Rozdział 𝟞

9.7K 338 17
                                    

Wróciłyśmy z Lily do domu, potem pomogłam jej szybko odrobić zadania domowe. Po tej jakże nudnej czynności poszłyśmy przed telewizor. Na tym upłynęła nam reszta dnia, aż w końcu wieczorem wróciło wujostwo, a zapomniałam wspomnieć o Amber, która wróciła sobie do domu dopiero wieczorem. A z resztą. Mam ją głęboko w dupie. Wracając. Jak już wszyscy byli w domu to szybko przygotowaliśmy kolację, zjedliśmy, wszyscy poszli się umyć, a potem do łóżek.

Następnego dnia obudziłam się mega wcześnie. Była bowiem 5:30. No i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że odkąd jestem u ciotki nie brałam tabletek. No i zajebiście. Brawo dla mnie. Próbowałam się jeszcze położyć i zasnąć, ale na próżno. A i może wyjaśnię dlaczego muszę brać jakieś cholerne tabletki. Otóż cierpię na jakieś dziwne schorzenie, przez które co jakiś czas mój wilk bierze kontrolę, ponieważ wtedy doświadczam czegoś w rodzaju ataku agresji. Leżałam tak przez cztery godziny, jak ja to wytrzymałam? Nie wiem. W końcu o dziewiątej wstałam, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej krótkie, jeansowe spodenki, białą bluzkę na krótki rękaw, bieliznę oraz białe stopki. Szybko to na siebie założyłam i poszłam do łazienki, uprzednio chwytając potrzebne mi rzeczy. W łazience standardowo umyłam zęby, uczesałam włosy tym razem zostawiając je rozpuszczone, oraz zrobiłam lekki makijaż. Po tym wróciłam do pokoju odłożyłam wszystko na swoje miejsce i zeszłam na dół, ponieważ zawołała mnie ciocia Agnes. Weszłam do salonu, gdzie usiadłam przy dużym stole razem z resztą obecnych w tym pomieszczeniu. Szybko zjadłam śniadanie i zmyłam się do pokoju. Nic nie mówię o tym, że Amber cholernie działała mi na nerwy po prostu na mnie patrząc spodełba.

Gdy tylko wróciłam na górę wyszłam na balkon i oprałam się o poręcz. To był błąd. Świeże powietrze tylko nasiliło atak. Moje paznokcie stały się czarne oraz zaczęły się wydłużać. Zaklęłam pod nosem, rozejrzałam się czy nikogo nie ma w pobliżu i jednym zwinnym susem przeskoczyłam przez poręcz. Do ziemi z balkonu miałam dobre kilka metrów, więc przy lądowaniu przeturlałam się kawałek, by nie połamać sobie nóg, po czym szybko się podniosłam i zaczęłam biec. Popędziłam przez drogę, aż w końcu dostałam się na pola. Szybko pozbyłam się skarpet i butów z na wpół przemienionych nóg. Potem zrzuciłam z siebie resztę ubrań. Zanim się przemieniłam to biegłam przez pole nago, ale to nieważne. Po dłuższej chwili zmieniłam się w wielkiego czarnego wilka. Biegłam przez pole szybciej niż wcześniej. No logiczne jak masz cztery łapy zamiast dwóch nóg. Wiatr cudownie rozwiewał moją sierść. Czułam się wolna. Mogłabym tak biegać godzinami. Dobiegłam do sporego pagórka, zatrzymałam się i wydałam z siebie głośne wycie. Kocham bycie w wilczej postaci, ale nie w chwili gdy mam atak. Dlaczego? No cóż, wystarczy jedna głupia rzecz żeby mnie wtedy wkurzyć. A wkurzony wilk to nic fajnego. Ruszyłam dalej przed siebie.

Nie mam pojęcia ile jeszcze biegłam i jakim cudem wróciłam w miejsce, gdzie porzuciłam swoje ubrania. W każdym razie kiedy wróciłam w to miejsce, przybrałam swoją ludzką postać, oraz równie szybko się ubrałam. Pobiegłam w kierunku domu, a gdy dotarłam na miejsce to oczywiście musiałam się wpakować na Amber, no bo jak inaczej kurwa. Dziewczyna spojrzała na mnie jakby zobaczyłam potwora z bagien. Mam coś na twarzy? No nic. Olałam moją "kochaną" kuzyneczkę i poszłam do domu. Będąc już na przedpokoju, szybko ściągnęłam buty i pobiegłam na górę do swojego pokoju. Na miejscu padłam na łóżko. Mam nadzieję, że następnym razem, gdy się przeminie to z własnego wyboru, a nie z powodu ataku.

Z życia wilkołakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz