Erwin Smith x Reader X

547 41 6
                                    


Minuty zamieniały się w godziny. Stałaś bezradnie i patrzyłaś jak wielkie ślepia obserwowały wasza trójkę z dołu. Zastanawiałaś się co zrobić. Z Davidem było ciężko, nie wiadome było czy przeżyje.

Co ze mnie za żołnierz, który nie próbuje ryzyka.

Pomyślałaś, patrząc na oddalone drzewa. Zwiadowcy mogli znajdować się kilometry od was.

- Maya. Micheal. - spojrzałaś się na towarzyszy stojących na grubej gałęzi następnego drzewa. Obydwoje podnieśli głowę w kierunku twojego głosu. Podeszłaś bliżej krawędzi gałęzi. I dotknęłaś przyczepionego do siebie sprzęt.

- Polecę i poszukam reszty, a wy zostańcie z Davidem, aby nie był sam.

Uruchomiłaś sprzęt i w kilka sekund przedostałaś się na inne drzewo. Kilka tytanów podbiegło za tobą, ale nie groziło tobie niebezpieczeństwo z ich powodów. Ostatni raz odwróciłaś głowę w kierunku swoich przyjaciół, którzy znajdowali się blisko obok rannego.


                                                                                           ...


Dałabyś głowę uciąć, że przeleciałaś jakieś dobre dziesięć kilometrów. Przeklęłaś w duchu. Zatrzymałaś się na jednej z gałęzi, aby wystrzelić flarę. Spojrzałaś na zapas gazu, którego miałaś mało. Z desperacji wystrzeliłaś jeszcze jedna flarę. Po paru chwilach dostrzegłaś kolor flary oddalony od ciebie kilkaset metrów. Z nadzieją w sercu, przygotowałaś się do ponownego skoku, jednak zawahałaś się, gdy coś mocno uderzyło w pień. Utrzymując równowagę spojrzałaś na ohydnego potwora, który uderzał głową w drzewo.

Odmieniec.

Widok za olbrzymem zmroził twoją krew. Między drzewami leżały porozrzucane, na wpół zjedzone ludzkie truchła z połamanymi częściami drzew. Poprzez instynkt, przedostałaś się małą ilością gazu na mocniejsze i wyższe drzewo.

Z ciemnych zakamarków wyszły kolejne wielkie widma, zapewne zwabione hałasem, jaki robił ten pierwszy. Ich zachowanie wskazywało również na odmieńce, ponieważ dziwnie przekręcały swoje głowy na boki, wpatrując się jednocześnie na ciebie.

Wolałaś nie używać już więcej sprzętu z powodu małego zapatrzenia gazem, którego została garstka.

Niczym pocisk z broni palnej, odmieńce ruszyły na drzewo, na którym stałaś. Tytany biegły i uderzały swoimi cielskami w gruby pień drzewa, po czym przewracały się, odchodziły na miejsca i ponownie biegły prosto na to samo drzewo. Z zawahaniem chwyciłaś się za pień, aby nie spaść. W oddali usłyszałaś dźwięki kopyt, co oznaczało nadciągającą pomoc. Czułaś jak drzewo słabło, a kora rozsypywała się od uderzeń. Spojrzałaś się przed siebie i dostrzegłaś podobne duże drzewo. Nie miałaś wyboru albo spadniesz i ciebie rozerwą, albo zdecydujesz się na ryzykowny ruch, który zadecyduje o twoim życiu. Zebrałaś w sobie odwagę i wybrałaś moment, gdy tytany odsłoniły wolną drogę do nowego drzewa. Zgięłaś nogi, nie tracąc równowagi i wbiłaś hak najpierw w cieńszy pień, aby znaleźć wygodniejsza pozycję. Udało ci się zabijając jednego z potworów. Wierząc w swoje szczęście skupiłaś swoją uwagę na wielkie drzewo...

Jedno machnięcie wielką ręką, wystarczyło, aby ciebie powalić na ziemię. Poczułaś ból w okolicy klatki piersiowej, gdy uderzyłaś ciałem na piaskową ścieżkę. Podparłaś się na rękach, aby szybko wstać i spróbować uciec. Dostrzegłaś, zamglonym wzrokiem jak tytany otaczają ciebie, szczerząc swoje żółte zęby.

A więc umrę tutaj.

Śmierć zapukała do twojego serca, mimo to dzielnie wstałaś chwiejnie na nogach, trzymając się za obolałe żebra. Gazu już nie wystarczyło do kontrataku. Zamknęłaś oczy, nie bojąc się swojego końca.

- Pułkowniku!

Krzyk wybudził ciebie z transu. Była to Maya, która zabiła kilka metrów przed tobą dwa tytany.

-Proszę się odsunąć w prawa stronę ! - wrzasnęła, przygotowując się do następnego uderzenia mieczem w kark tytana.

Zrobiłaś co ci kazała, po chwili dostrzegłaś również Micheal'a, który wybrał sobie na cel mniejszego potwora. Nie chciało ci się wierzyć, że tu oni przybyli.

Po opanowanej sytuacji, dwójka przybyłych zabiła siódemkę tytanów, które próbowały ciebie zabić. Otaczała was para przez zabite olbrzymy.

Maya podeszła do ciebie.

- Wszystko w prządku? - spytała.

-Chyba tak. Nie mam złamanych kości. - odpowiedziałaś, już uspokojona.

-David nie przeżył? - zapytałaś jakbyś znała odpowiedź.

Micheal pierwszy pokręcił smutno głową.

-Nie, niestety. Odszedł kilka minut, gdy Pani nas opuściła. - rzekła z na wpół otwartymi oczami, pochylając się przy tym.

Kiwnęłaś głową, rozumiejąc, co młodsi czują.

Spojrzałaś na chłopaka, który z szeroko otwartymi oczami podbiegł i osłonił ciebie swoim ciałem.

Terror, który myślałaś, że się skończył, trwał nadal. Wszystko trwało w zwolnionym tempie. Oparta łokciami na ziemi uniosłaś głowę do góry widząc, jak potwór pożera chłopaka, który salutuje tobie na pożegnanie godnego, wielkiego żołnierza. Gdy krew, młodzieńca ubrudziła twój mundur, usłyszałaś za sobą krzyk młodej kobiety.

- Przecież, nie udało się ich nawet usłyszeć! - wrzasnęła zabijając potwora.

Próbowałaś się podnieść, gdy po raz kolejny usłyszałaś, jak Maya woła do ciebie. Wszystko trwało mniej niż jedną sekundę. Dostrzegłaś zieloną pelerynę, która zasłoniła twoje ciało, przed tytanem, który z otwarta paszczą wskoczył w twoja stronę, łapiąc za nogę Mayi. Twoja towarzyszka zawzięcie próbowała walczyć, wbijając miecz w mordę potwora. Szukałaś broni bądź czegokolwiek, aby zabić to z czym zmagała się brunetka. Znalazłaś jeden z mieczy, który zapewne wypadł Michealowi. Z trudem wstałaś i chwyciłaś za broń, ale gdy się odwróciłaś, tytan żywcem wkładał drobne ciało do swojej paszczy. Słyszałaś jak wielkie zęby miażdżyły kości twojej przyjaciółki.

Mimo bólu i przerażenia stanęłaś wyzywająco przed potworem. Usłyszałaś za sobą sapanie tytana, który pożarł twojego nowicjusza.Wiedziałaś, że nie wygrasz tej walki, ale przez poświęcenie twojego składu, nie zamierzałaś poddać się bez walki.

Nie wiedziałaś czy ci się przywidziało, ale twoje oczy zobaczyły jedna z flar. Po kilku sekundach usłyszałaś tupot końskich kopyt, a po chwili zobaczyłaś ciemnozielone peleryny.


                                                                                                  ...


To był koniec wyprawy, który dla twojego oddziału okazał się zgubny. Opatrzona, dosiadłaś swojego konia, mimo uprzedzeń medyka. Wiedziałaś, że są inni bardziej ranni od ciebie, którzy powinni odpocząć. Spojrzałaś w bok i zobaczyłaś generała.

Twoje serce nie zajęła radość z widoku ocalonego przywódcy, ale nienawiść i złość. Chociaż Erwin nie zabił ludzi, którzy dzisiaj polegli, czułaś, że jasnowłosy musiał zostać ukarany.  

Erwin Smith x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz