Narracja jednoosobowa
Pewnego, równie nudnego jak zwykle, dnia spojrzałam na pracę, którą przydzielił mi Liam. Co prawda byłam dowódcą Fioletowej Armii, mówiłam w radiu, robili mi zdjęcia na rekrutację i to moje inicjały zdobią plakaty, ale różniłam się czymś od Liama. To ta czwórka jako pierwsza założyła tą Armię, a ja doszłam po czasie. Co prawda wymyśliła to Lizzy, ale jako, że była niepełnoletnia, nie mogła przejąć dowodzenia. Ze zgodą reszty, to Liam prowadził wszystkie rebeliantckie akcje. Ja tylko zaimponowałam im swoją siła i inteligencją. Dlatego oddali mi i Lizzy papierkową robotę. Nawet jeśli Pindrunia jest ode mnie młodsza i ma więcej zwolenników a Armii, to ja jestem jej osobistą strażniczką, a nie na odwrót, jak to wszędzie rozpowiadamy. w skrócie, to mi zwykle zostawiają brudną robotę. Od dwóch lat jestem przykuta do obrotowego krzesła. Może to wina tego w jaki sposób się spotkaliśmy albo dlatego, że Liam nie polubił mnie od początku. Zawsze powtarzał, że widzi we mnie coś takiego, za cobym zdradziła Fioletową Armię. Sama nie chciałam mu ufać, ale to nie była wina tego czegoś. On po prostu, tak jak cała czwórka, przypominała mi moich przyjaciół, za którymi tęskniłam.
Zmęczona jęknęłam. Położyłam się na biurku i upuściłam długopis. Zamknęłam na chwilę oczy. Chciałam po prostu już zasnąć i nigdy się nie obudzić. Jednak śmierć nie była taka prosta. Jak już coś zaczęłam, nie powinnam tego tak szybko kończyć. Dlatego kątem oka spojrzałam na zegar. Wybiła godzina dziewiąta po południu, czyli dwudziesta pierwsza. Z determinacją uświadomiłam sobie, że mój strażnik, czyli nieufny Liam, wyjechał z Lizzy do Anglii, więc powinnam cieszyć się czasem wolnym, a nie jękać i stękać nad robotą. Kiedy skończyłam czytać, podpisywać, poprawiać trzynaście kartek, schowałam wszystko do szafki pod biurko. Z uśmiechem ubrałam ciepłą kurtkę z futrem leżącą na wieszaku. Dla pewności, że nikt mnie nie rozpozna (uważają ją przecież za zaginioną), wzięłam do ręki czapkę. Z lekkim uśmiechem zaczęłam pod nosem nucić, szykując się na nocą ucieczkę. Ponownie poczułam się młodo, ha ha! Upewniłam się, że wszystko jest na miejscu i zgasiłam wszystkie światła. Otworzyłam okno, które zaskoczyło mnie zimnym powietrzem. Powoli przymknęłam moje wyjście i wyskoczyłam do przodu. Niecały metr dalej znajdował się dach szerokiego bloku, dlatego nawet nie musiałam robić szpagatu, aby się tam dostać. Z uśmiechem podskoczyłam. Ponownie poczułam się wolna. Przeszłam się zadowolona po podłożu, nie podchodząc do krawędzi. Z całej siły wskoczyłam na następny budynek. Powoli zbliżałam się do centrum stolicy. Pożyczyłam drabinę z jednego bloku i przeszłam na hotel. Mój zegarek wskazał godzinę dwudziestą trzecią. Zdziwiona prawie bym spadła z wysokiego budynku. Było to centrum handlowe w samym środku miasta. Była dzisiaj już późna jesień, więc ziąb był nieobliczalny. Zakryłam głowę swoją czapką i byłam pewna, że nikt nawet nie zauważy moich uszu, taka była duża! Futro zasłaniało też moje policzki, gdy się zgarbiłam. Ręce schowałam do kieszeni.
Oczywiście przed ułożeniem się na krawędzi budynku, zrobiłam zdjęcie starym telefonem. Miasto zdobiły piękne lampki, które raziły oczy na kilometr. Z góry ten widok wyglądał bardziej imponująco, niż na ziemi. Przynajmniej takie było moje zdanie. Z tysiąc aut jeździło tym skrzyżowaniem co minutę. Jedyne co słyszałam z tej odległości to pisk opon i cicha muzyczka ze sklepów pode mną. Zachwycona tym widokiem straciłam poczucie czasu. Zmęczona ciągłym garbieniem się, aby dosięgnąć ciepłego futerka, poddałam się. Nadal siedząc na krawędzi, bez barierek, położyłam się i założyłam ręce za głowę. Z uśmiechem zamknęłam oczy. Moje włosy zakopane były pod czapką, więc to futerko wiało na wszystkie strony wsparte zimnym wiatrem. Byłam tak bardzo zauroczona w tym miejscu, że chodziłam tutaj za każdym razem, kiedy miałam wolne, nawet w dzień.
Nagle poczułam podmuch wiatru, ale nie taki samodzielny jak zwykle, tylko taki, jakby ktoś właśnie się tutaj pojawił. Przestraszona, że ktoś chce mnie nakrzyczeć, otworzyłam oczy i podparłam się łokciami szykując do obrony. Zamiast zobaczyć jakiegoś konserwatora w podeszłym wieku z miotłą w ręku, spojrzałam w oczy robotowi. Jego kostium wskazywał na to, że nie chce być rozpoznany, czyli zrobił tak, jak jakiś mądry zbrodniarz. W sumie, robię tak samo, choć jestem tylko zaginioną kobietą. Mężczyzna nosił luźnie, zielone dresy, czerwoną bluzę i hełm, podobny do Lokiego z Avengersów, ale w kolorze krwi. Nie widziałam jego twarzy, było zbyt ciemno. Miał podwinięte rękawy, zauważyłam mechaniczne kończyny. Znałam tylko jedną osobę, która miała prawdziwą robotyczną rękę. Był to Tord Larsson, Czerwony Lider.
![](https://img.wattpad.com/cover/167287253-288-k767976.jpg)
CZYTASZ
Nie kocham cię | TordxOC | Eddsworld !ZAKOŃCZONE!
FanficNo, starałam się tego nie spieprzyć xd Zaczęte: 26.11.2018 +Tom +Edd +Matt +Paul