Lauren rusza biegiem w stronę mężczyzny o siwych włosach. Rzuca się mu na szyję, a ten unosi ją w miejscu po czym odstawia z powrotem na ziemię. Uśmiech, który widnieje na twarzy mojej ukochanej, jest jednym z najszerszych jakie kiedykolwiek udało mi się zaobserwować. Wynagradza mi nawet tę godzinę spędzoną w samochodzie z marudzącą Lauren. Przysięgam, jak bardzo ją kocham, tak myślałam, że zaraz zatrzymam samochód i każę jej wysiąść, by pojechać z powrotem do domu, a ona niech sobie wraca z buta.
Z tego co zielonooka mi opowiadała, nie widziała się z dziadkami ponad rok. Podobno przylatują z Kuby do Miami tylko na święta, a w tym roku wyszło jak wyszło i nie mieli okazji się spotkać. Ten pomysł chodził mi po głowie już przez dłuższy czas, ale bałam się cokolwiek zrobić, gdyż nie wiedziałam jak dziadkowie mojej dziewczyny są nastawieni do jej orientacji. Wypytywałam szatynkę o wszystko w jak najbardziej dyskretny sposób, tak by niczego się nie domyśliła, a gdy wreszcie miałam pewność, że z tego wszystkiego nie wyniknie żadna nieprzyjemna sytuacja, z pomocą Dinah zdobyłam numer jej dziadka.
-Tak dawno cię nie widziałem. Co tam u ciebie słychać? Musisz mi wszystko opowiedzieć - mężczyzna odsuwa się o krok trzymając Lo za ręce.
-Z przyjemnością dziadku - odpowiada po czym ponownie się do niego przytula.
Staruszek zerka na mnie przez jej ramię i lekko marszczy brwi, aczkolwiek się uśmiecha. Odwzajemniam uśmiech i podchodzę do nich. Lauren odsuwa się od dziadka i zamiast na niego, rzuca się na moją szyję. Obejmuję ją jednym ramieniem w talii, a drugim pocieram jej plecy. Ściska mnie naprawdę mocno.
-Dziękuję, Camz. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Jesteś najlepsza - daje mi buziaka w policzek, by następnie znów zwrócić się w stronę dziadka.
-Dla ciebie wszystko mała.
-Więc ty jesteś Camila? Miło cię wreszcie poznać - pan Jauregui porywa mnie do krótkiego, powitalnego uścisku, co jest zupełnie w porządku.
-Pana również - uśmiecham się do niego.
Wydaje się być naprawdę sympatyczny. Musi być sympatyczny, w końcu jest spokrewniony z Lauren, a ona jest ucieleśnieniem tego słowa. Czasem miewam dni, kiedy wstaję lewą nogą, co jest bardzo rzadkie odkąd budzę się przy mojej księżniczce, ale i tak zły humor trzyma się mnie co najwyżej do śniadania, a to wszystko dzięki Lolo i tym uroczym głupotkom, które gada, gdy nie jest jeszcze do końca rozbudzona. Mam nadzieję, że dziadek Lauren mnie polubi, chociaż wydaje mi się, że mocno zapunktowałam przywiezieniem tutaj jej seksownego tyłka.
-Wiesz, Lauren zawsze powtarzała, że będziesz jej dziewczyną - pan Jauregui się śmieje, a ja mu wtóruję. Ciężko mi powstrzymać uśmiech, gdy wyobrażam sobie młodszą Lauren rozpowiadającą wszystkim dookoła, że będę jej dziewczyną. Pewnie nikt się wtedy nie spodziewał ile miała racji - jak miała czternaście lat, kupiłem jej twój pierwszy album. Ściskała mnie tak mocno, że nigdy nie posądziłbym jej o to, że ma tyle siły. Myślałem, że mnie zaraz udusi
-Dziadku... - siedemnastolatka chowa twarz w dłoniach, ale nie zmienia to faktu, że i tak widzę soczyste rumieńce na jej twarzy.
-No co? Masz dziewczynę, Lauren. Ktoś ci musi narobić przed nią wstydu. Chodźcie do środka, nie będziemy tu tak stać - macha ręką i jako pierwszy udaje się w stronę drzwi wejściowych - Camila, pokażę ci stare zdjęcia mojej wnuczki.
-O nie... - zielonooka jęczy i wtula się we mnie obejmując mnie w talii - w takim razie zostajemy tutaj.
Chichoczę na jej zachowanie. Nie wiem czy to ja, czy to powszechne, ale zauważyłam, że czego szatynka by nie zrobiła i tak jest to strasznie urocze. Ally i Mani zawsze się śmieją z tego, że nie wypuszczam Lauren ze swoich ramion, ale uważam, że jest to całkiem bezpodstawne. Przecież każdy kto miałby zaszczyt nazywania tego słoneczka swoją dziewczyną, nie chciałby znajdować się dalej niż jeden centymetr od niej.
CZYTASZ
But my heart knows
Fanfiction-Nie znamy się. Nie wiesz tego. -Masz rację, nie wiem... ale moje serce wie.