Damon's POV
- Jestem niegotowa - Elena krzyczy do mnie przez drzwi - idź sam, a ja dołączę! Nie dam rady, nie moja wina, że fryzjerka się spóźniła - argumentuje.
- Wpuść mnie do pokoju - mówię przez drzwi jak jakiś idiota.
- Jestem w bieliźnie, nie wpuszczę cię - woła.
- Ciszej - upominam ją.
- Przepraszam - mówi konspiracyjnym głosem, ale słyszę, że jest zła.
- Okryj się czymś i mnie wpuść - warczę na nią.
- Okej, poczekaj - mówi, a po chwili otwiera zamek w drzwiach.
Wchodzę, a ona w szlafroku krząta się nerwowo po pokoju.
- Pospiesz się - upominam ją - nie możemy się spóźnić.
- Nic na to nie poradzę, już ci mówiłam - odpowiada z pretensją.
Podchodzi do mnie i zatrzymując mnie siłą, poprawia mi krawat.
- Teraz możesz iść - popycha mnie w kierunku drzwi.
- Nie pójdę sam - sykam na nią.
- Musisz, inaczej spóźnimy się oboje - znów zaczyna się ze mną kłócić.
- O której będziesz gotowa? - pytam nerwowo.
- Najwcześniej za pół godziny - odpowiada i przewraca zawartość swojej szuflady.
Wyrzuca z niej niezliczoną ilość rajstop, a ja odwracam wzrok. Damska bielizna ostatnio źle na mnie działa.
- Nie mogę tyle czekać - znów ją upominam.
- Idź i wytłumacz mnie jakoś - mówi z pretensją.
- Niby jak? - pytam z taką samą pretensją.
- Powiedz prawdę - rozkłada ręce - nie możesz? - pyta i podnosi brwi - powiedz prawdę, że fryzjerka się spóźniła i że dojadę, i idź już bo naprawdę się spóźnisz i twój ojciec znów będzie ci robił wymówki - krzywi się, a ja mam ochotę pokłócić się z nią o to, ale wiem, że chce dobrze.
Zna mojego ojca i wie, że wyżyje się na mnie za najmniejsze przewinienie. Całe szczęście już niebawem firma będzie tylko moja i Eleny i mój ojciec nie będzie nam wisiał nad głową.
- Dobra to idę, będę wyglądał bez ciebie jak idiota, ale idę - mówię jakby sam do siebie, a ona wzdycha ciężko.
- Przepraszam - mówi zawiedziona.
- Nie przepraszaj, przecież to nie twoja wina - wzdycham i wychodzę z pokoju.
- Powodzenia - słyszę za plecami i odwracam się w drzwiach żeby na nią spojrzeć.
Kiedy to robię jej brązowe oczy uśmiechają się do mnie i odwzajemniam uśmiech. Drzwi się zamykają, a ja czuję się pewniejszy, gdy wspomnienie jej oczu towarzyszy mi aż do ratusza.
Connor, zatrzymuje samochód przy samych drzwiach. Wie, że ścigam się z czasem. Dziś odbywa się najważniejsze przyjęcie, na które tu przyjechaliśmy. Dzień Założycieli.
- Dzięki Connor - klepię go w ramię, a on kiwa tylko głową.
- Wracam po Panią Salvatore i będę czekał po przyjęciu w wyznaczonym miejscu - informuje mnie, a ja potwierdzam skinieniem głowy.
Przyzwyczaiłem się już do tego, że wszyscy nazywają Elenę, panią Salvatore. Wychodzę i szybkim krokiem kieruję się do drzwi. Tuż za nimi ojciec przywołuje mnie wzrokiem i podchodzę do niego.