Piskliwy, irytujący dźwięk sprawił, iż zmróżyłem oczy i zacisnąłem pięści na pościeli. Zacząłem wiercić się na niewygodnym materacu. Ruchy miałem mocno ograniczone, przez co delikatnie zacząłem panikować, od razu otwierając oczy z głośnym wrzaskiem. Rozprzestrzenił się on po całym pomieszczeniu i miałem wrażenie, że jeszcze dalej.
Widziałem tylko okrutnie biały sufit i kilka wgnieceń, na równie białych ścianach. Nerwowo rozglądałem się dookoła, próbując się podnieść, jednak moje kończyny jakby się zbuntowały. Bardzo dobrze znałem to miejsce. Tak bolesne miejsce.
-Jeonggukie! Jeonggukie błagam weź mnie stąd!
Zaniosłem się głośnym, niepohamowanym płaczem, aż dławiłem się własnymi łzami. Nadal wierciłem się niespokojnie, o mało co nie podskakując na łóżku, by mimo nieskutecznych prób się stąd wydostać.
-Proszę cię, nie uciekaj beze mnie!
Powiedziałem widząc jak młodszy kochany braciszek siedzi na parapecie i uśmiecha się do mnie uradowany. Jednak wyglądał jakby nie zamierzał mi pomóc.
-Jeonggukie... Proszę.
Wyszeptałem, jednak dziewiętnastolatek zeskoczył z rozchylonego okna i jak gdyby nigdy nic zniknął. Nawet się nie żegnając.
-D-dlaczego mnie znowu zostawiasz?
Pociągałem co chwilę nosem, a mój oddech był niemiarowy i niespokojny, jakbym przebiegł kilka kilometrów. Serce również mi waliło. W końcu jakby ręką odjął odzyskałem czucie i podniosłem się z łóżka, wręcz odskakując od niego. Podchodziłem powoli do okna przysłoniętego granatową zasłoną. Delikatnie utykałem przepadając przez rzeczy pod nogami, na które nawet nie zwracałem uwagi. Nie odczuwałem bólu.
-Jeonggukie, zaczekaj na mnie. Zaraz do ciebie dołączę.
Wyszeptałem słabym głosem, a stare łzy zdążyły zaschnąć na moich policzkach. Kiedy w końcu dotarłem do wyczekiwanego parapetu, starałem się na niego wdrapać. Już miałem dłoń na klamce od okna.
-Jin?!
Zdesperowany, spanikowany głos, wybił mnie z rytmu i w końcu zaprzestałem ruchów. Zastygłem w miejscu, gdy poczułem od tyłu splecione dłonie na moim brzuchu i delikatne pocałunki na prawym barku.
-Jeonggukie? Gdzie on uciekł? Dlaczego mnie zostawił?
Zapytałem nadal uporczywie wgapiając się w szybę. Jeongguka nie było, musiał zdołać już uciec.
-Jak dobrze, że zdążyłem.
Kolejne słowa wydobyły się z czyichś ust, tylko z niezrozumiałą mi ulgą. Nadal obce dłonie spoczywały na moim ciele.
-Jinnie, a teraz proszę cię, spokojnie zejdź z tego okna.
Mimo wszystko spełniłem prośbę. Może dlatego, że głos był miły dla ucha i pełen opanowania. Druga ręka przytrzymywała mnie, bym nie zrobił sobie krzywdy schodząc. Kiedy stabilnie ustałem w miejscu, obróciłem się w stronę osobnika, który nieproszony nie pozwolił mi dogonić ukochanego braciszka.
-Namjoon?
Zapytałem, widząc tylko szerokie, kolorowe smugi. Nie mogłem wyostrzyć obrazu, mimo że bardzo tego chciałem.
-Tak skarbie. To ja, twój Namjoon.
-Namjoon...
Przez chwilę stałem cicho kuląc się, aż mój umysł nie podsunął mi pewnych informacji. W momencie dotarło do mnie z kim mam do czynienia i co ten ktoś zrobił.
CZYTASZ
Prince of darkness «~NAMJIN~»
Fanfiction|zakończone| •Jestem synem współzałożyciela ogromnej korporacji. Nie wiem jakim cudem jestem tu, gdzie teraz. W ciemnym, pustym pomieszczeniu. Przywiązany do krzesła. On wbija we mnie wzrok ciemnymi oczami i bacznie obserwuje, oczekując mojej reakcj...