Rozdział 𝟝𝟡

2.2K 103 0
                                    

Wieczór zorganizowany przez, jak się okazało, Jenny i Diane trwał w najlepsze. Wszyscy śmieliśmy się z dziwnych żartów Amber lub z wygłupów Asha, który ku mojemu zdziwieniu potrafił się po wygłupiać. Dziwi mnie to ze względu na fakt, iż Ashton od jakiegoś czasu jest przygaszony, mniej się uśmiecha, a gdy próbujemy z nim o tym porozmawiać albo nas zbywa, albo mówi, że to nic takiego. Ja jednak wiem swoje i wiem, że z nim jest coś nie tak. Siedziałam na kanapie przytulona do Jase'a, podczas gdy Diana zaczęła udawać, z tego co mówiła, jakąś starszą kobietę, którą jakiś czas temu spotkała w autobusie. Gdy skończyła wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.

- Dobre Diana - rzuciła Amber, ocierając łzę, którą uroniła w wyniku śmiechu

- O masakra, no ale okey - rzekła Jen i klasnęła w dłonie - to teraz może kilka pytań do przyszłych rodziców - brązowowłosa spojrzała na nas

- Ja chce pierwsza! - wrzasnęła Diana

- No to dawaj - zaśmiał się Jase

- Jak myślicie? Chłopiec czy dziewczynka? - zapytała brunetka

Jason i ja spojrzeliśmy po sobie, by potem nasz wzrok powędrował z powrotem na Diane.

- W sumie to... Nie zastanawialiśmy się nad tym co może się urodzić - powiedziałam - to znaczy wiem, że można to sprawdzić i w ogóle, ale chyba wolimy mieć niespodzianke

- Yhym - mruknęła w odpowiedzi Diana

- No dobra to teraz ja - odezwała się Amber na co wzrok wszystkich powędrował właśnie na nią - Jak je nazwiecie?

- Hmm - mruknęłam - podobają nam się dwa imiona - zerknęłam na męża

- Jakie? - dopytała Amber

- Jeśli urodzi się chłopiec chcemy nazwać go Luke, a jeśli jednak urodzi się dziewczynka to Jade - odpowiedziałam na pytanie kuzynki

- Ładne, to znaczy ja pewnie nazwałabym moje dziecko inaczej, ale te imiona też są spoko - rzekła Am

- Zgadzam się z Amber - odezwał się nagle Tom i spojrzał na moją kuzynke

Amber posłała chłopakowi uśmiech by potem zarumienić się i szybko odwrócić głowę. Czyżby Amber i Tom mieli się ku sobie? Nie wiem. Pokiwałam głową i wstałam z kanapy.

- Gdzie idziesz? - usłyszałam głos męża

- Do kuchni wziąć leki - powiedziałam i spojrzałam na wilkołaka

- No okey - mruknął pod nosem

- Zaczekaj pójdę z tobą - rzuciła Lily i wstała z kanapy

Wraz z Lily zeszłyśmy na dół do kuchni, gdzie z jednej z szafek wyciągnęłam czerwone opakowanie. Te moje durne tabletki. Westchnęłam, otworzyłam pudełko i wysypałam jego zawartość na blat. Dwie tabletki odłożyłam na bok, a reszta wylądowała z powrotem w pojemniku. Sięgnęłam jeszcze po szklankę z wodą i połknęłam leki, popijając wodą. Oparłam się rękami o blat, a to ponieważ zrobiło mi się słabo.

- Alice? Wszystko okey? - zapytała wyraźnie zmartwiona Lily

- Lily... Błagam idź po Jase'a - wyspałam

Dziewczyna wystrzeliła jak z procy. Wbiegła po schodach wykrzykując imię wskazanego przeze mnie wilka. Po chwili Lily wróciła do kuchni, a wraz z nią Jason.

- Alice? Co się dzieje? - Jason podszedł do mnie

- Słabo mi - sapnęłam

- Kotek wzięłaś leki prawda? - zapytał zmartwiony

- Wzięłam, ale... - nie dokończyłam

Poczułam okropnie silny ból w okolicach brzucha. Nogi się podemną ugięły, były jak z waty. Na szczęście Jase zdołał mnie złapać za nim uderzyłam głową w szafkę.

- Alice!? Jasna cholera! Lily biegnij po pomoc! - wykrzyczał Jase

Lily po raz kolejny pomknęła do salonu. Spojrzałam na Jasona, który coś do mnie mówił, jednak nie bardzo słyszałam co. Po chwili do kuchni zbiegli pozostali. Wszyscy spanikowani doskoczyli do mnie i do Jasona. Widziałam tylko jak co chwilę ktoś coś krzyczał, potrząsał mną lekko i tak dalej. Potem zaczęłam widzieć już tylko urywki tego co się działo, panikę dziewczyn, gdy spojrzały na moje nogi, spanikowane spojrzenia Jasona i reszty, później poczułam jak ktoś mnie podnosi, i że się przemieszczam. Następnie na dłuższą chwilę zapanował spokój, po upływie tej chwili ponownie poczułam, iż się przemieszczam. Widziałam tylko jak ten kto mnie niósł wchodzi do jakiegoś pomieszczenia. Mega jasne światło wręcz mnie oślepiało. Później poczułam, iż zostałam na czymś położona, że znowu się przemieszczam. Jak przez mgłę słyszałam jak ktoś coś do mnie krzyczy. Czułam, iż było ze mną coraz gorzej. Wtem niesamowity ból wstrząsnął moim ciałem, próbowałam krzyczeć lecz nie mogłam.

Nie wiem ile to jeszcze trwało. Wiem tyle, że gdy ból w końcu ustąpił usłyszałam płacz dziecka, krzyk mężczyzny, potem kobiety i tak na zmianę. Docierały do mnie tylko pojedyńcze słowa typu: "tracimy ją", "przestaje oddychać" i tak dalej. Nagle zapanowała całkowita ciemność. Przestałam co kolwiek słyszeć, czuć, widzieć. To był koniec...

Z życia wilkołakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz