17. BRAND NEW BEGGININGS.

1.5K 150 112
                                    

     — Przyjemna miejscówka — mruknęła z przekąsem Emma, kiedy tylko udało nam się podjechać pod wyznaczone przez Fury'ego miejsce.

Wcisnęłam guzik odsuwający szyby i nachyliłam głowę, żeby spojrzeć na budynek sponad przyciemnianych okularów. Szefuncio miał jakąś słabość do opuszczonych miejscówek — w szczególności fabryk.

— Jak na Fury'ego? — Zerknęłam na McLean. — Uznaj to za pięciogwiazdkowy hotel.

Blondyna parsknęła i wyjęła kluczyki ze stacyjki, żeby zaraz potem otworzyć drzwi. W samochodzie chodziła klimatyzacja, więc nie narzekałam na ten okropny, sierpniowy upał, ale kiedy tylko do środka wdarło się ciepłe powietrze, od razu pożałowałam założenia bluzki z długim rękawem.

Ale odkąd zdjęli mi bandaże, wyglądałam naprawdę kiepsko. Lekarz stwierdził, że jeśli będę regularnie używać maści i brać leki, blizny nie powinny wyglądać aż tak źle, ale na razie wyglądałam, jakby trafił mnie piorun.

— Nadal nie czaję, dlaczego cię po mnie wysłał — mruknęłam, samej też wychodząc z auta i rozejrzałam się badawczo dookoła. Po prawo był jakiś most, pod którym przepływała, widocznie wysychająca już, rzeka. Poza tym, większość budynków znajdowała się parę kilometrów od naszego aktualnego położenia.

No proszę, w tej części miasta jeszcze nie byłam.

Przymrużyłam oczy, tym razem obierając za cel sam budynek i mimowolnie się uśmiechnęłam, zauważając pod ścianą znajome auto. Kojarzyłam tylko jednego człowieka, który woził się tak drogimi furami.

— Bo ledwo ruszasz rękami i nie wolno ci prowadzić? — odpowiedziała, jakby było to oczywiste.

Skinęłam głową. Faktycznie coś w tym było.

Ścisnęłam mocniej kubek z kawą i bez pośpiechu przeszłam drogę od auta do głównego, okupowanego przez dwóch agentów wejścia. McLean kazała kolegom otworzyć magiczne wrota, co zaraz też zrobili, wpuszczając nas do środka.

Co jak co, ale w jakąś dekoratorkę wnętrz to mogliby jednak zainwestować.

— Powodzenia — rzuciła mi jeszcze blondyna i krótko pomachała, zajmując miejsce między resztą pilnujących agentów.

Cieszyłam się, że Fury ją awansował. W Archiwum jedynie się marnowała, a skoro nie mogła pracować w terenie, najlepszym rozwiązaniem było zastąpienie nią jednego z poległych agentów, który robił za furiacką świtę. No i znała się co nieco na technologii, ja byłam w tej kwestii lewa jak but.

— Nie-dziękuję.

   Szef wszystkich szefów i mój świeżo odratowany bachor siedzieli w samym środku tego galimatiasu, przy sporym, prostokątnym stole, z mnóstwem projekcji wyświetlonych nad ich głowami. Znaczy, Tony siedział, Fury dopiero się do tego przymierzał.

Od zamieszania na Expo minęły dwa mozolne tygodnie, podczas których kisiłam się w domu i karmiłam wszystkimi rosołkami i innymi pierdołami, które wlewała we mnie Lizzie. O dziwo, nie wydarła się na Starka — przynajmniej nie jakoś bardzo — kiedy spotkali się przy moim szpitalnym łóżku. Szczerze mówiąc, była dla niego dziwnie miła.

— Witam panów — zawołałam z zawadiackim uśmiechem, podchodząc do ich stolika. Stanęłam koło Starka, bo niestety nie pomyśleli, żeby dostawić kolejne krzesło dla kontuzjowanej. Ale Fury chyba szybko zorientował się, że kultura wymaga zapewnić kobiecie miejsce siedzące, bo skinął na jednego z agentów, żeby mi je przyniósł. — Mówiłeś, że to ważne.

— Właśnie miałem przedstawić panu Starkowi twój raport — odpowiedział czarnoskóry. Wreszcie dostałam swoje krzesło, więc podziękowałam cicho agentowi, który mi je przytachał i przysiadłam się do debatujących koleżków. — Jak zdrowie? — zapytał jeszcze, wzrok wbijając w trzymany plik dokumentów.

REACTOR • IRON MAN 2. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz