— Fury, do cholery, czego ty nie rozumiesz w słowie urlop?
Ciemnoskóry przewrócił oczami, dobrze widocznymi ponad osuniętymi na nos okularami i mlasnął nieelegancko. Już nawet nie chciałam wspominać, że przez ostatni czas miał mnie kompletnie gdzieś i nie raczył odebrać nawet jednego, głupiego telefonu — dzisiaj była rocznica ślubu mojej siostry. A ten dzień, od trzech lat, bezdyskusyjnie spędzałyśmy razem.
— Skończ jęczeć i wskakuj w firmowe wdzianko. Widzę cię w aucie za pięć minut.
Westchnęłam, palcami rozmasowując skórę nosa.
Pojebało go. I to tak porządnie. Miał pod sobą szereg agentów i jednego skacowanego superidiotę (okazjonalnie łamane na bohatera) do sprawdzenia, na cholerę ja mu tam byłam potrzebna? Chciał pieska, to niech po piesku sprząta, szkoła tresury się skończyła.
— Nigdzie nie idę, wybij to sobie z głowy — rzuciłam, kiedy tylko Nick odwrócił się teatralnie na pięcie i już miał zamiar gnać w stronę swojego wypasionego auta.
Tak przy okazji, Garbus i tak był ładniejszy.
— Nie ma, że nie idziesz, pakuj tyłek w lateks i jazda — sapnął z widocznym poirytowaniem i poprawił wreszcie okulary, jeszcze sekundę temu praktycznie zwisające mu na czubku nosa. — Bo cię zwolnię. Dyscyplinarnie.
Ha, dobry żart.
— Dyscyplinarnie to ty sobie możesz...
— Dzień dobry!
Aż podskoczyłam, słowo daję. Fury też zresztą; kto by pomyślał, że szefa organizacji szpiegowskiej może przestraszyć mała dziewczynka?
Moja krew.
Zoe prześlizgnęła się między moimi nogami, w ustach ściskając termometr i mało brakowało, a by go upuściła na ziemię. Mówiłam, żeby została w łóżku.
— O Boże, ty urosłaś — zdziwił się Fury, robiąc zabezpieczający krok w tył, jakby młoda miała się na niego zaraz rzucić. I, szczerze, nie zdziwiłabym się, gdyby to zrobiła.
— Niestety, dzieci mają tę niemiłą przypadłość.
Stevensówna miała chyba gdzieś wyraźną niechęć Nicka i uczepiła się jego lewej nogi, łepetynę gubiąc przy okazji gdzieś między fałdami jego płaszcza. Z tym też go pojebało — na dworze było jakieś tysiąc stopni, a ten zarzucił na siebie futro z foki.
— A weź nic nie mów. — Szefuncio machnął ręką, drugą mierzwiąc Zoe włosy i zabrał gibający się między jej ustami termometr. — Ostatnio przeszukałem całą zbrojownię, bo Anka zażyczyła sobie jakąś zalotkę, i co? I chujostwa nigdzie nie ma.
— Nie klnij przy dziecku — upomniałam go automatycznie, zanim w ogóle zdążyłam zarejestrować sens całej wypowiedzi. Zaraz potem uśmiechnęłam się ciepło pod nosem i wyciągnęłam rękę, żeby odebrać od niego termometr. — Tam to raczej tego nie znajdziesz. Polecam jakąś drogerię, czy coś.
Fury zmarszczył brwi, jakby nie do końca rozumiał, o co mi chodzi, ale nic się już odezwał.
Spojrzałam na termometr. Trzydzieści osiem i pół stopnia; po prostu świetnie.
— Dobra, królewno, ale my to wracamy do łóżka — zawołałam z westchnieniem i potrząsnęłam urządzeniem, żeby zbić z niego temperaturę. — Spróbujemy jeszcze raz, ten stary dziad często się psuje.
Chyba jej się ta opcja nie podobała. I w sumie, to nie wiem, czy chodziło bardziej o łóżko czy starego dziada.
— Ale ja nie chcę. — Założyła ręce na piersiach, ściągając brwi i robiąc obrażoną minę.
CZYTASZ
REACTOR • IRON MAN 2. ✔
Fanfiction❝Każdy człowiek jest egoistą. Po prostu nie wszyscy mają odwagę się do tego przyznać.❞ Willow wcale nie chciała stabilizacji. Lubiła swoje życie, nieco zagmatwane, z mnóstwem drobnych tajemnic i lubiła mieć świadomość, że faktycznie może coś na...