Elena
Ceremonia zaczyna się, gdy prowadzona przez wuja wchodzę do kościoła. Zupełnie nie wiem, dlaczego zgodziłam się na ślub kościelny, ale dla ojca Damona było to bardzo ważne. Pochodzą z Włoch, a tam ślub to ceremonia w kościele, a nie urzędowy podpis. Cała ich rodzina dopytywałaby o to, więc musieliśmy się zgodzić. Nikt oprócz nas przecież nie wie, że małżeństwo jest fikcyjne, dlatego tak ważne jest, abyśmy dobrze to wszystko odegrali. W stawce leżą ogromne pieniądze, ale dla mnie najważniejsza jest moja wolność, dlatego przygotowywałam się do tej roli bardzo starannie i dopilnowując każdego szczegółu. Mam nadzieję, że Damon przygotował się równie dobrze.
Może nie przepadamy za sobą, ale jakoś trzeba to pogodzić na te pół roku.
Wszyscy zebrani, odwracają się w moją stronę, gdy idę środkiem w nowiutkiej sukni, wsparta na ramieniu wuja i zewsząd słychać ciche zachwyty oraz płacz starych jak świat, ciotek Damona, które przyleciały aż z Europy.
Idąc, wyobrażam sobie, że płaczą nad moim losem.
Kiedy zbliżamy się do ołtarza, po raz pierwszy spoglądam na Damona. Ubrany w dobrze skrojony, dopasowany, czarny garnitur i białą koszulę z muszką pod szyją, wygląda bardzo elegancko. Uczesany na gładko przypomina chłopców z lat pięćdziesiątych, a jego niebieskie oczy jarzą się, jakby odbijały kolor nieba. Damon to przystojny mężczyzna i bardzo tego świadomy. Niezliczona liczba dziewczyn, które przewinęła się przez jego łóżko, też zapewne to wie. Nie jedna z nich na pewno marzyła o tym, żeby być teraz na moim miejscu, a on patrzy właśnie na mnie, dziewczynę, która o tym nie marzyła i jest zdenerwowany, kiedy napotyka moje spojrzenie. Uśmiecha się do mnie nerwowo, ściągając przy tym brwi i nie wygląda na zadowolonego.
Ja też nie jestem.
Wyciąga do mnie rękę, a ja podaję mu swoją. Dotyk jego ciepłej dłoni jest delikatny i szorstki zarazem, a przy tym stanowczy. Na swój sposób, kojący. Dodaje mi odwagi. Cieszę się, że trzyma mnie za rękę. Mam nadzieję, że przygotował się do tego wszystkiego tak samo starannie, jak ja i tylko o to się denerwuję.
Stajemy ramię w ramię, a kapłan rozpoczyna ceremonię. Niewiele z niej chcę zapamiętać, więc siedzę tylko i skupiam się na przysiędze, którą, o zgrozo, musiałam napisać dla Damona. Człowieka, którego nie kocham i nie pokocham, bo nie muszę i nie chcę.
To nie wyrok, ale w tej chwili tak właśnie się czuję, jakbym została skazana.
Serce bije mi szybko i jestem zdenerwowana.
Kapłan wychodzi do nas zza ołtarza i zbliża się z uśmiechem. Staje przed nami i każe połączyć prawe dłonie.
Składamy standardową przysięgę, odpowiadając na pytanie ", czy bierzesz sobie za żonę/męża" i kiedy oboje się zgadzamy, wymieniamy się obrączkami. Tuż po tym następuje część, w której powinniśmy złożyć swoje przysięgi. Damon się denerwuje i szuka czegoś po kieszeniach. Jestem w szoku, że nie nauczył się tych kilku słów na pamięć i ostatecznie nie wygłasza przysięgi dla mnie w ogóle, bo nie odnajduje kartki. Nie kocham go i nawet nie żywię do niego sympatii, ale jest mi mimo wszystko przykro, a może nawet i wstyd przed księdzem. Zapewne zastanawia się, dlaczego wychodzę za takiego człowieka.
Kapłan pyta, czy ja mam zamiar wygłosić swoją. Odpowiadam, że tak. Daje mi chwilę i wyciąga w moją stronę mikrofon.
Odsuwam go od siebie, dając mu do zrozumienia, że to niepotrzebne. Kto ma usłyszeć, to usłyszy, zwłaszcza Damon. Chcę, żeby wiedział, do czego się zobowiązuję i jak mam zamiar znieść to pół roku w jego towarzystwie.
Biorę głęboki oddech i spoglądam na niego pewnie i ze śmiałością. Może nie jest spełnieniem moich marzeń ani ja jego, może nie łączy nas nic, ale ja bym mu nie zrobiła takiej przykrości, więc zaczynam cicho.