Przechadzam się środkiem chodnika.
Nie mam czasu, w mojej głowie zegar tyka.
Muszę zdecydować. Iść prosto? Skręcić?
Wiem, że to zły wybór, ale druga opcja bardziej nęci.Więc idę ścieżką w prawo.
Gdzieś przy końcu czekasz ty, stojąc na nogach słabo.
Widząc Cię, przyśpieszam kroku.
Chcę już dotknąć twej skóry, znów być w cholernym amoku.Zapominam o bezpiecznej drodze prosto.
Zawładnąłeś mną zdecydowanie za mocno.
Zbliżam się, wyciągając rękę.
Jednak ty odsuwasz się, wydłużając mą okrutną mękę.Lecz nadal kusisz, szepcząc skromnie
"Nic Ci nie zrobię. Kochanie, chodź do mnie".
I gdy już opuszkiem palca dotknąłem twój polik,
Ty zniknąłeś. Koniec.Kładę pustą butelkę wódki na stolik.
***
Wracam. Razem ze swoim złamanym sercem, pieprzonym egoizmem i treściwą dawką cynizmu. Więc... Witam znów?
