4. Hokus Pokus i subtelność.

191 13 0
                                    


Samantha Wood kierowała się właśnie w stronę hogwardzkich cieplarni. Był weekend, więc dziewczyna miała trochę czasu dla siebie. Pogoda tego dnia zdecydowanie sprzyjała spacerom. Jedynie lekko zimny wiatr przypominał o nadchodzącym, jesiennym chłodzie.  Słońce przyjemnie ogrzewało policzki i powodowało, że włosy dziewczyny mieniły się złotem. Plany Sam na tę piękną sobotę były proste . Miała zamiar popracować trochę z roślinami w szklarni. Profesor Longbottom wiedział, że dziewczyna lubiła opiekować się zielenią w wolnym czasie, więc pozwalał jej przebywać w jego pracowni, kiedy tylko chciała. Gdy w końcu dotarła do cieplarni, położyła torbę na wolnej ławce i zabrała się do pracy. Jej pierwsze ruchy przepełnione były niepewnością, jednak im bardziej skupiała się na przycinaniu i przesadzaniu tym bardziej stanowcza stawała się jej ręka. W końcu zajęcie pochłonęło ją całkowicie. Samantha prawdopodobnie nie zwróciłaby uwagi, gdyby za oknem w tamtej chwili rozpętała się burza. Po jakimś czasie, którego Sam na pewno nie liczyła, usłyszała chrząknięcie. Gwałtownie podniosła głowę, by spojrzeć na drzwi pomieszczenia. Tam, oparty o framugę stał Albus Potter. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy patrzył na Samanthę równocześnie podrzucając w dłoni znicza i znów go łapiąc. Zdawało się, że ta zabawa nie sprawiała mu jakiejkolwiek trudności. Ale to nie imponowało dziewczynie. Znała te same triki i w quidditchu była pewnie tak dobra jak i Albus. 

- Lekcje w sobotę? Nie miałem cię za aż takiego kujona, Samantho – powiedział Al kpiąco. Sam zapragnęła westchnąć ze zrezygnowaniem. Czasem trudno było mieć cierpliwość do Albusa. Był on... trudną osobą. I to nie tak, że był irytujący. Po prostu ciężko było go zrozumieć. Charakteryzowała go raczej ironia. Uśmiechał się rzadko. Częściej jego twarz wykrzywiał grymas. Ale nie można byłoby nazwać go złą osobą, był tylko specyficzny. Choć nie czyniło to z niego niedobrego przyjaciela. W ich paczce był tym, który na głos wypowiadał prawdę, która mogła zaboleć, lecz była konieczna. Jego cyniczne uwagi zawsze, mimo, że nieuprzejme, trafiały w punkt. Trzeba było tylko umieć je przyjmować.

- Ciebie też miło wiedzieć, Albusie. – Odparła Sam, zgrabnie ignorując jego słowa i starając skupić się na swojej pracy. Na początku ich znajomości Samantha nie potrafiła normalnie rozmawiać z Potterem. Wprawiał ją w zakłopotanie. To uczucie nie zniknęło (lecz też jego podłoże zmieniło się diametralnie). Poznanie lepiej chłopaka pozwoliło dziewczynie przyzwyczaić się do jego zwyczajów.

- Moim zdaniem zamiast okaleczać tę biedną roślinkę, powinnaś ćwiczyć do najbliższego meczu. - Potter pomachał zniczem a następnie schował go do kieszeni.

- Nie muszę ćwiczyć. – odpowiedziała dziewczyna nie podnosząc wzroku. Tak charakterystyczna dla niej nieśmiałość chwilowo zniknęła. Samantha nie była nazbyt pewna siebie, wręcz przeciwnie. Ale akurat quidditch szedł jest bardzo dobrze, więc trenowanie w każdej wolnej chwili nie było konieczne.

- Oh, oczywiście panno Wood. – Albus odepchnął się od framugi, o która się opierał i poszedł bliżej. Zatrzymał się obok biurka Samanthy i podniósł małą łopatkę, która zaczął się bawić. – Lepiej żebyś od razu zaakceptowała porażkę. Hufflepuff nie ma szans ze Slytherinem.

Samantha prychnęła.

- I przyszedłeś tu mi to powiedzieć? – spytała ironicznie. – Tak właściwie, to serio, co tu robisz?

Albus wzruszył ramionami. Przez chwilę zapatrzył się w widok za oknem.

- W sumie, mogę ci pomóc. – Zdziwiona Sam, szerzej otwierając oczy, patrzyła na niego, gdy ten przysuwał sobie krzesło i siadał na nim, naprzeciwko niej. – To co mam robić? – zapytał.

Dziewczyna otrząsnęła się z małego transu i powoli tłumaczyła Albusowi, co i jak. Wspólnie zabrali się za niezwykle staranne odcinanie przyschniętych listków rośliny. Al na początku nie umiał zrobić tego porządnie, lecz z pomocą Sam szło mu coraz lepiej. Samantha zabrała się za kolejnego liścia, lecz w tej samej chwili zrobił to też Albus. Ich dłonie przypadkiem zetknęły się. Przestraszona Samantha prędko odsunęła rękę i starała się wyglądać naturalnie, poświęcając uwagę innej części roślinki. Ale rumieńce, które wykwitły na jej policzkach nie zniknęły jeszcze przez długi czas.

Smocze PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz