Erwin x Reader XIX

659 40 1
                                    


Po kilku godzinnej podróży, korpus zwiadowczy zrobił przerwę w ruinach starego zamku.
Do tej pory śmierć poniosło osiem osób.
Stałaś obok zniszczonego ogrodzenia, trzymając mapę danego obszaru.
Erwin dał rozkaz powrotu dopiero po zmierzchu.
Uspokoił ciebie ten fakt, wiedząc że tytany są w tedy nieaktywne.

Z zapoznaniem się z terenem, podeszłaś do swojego składu.

Dostrzegłaś młodego bruneta, który cierpliwie czekał, aż konie zaspokoją pragnienie. Obok niego stał starszy mężczyzna z twojej drużyny. Żołnierz poklepał młodzika po ramieniu i odszedł.

Skorzystałaś z okazji i podeszłaś do bezradnego młodego.

- Jak się czujesz? – spytałaś delikatnie.

Chłopak spojrzał się na ciebie z takim żalem i bólem, że aż ugięły się pod tobą nogi.

- Winię siebie za to, że panią posłuchałem. Mój przyjaciel ... mógłby żyć. – słaby, ale wyraźny głos Micheala, dotarł do ciebie z wielkim żalem.

Opuściłaś głowę. Przypomniałaś sobie jak wielki odmieniec złapał ręką przyjaciela, twojego podopiecznego, a potem go pożarł w całości. Byłaś przy tym, ale nie mogłaś nic zrobić, wpadliście jedną z pułapek wroga. Kilka tytanów otoczyło ciebie ze składami innych dowódców. Mimo że udało ci się zabić trzech, nie zdołałaś zatrzymać tego, który zaszarżował na towarzysza Micheala z treningu. Wszystko działo się za szybko, w porę zatrzymałaś młodzieńca biegnącego prosto pod nogi drugiego olbrzyma. Inni żołnierze, którzy widzieli horror miażdżonego przez wielkie zęby rekruta, rozkazali reszcie oddziałom natychmiastową ucieczkę.  W takich sytuacjach jest ciężko zadecydować, ale żeby ratować resztę istnień, nie mieliście wyboru i skorzystaliście z tej ohydnej szansy.

Z westchnieniem, ponownie wpatrzyłaś się w rozżalonego chłopaka, który z bezradnością patrzył na opuszczoną głowę konia.

- Wiem co czujesz. – przymknęłaś oczy.

- Nie wiem co zrobić, aby zatrzymać ten niepotrzebny przelew krwi. Nie jestem Bogiem, w takich chwilach nawet słowa niczego nie wyleczą. – ze współczuciem spoglądałaś, na pochyloną przed sobą osobą.

- Z biegiem czasu, nabierzesz sił, aby sprostać wyzwaniom, czasem niemożliwym. -dodałaś, motywując przy tym samą siebie. Życie jest okrutne, zawsze takie było. Micheal nie spojrzał się na ciebie, ale z wyrazu jego twarzy, dostrzegłaś ulgę oraz poddanie się samej prawdzie.

- Gdy skończysz poić konie, idź coś zjeść. – rzuciłaś i odeszłaś nie czekając na odpowiedź.

Sama czułaś bezradność twojego serca.

Po skończonym posiłku, zebrałaś się, aby dosiąść konia i przygotować się na wyjazd do lasu wielkich drzew.

Południe.
Korpus Zwiadowczy wjechał do lasu.

Ze skupieniem prowadziłaś swój oddział w głąb pięknej zieleni. 

Nie traciłaś czujności. Tytan mógł wyjść z jakiegoś drzewa, co skończyłoby się tragicznie.

Twoją uwagę zawróciło poruszenie kilka naście metrów od twojego prawego boku.

Pewien oddział walczył na śmierć i życie z dwoma dwunasto-metrowymi odmieńcami.

Jeden z tytanów trzymał w dłoni żołnierza, który bezradnie starał się uwolnić. Reszta jego oddziału ze wszystkich sił starała się go uwolnić.

Twoja drużyna również to zauważyła, ale nie odezwała się. 

„Gdybym tylko miała pewność, że moim ludziom nic się nie stanie.... Cholera”

Erwin Smith x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz