14. COURAGE OVER CONTROL.

1.9K 181 96
                                    

     — Teraz! — krzyknął Tony, kiedy pokrętło zaczęło stawiać coraz to większy opór.

Zaparłam się nogami o podłogę i stęknęłam, z całej siły próbując nie puścić rączki. Stark odszedł prędko do drugiego stolika, więc jedyną siłą utrzymującą rozwalającą wszystko na swojej drodze wiązkę światła, była moja wycieńczona osoba. I nie był to raczej najlepszy krok, patrząc po tym, że mało co, a cholerstwo wyślizgnęłoby mi się z rąk.

— Dobra, już — zawyrokował, mocując na rączce wielgachne obcęgi.

Puściłam koło i sapnęłam, mało co nie tracąc równowagi.

Byłam wykończona. Pot lał się ze mnie strumieniami, poczerwieniałam jak burak, a oddech miałam tak świszczący, jakbym wypuszczała powietrze przez rurkę. Gdybym wiedziała, że będą czekać mnie takie innowacje, robiłabym bicepsy częściej niż uda i brzuch.

 Wiązka światła przesunęła się po ścianie, zostawiając na niej rozpalony ślad, aż w końcu trafiła w punkt kulminacyjny — metalowy trójkąt, umiejscowiony na wysokim stojaku, mający za zadanie ustabilizować energię nowego pierwiastka.

Czy jakoś tak. Niewiele z tego jazgotu rozumiałam.

Przez kilka kolejnych sekund dźwięk skwarzących iskier był tak głośny, że bolały mnie uszy. Stark najechał w końcu na odpowiednie miejsce i rozbłysło światło tak jasne, że nie dało się na nie patrzeć bez plastikowych, ochronnych okularów.

Zmrużyłam oczy. Nigdy nie lubiłam tego momentu, kiedy po dłuższym okresie hałasu, nagle nastawała cisza — tym razem niezbyt mi to jednak przeszkadzało. Byłam tak skupiona na emanującym jasne światło elemencie, że zupełnie zapomniałam o wszystkich trudach, które musieliśmy pokonać przed jego uzyskaniem.

To był po prostu cud. Coś niemożliwego, czego nie potrafiłam do końca pojąć i zrozumieć. No bo... Ludziom takie rzeczy zajmowały lata. Spędzali całe życia nad potwierdzeniem choćby możliwości zaistnienia czegoś nowego — a Starkowi zajęło to głupie trzy dni. No, cztery, jeśli liczyć całą noc spędzoną na montowaniu rur.

— Mój Boże — westchnęłam z podziwem, wpatrując się w żarzący się trójkąt. Był tak czysto błękitny, że chciało mi się płakać z nadmiaru piękna.

— Bułka z masłem — sapnął za moimi plecami Tony.

— Akurat.

Przeszedł obok mnie, przy okazji rzucając mi jeden z tych swoich szelmowskich uśmiechów i usiadł na taborecie przed stojakiem. Potem sięgnął po małe szczypce, leżące na sąsiednim stoliku i złapał nimi ostrożnie trójkąt, który — słowo daję — wydawał taki dźwięk, jak trochę zbyt podkręcona żarówka.

Gratuluję — odezwał się znikąd Jarvis, więc machinalnie rozejrzałam się dookoła, chcąc zlokalizować najbliższy głośnik. — Stworzyli państwo nowy pierwiastek.

Ja właściwie tylko zasuwałam, montując mu te wszystkie kabelki i inne pierdoły, ale pochwałą nie pogardzę. Miło by było dostać jakiegoś Nobla, czy coś.

Tony odbił się od brzegu stolika, żeby fotelem przejechać do kolejnego stanowiska, gdzie czekał na niego nowiusieńki reaktor. Może i tego po sobie specjalnie nie pokazywał, ale widziałam, że się denerwuje. Zresztą, czemu tu się dziwić? Od tego momentu zależało jego życie.

— Oto chwila prawdy — zawyrokował teatralnym głosem, trójkąt wkładając do środka urządzenia.

Podeszłam bliżej i ścisnęłam palce na jego ramieniu. Bałam się, że to może nie wypalić — że pomylił się w obliczeniach, coś przekręcił, a reaktor wcale nie przyjmie nowej materii — ale nie chciałam mówić tego na głos. Nie daj Boże, jeszcze bym wykrakała.

REACTOR • IRON MAN 2. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz