-W takim razie powiem tylko, że wiem gdzie jest twój kochany Kevin.
I w tamtym momencie zamarłem w bezruchu, a serce na sam dźwięk jego imienia dostało palpitacji. Przez chwilę zachwiałem się na własnych nogach i pospiesznie podparłem jednej ze ścian.
-Kevin... gdzie on jest?!
Wykrzyczałem ciężko oddychając. Akahiko zaśmiał się tylko spoglądając na mnie z góry.
-Gdybyś wybrał mnie słońce, to byś się dowiedział już dawno.
Powiedział z cwanym uśmiechem.
-Błagam... powiedz tylko, że jest bezpieczny.
-Bezpieczny pod ziemią już na pewno jest.
Przez moment nie dochodziło do mnie, to co właśnie powiedział.
-Nie... to nie może być prawda.
Upadłem bezsilnie na zimną podłogę.
-Kłamiesz! On żyje! Na pewno żyje!
Wykrzyczałem ze łzami w oczach. Nie mogłem uwierzyć w jego słowa. On był dla mnie najważniejszy. Moja pierwsza i ostatnia miłość życia. W momencie wszystkie nasze wspólne chwile przewinęły mi się przed oczami.
-Podziękuj szefowi. Nie wspomniał ci?
Bardzo dobrze można było usłyszeć dźwięk pękania mego serca.
-Nie mów... nie chcę tego słuchać...
Wyszeptałem chowając twarz w rękawie bluzy, która stawała się coraz to bardziej mokra.
-On sam go zabił. I to stosunkowo niedawno. Muszę powiedzieć, że dawno nie widziałem go z taką satysfakcją wymalowaną na twarzy.
-Przestań!
Skuliłem się w sobie i bujałem w przód i w tył by się uspokoić. Chciałem zniknąć, zapomnieć o tym czego właśnie się dowiedziałem. O tym, że to tak na prawdę wina Namjoona.
-Jin?
Akurat ten sam człowiek wychylił się przez drzwi.
-Akahiko, co mu się stało?
-Nie wiem, po prostu rozmawialiśmy i nagle wpadł w histerię.
Namjoon przeszył wzrokiem białowłosego i podszedł do mnie.
-Jin, co się stało.
Zapytał ze zmartwieniem nachylając się.
-To wszystko przez ciebie!
Wyrzuciłem wstając.
-Yyy... co?
-To ty go zabiłeś!
Namjoon cofał się z każdą chwilą, a ja dźgałem go palcem wskazującym w klatkę piersiową.
-Jin, o czym ty mówisz?
-Chwilę temu na prawdę myślałem, że może jesteś jeszcze dobrym człowiekiem. Tymczasem cały czas mnie okłamywałeś.
Zatroskany położył dłonie na moich barkach. Od razu je odepchnąłem.
-Nie dotykaj mnie! Rozumiesz?! Zabiłeś go... zabiłeś...
Wyszeptałem trzęsąc się, a nogi miałem w tamtym momencie jak z waty.
-Kogo? Nie wiem o czym mówisz, ale ja nie skrzywdziłbym nikogo na kim ci zależy.
-Ty nie masz za grosz serca.
CZYTASZ
Prince of darkness «~NAMJIN~»
Fiksi Penggemar|zakończone| •Jestem synem współzałożyciela ogromnej korporacji. Nie wiem jakim cudem jestem tu, gdzie teraz. W ciemnym, pustym pomieszczeniu. Przywiązany do krzesła. On wbija we mnie wzrok ciemnymi oczami i bacznie obserwuje, oczekując mojej reakcj...