15. THE SUN'S ORIGIN.

1.8K 176 87
                                    

     Plan Starka był to bani.

I może poszczyciłabym się nawet o stwierdzenie, że wymagał dopracowania, gdyby on jakikolwiek plan w ogóle miał. Bo wbicie w nam środek imprezy w stroju Pana Żelazko, to była zwyczajna głupota, nie plan.

— Niewygodne jak cholera — mruknęłam pod nosem, poprawiając metalowe karwasze, które Fury dał mi do przetestowania. Nie mam pojęcia, co takiego niby robiły, ale nigdy więcej dziadostwa nie włożę.

— Chcesz się zamienić?

Posłałam Tony'emu krótkie spojrzenie i wróciłam do poprawiania zapięć. Szczerze powiedziawszy, w stroju TARCZY nawet lepiej mi się oddychało. Fajnie było założyć go na spacer pod pączkarnię, ale wcisnąć na tyłek ten piękny lateks, mając jedocześnie świadomość, że zaraz skopie się jakiegoś złodupca, to najlepsze uczucie pod słońcem.

— Spasuję. W czerwonym mi nie do twarzy.

Tony zaśmiał się, głos mając zniekształcony przez hełm i odpalił silniki w odrzutowych pantoflach.

— Twoja szminka na Grand Prix mówiła co innego — rzucił, na moment przed tym, jak epicko udało mu się wylecieć z samolotu.

Pokazałam mu środkowy palec, ale go niestety nie zauważył. O ile żadne z nas dzisiaj nie wykituje, przy kolejnej okazji upewnię się, żeby widział.

   Poprawiłam słuchawkę przez którą mieliśmy się kontaktować i zacisnęłam nieco mocniej kitkę. Od zawsze miałam dziwną manię sprawdzania, czy podczas walki włosy nie będą mi się pałętać przed oczami.

Podziwiam Romanoff i jej burzę rudych, puszczonych wolno loków. Mi już teraz przeszkadzało, kiedy kilka pojedynczych kosmyków, szarganych przez mocny wiatr, przedostający się przez otwartą klapę, przyklejało mi się do policzków.

— Dzięki za podwózkę! — krzyknęłam do agenta Sheldona, kiedy znaleźliśmy się na takiej wysokości, że mogłam spokojnie wyskoczyć na chodnik. — Odwdzięczę ci się kiedyś.

Gostek pomachał mi tylko ręką, chyba zerkając w lusterku, czy sobie radzę, ale nie odwrócił głowy. Szczerze mówiąc, po cichu liczyłam, że szybko zapomni, że wiszę mu przysługę. Miał rozwydrzone dzieciaki, a ja niestety nie ufałam autopilotom.

  Wyskoczyłam z samolotu prosto na kostkę, trochę zbyt twardo lądując na lewej pięcie. Chociaż i tak nie pobijało to dwóch godzin w szpilkach.

Na zewnątrz nie było wielu osób, wszyscy poupychali się pod scenę, a ja nie pałałabym zbyt wielkim entuzjazmem na myśl o tym, żeby się tam teraz przepychać. Trzeba było pożyczyć odrzutowe pantofle.

Rozejrzałam się dookoła, szybko lokalizując przejście dla personelu. Całe szczęście, że Tony wcześniej pomyślał i dał mi przepustkę, dzięki której mogłam się dostać wszędzie tam, gdzie dostać mógłby się również on.

— Przepraszam, tu nie wolno wchodzić — zawołał ochroniarz, kiedy próbowałam odbić kartę przy automacie. — To przejście pracownicze, nie dla gości honorowych.

— Właśnie widzę — westchnęłam, sięgając do kieszeni. Wyciągnęłam z niej książeczkę na dokumenty i pokazałam panu gorylowi metalową odznakę agenta TARCZY. — Sorki, ale wiesz, robota wzywa. Pranie zbirów i inne takie.

Koleś obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem i założył ręce na piersiach.

— A nakaz jest?

Co oni wszyscy z tymi nakazami? Ja się tu poświęcam, żeby on i jego koledzy nie dostali po dupie za niedopilnowane Młotka, a ten mi jeszcze wyjeżdża z biurokracją. Nie ma czasu na nakazy, tu się ważą losy jeszcze nie wiem jakiego okręgu.

REACTOR • IRON MAN 2. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz