Patrząc na wysokie szpile Virginii Potts, poczułam się trochę głupio w tych swoich wyjściowych trampkach.
Ale hej — już wolałam założyć vansy i uchodzić za modnego luzaka, niż popierdalać po Stark Industries ze złamanym obcasem. Zdecydowanie nie miałam szczęścia do butów.
— Pani Wilhelmina Layton, tak? — zapytała niewyraźnie blondynka, starając się chyba nie przekręcić mojego imienia. No i proszę, kolejny dowód na to, że rodzice mnie nie kochali.
Jeszcze inny to kartki na święta, zawsze z logiem rodzinnego hrabstwa. Chociaż, po zdradzie Liz, jaką było wyjście za Amerykanina, a następnie mieszanie naszych świętych genów z jego fast-foodowym ścierwem, i tak przysługiwało mi miano córki roku.
— Willow. — Automatycznie ją poprawiłam. Weszło mi to już w nawyk. — Rzadko posługuję się pełnym imieniem, niektórym ciężko je wymówić. Ma dużo... liter?
Liter? Boże, czy ja muszę być taka przyjebana?
Pani Potts, z którą to umówiona byłam na jakieś pół godziny temu, pracowała jako asystentka Starka, która tak naprawdę to odwalała w firmie całą brudną robotę. On był zdecydowanie zbyt zajęty majstrowaniem nad zbroją.
Zrobiłam wczoraj porządny research i przeczytałam akta od Fury'ego, także czułam się normalnie jak stały pracownik.
— Przepraszam najmocniej za spóźnienie, ale mam przez to Expo urwanie głowy. — Westchnęła, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiem, czy nie potrafiła dobrać sensownych słów, czy po prostu się powstrzymała. Potem rzuciła stosik papierów na zagracone biurko i opadła zmęczona na obrotowy fotel. — Jest pani z Tarczy, tak? — kontynuowała, teraz już poważniejszym, bardziej firmowym tonem. — Tej organizacji antyterrorystycznej?
— Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych — poprawiłam ją, znów zapominając ugryźć się w język.
— Cóż, to też ma sporo liter.
Zerknęłam na Potts, która uśmiechała się do mnie delikatnie, chyba chcąc rozładować napięcie. W sumie, to nie wiem, czy byłam bardziej zestresowana swoją pierwszą od dawna misją w terenie, wizytą w miejscu tak znanym i rozchwytywanym jak Stark Industries, czy spalonymi brownie, na których pieczenie Zoe głosiła się w zeszły piątek i zupełnym przypadkiem zapomniała mnie o tym poinformować.
Liz dalej się do mnie nie odzywała, także mogła sobie zjeść co najwyżej te przyjarane okruszki z brytfanki.
Znaczy się, w sumie to już chyba nie była zła, bo kilka razy przyłapałam ją, jak zaczynała coś normalnie zagadywać, ale szybko się orientowała i dalej zgrywała pannę Obrażoną, chyba bardziej dla przykładu.
Ale no, sory resory, nie ze mną takie numery.
— Dobra, nie będę owijała w bawełnę — rzuciła po chwili ciszy blondynka, skupiając na sobie moją uwagę. Chociaż, jakby tak spojrzeć pod światło, to to chyba był truskawkowy blond. — Po co pani tu przyszła? Iron Man kilka razy już zaznaczył, że nie ma zamiaru wstępować do żadnych...
Dzwonek telefonu rozniósł się nagle po pomieszczeniu, jakoś tak dziwnie głośno w porównaniu z naszymi głosami. Pepper, jak to mówiono pieszczotliwie na blondynę, miała naprawdę ładne, przytulne biuro, w którym było na dodatek tak cicho i spokojnie, że ja to bym się chętnie wprowadziła. Serio, momentami miewałam już dosyć czteroletniego hałasu.
— Mam spotkanie... — mruknęła do słuchawki, zatrzymując na mnie na dłuższą chwilę swoje spojrzenie. — ... nie... Nie, żadnych fajerwerków. Tony, zadzwoń później, proszę. — Zakryła wolną ręką urządzenie i okręciła się nieco w bok. — ... rozłączam się. Do później.
CZYTASZ
REACTOR • IRON MAN 2. ✔
Fanfiction❝Każdy człowiek jest egoistą. Po prostu nie wszyscy mają odwagę się do tego przyznać.❞ Willow wcale nie chciała stabilizacji. Lubiła swoje życie, nieco zagmatwane, z mnóstwem drobnych tajemnic i lubiła mieć świadomość, że faktycznie może coś na...