, ale stanowczy. Gdyby jeszcze potrenowała z tym kijem, na pewno trafiłaby mnie w czaszkę. Niestety miałam najwyższą rangę zwykłej żołnierki w Czerwonej Armii. Z łatwością ominęłam cios. Nie chciałam jednak, aby parapet został zniszczony, więc złapałam całą swoją siłą końcówkę kija, który się zatrzymał. Dziewczyna otworzyła przerażona oczy i spojrzała na moją twarz. Kobieta wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha. Możliwe, że się zdradziłam i zachichotałam z dreszczyku emocji. Miałam już puścić końcówką kija, lecz ktoś mi w tym przeszkodził. Był to, już z całą pewnością, brat biednej dziewczyny. Mężczyzna zdążył zamknąć butelkę.

  - Siostra, schyl się! - krzyknął, po czym wyrzucił szkło. Jako jedyny z rodzeństwa, miał cela. Takiego, że butelka leciała bez kręćka pomiędzy moje oczy.

  Rozszerzyłam swoje źrenice ze strachu. To była naturalna reakcja każdego człowieka, nie można jej powstrzymać. Jednak po półtora roku w Czerwonej Armii jestem w stanie się ruszyć, nie stać w bezruchu. Zamiast się schylić i uciec od potrzasku, ruszyłam kijem pomimo oporu nastolatki tak, że to drewniana broń zatrzymała piwo. Szkło rozbiło się na milion kawałków, które poraniły moje dłonie, odkrytą twarz, nogi oraz tył głowy dziewczyny. Przerażony brat podbiegł do siostry i z całej siły złapał zszokowaną za podbrzusze, przyciągając ją do siebie. Oboje przeszli na drugą stronę pokoju przerażeni. Kobieta nie mogła się ruszyć. Możliwe, że pojawiły jej się mroczki przed oczami. Była to zasługa szkła, które wbiło jej się w tył głowy. Chłopak nie ucierpiał, więc panicznie zaczął wyciągać szkiełka. Na szczęście nie były za bardzo wgłębione, więc nie powinna zostać żadna długowieczna blizna.

  Patrzyłam na jej stan ze zmarszczonymi brwiami. Co prawda mogłam zatrzymać butelkę tak, aby nie pękła, ale naraziłabym się na jej cios z kija. Potrzebowałabym przecież dwóch rąk do ochrony. Powoli zaczęłam strzepywać szkło z twarzy. Jedno z nich dotarło do mego policzka, który przebił się dosyć mocno. Niestety nie miałam nic przy sobie, czym mogłabym zalepić ranę, aby spokojnie zaczęła krzepnąć. Zostawiłam więc to miejsce, z którego natychmiastowo zaczęła lecieć krew. Nogi na szczęście nie były tak bardzo uszkodzone. Najwyraźniej potrzebowałabym parę plastrów i wodę utleninoną. Za to w gorszym stanie był dłonie. Choć szkło było tam wbite, i tak krew leciała strumieniami. Nie chciałam ich wyciągać, przecież nie miałam bandaża. Zrezygnowana tylko polizałam krew językiem, która spływała mi z policzka. Po analizie mojego stanu uznałam, iż tylko ja najbardziej ucierpiałam. Po części udało im się mnie skaleczyć. Mój radosny humor zmienił się po kilku minutach na poirytowanie.

  Zanim się obejrzałam, dwóch mężczyzn, którzy pognali jako pierwsi do drzwi, podbiegło do mnie z gotowymi pięściami. Płakali. To dobrze, pomyślałam, zatem żałowanie mają za sobą. Nie chciałam ponownie ranić rąk, więc postanowiłam walczyć moją mocniejszą stroną, nogami. Schowałam dłonie do kieszeni bezowego płaszcza, który został już ubrudzony moją i dziewczyny krwią. Zdenerwowana odparowałam atak, sądząc po przyciszonych krzykach, Marka (pewnie Winicjusza ze względu na jego siłę(pozdro dla kumatych ;3). Jego pięść spotkała się z leżącym obok kijem, a jego ciało prawie by runęło na kawałki butelki, gdyby nie podparł się rękami. Jego kolega starał się złapać moją opadającą już nogę, ale obróciłam swoją głowę i uderzyłam go czołem w nos, który chyba się złamał, a przynajmniej taką miałam nadzieję. To był perfidny ruch z jego strony. Ostatecznie wszyscy nieznajomi padli na ziemię. Nie obchodziło mnie już, czy któryś z nich skaleczył się szkłem. Wszystko mnie piekło i chciałam już wrócić do Torda, który zająłby się moimi ranami.

  - I wy chcecie dołączyć do którejkolwiek Armii? - warknęłam zdenerwowana.- Nawet kultury nie znacie! - Miałam nadzieję, że zrozumieli mój tradycyjny norweski.

  Z bólem złapałam się za nogi. Nadal trzęsłam się z krótkiej ekscytacji. Dziewczyna w tym momencie obudziła się z transu. Z płaczem zaczęła przytulać brata. Miała młodą, czystą krew, więc krzepnięcie minęło strasznie szybko. Po tym ataku, pozostała tylko krew na włosach i szok, który najprawdopodobniej w przyszłości zmieni się w traumę. Mężczyzna przytulił swoją siostrę i dla pewności, osłonił ją swoimi długimi nogami. Trochę sapiąc po takim bólu, mogłam tylko krzywo uśmiechnąć się na jego nieme wyzwanie. Chciał się zemścić, ale przytłaczała go moja siła. Chłopaki, którzy chcieli mnie naskoczyć po rodzeństwie, pognali do łazienki po apteczkę. Najwidoczniej nie mieli w sobie takiego potencjału, jak ta dwójka, lecz cała czwórka i tak nadaje się do Armii.

  - Czego chcesz? - wydusił brat.- Pieniędzy? Satysfakcji? Zapłacenia długu? Jedzenia? - zaczął szybko wymienić, a mówił to tak, jakby cisnął we mnie z broni. Był mocny w gębie, miał cela.

  - Wydaje mi się, że weszłam tu z ciekawości - odpowiedziałam powoli.- Jak chcesz, mogę sobie pójść.

  Mówiąc to, zrobiłam krok, lecz z ran pociekła krew. Moje oczy zaświeciły łzami. Nie przejęłam się tym i dumnie niosąc głowę przeszłam przez okno. Na pożegnanie pomachałam im ręką i odwróciłam się na pięcie. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy po kilku krokach przystanęłam patrząc na księżyc. Wydawał mi się jaśniejszy, niż kiedykolwiek. Błyszczał bardziej od nocy, w której poznałam się tak naprawdę na Tordzie. Wtedy, gdy zaniósł mnie do pokoju.

  Nagle poczułam rękę na moim ramieniu. To był Marek, ten, który jako trzeci ruszył do ataku.

Nie kocham cię | TordxOC | Eddsworld !ZAKOŃCZONE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz