~ Chapter 5 ~

223 10 6
                                    

Damon's POV

Rano znów jemy razem śniadanie, jakbyśmy się w ogóle nie pokłócili. Elena jest znów ubrana, pomalowana i uczesana. Zastanawiam się czy ona w ogóle śpi w nocy. O której wstaje, że jest gotowa tak wcześnie? Nie mam pojęcia.

Ja siedzę w samej bieliźnie, nieogolony i z potarganymi włosami. Wyglądam przy niej jak włóczęga. Nalewam sobie kawy do filiżanki i znów nachodzi mnie złość.

- Nie będę pił z filiżanki - zrzędzę  - nie jestem pedałem - warczę obelżywie.

Nie komentuje tego, tylko wstaje i wyciąga z szafki kubek. Pokazuje mi go i podnosi przy tym brwi pytająco. Kiwam głową, że jest okej, a ona podchodzi do mnie i stawia mi go przed nosem.

Nie robi tego z wyrzutem, ani z żadną urazą. Po prostu stawia przede mną kubek. Nie wiem jak udaje się jej powściągnąć nerwy, bo ja już rzuciłbym się jej do gardła gdyby mną tak pomiatała. 

Pomiatam nią? 

Nie, nigdy bym tego nie zrobił. Przecież nie jestem płytki. Rodzice nauczyli mnie szacunku do kobiet, po prostu, zwyczajnie chcę ją zdenerwować. 

Sięga ręką po dzbanek z kawą, ale ubiegam ją i zabieram dzbanek pierwszy. Wzdycha, odwraca się i siada znów naprzeciwko mnie.

Już mam nalać sobie kawy, kiedy dostrzegam, że jej filiżanka jest pusta. Nie jestem aż taki niewychowany - myślę sobie i sięgam po jej filiżankę. Nalewam kawy i posuwam w jej stronę, palcami trzymając za brzeg talerzyka.

- Dziękuję - mówi smutno.

Dlaczego jest smutna? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nic jej nie odpowiadam.

Jemy to cholerne śniadanie w milczeniu, kiedy przypominam sobie o kontrakcie.

- Zrobiłaś dla mnie skan kontraktu? - pytam jakby była moją sekretarką, a ja upominam ją, że czegoś dla mnie nie zrobiła, lub zapomniała. 

Jest przecież bardzo wcześnie i w dodatku wcale nie musi tego dla mnie robić, ale chyba chcę się jej czepiać. Wytknąć jej, że o czymś zapomniała. 

- Już dawno, ale wciąż nie mam adresu twojej poczty - odpowiada, zamykając mi usta i możliwość żeby się jej uczepić i podokuczać jej, ale przy tym nawet na mnie nie zerka.

Od chwili kiedy wszedłem do kuchni nie popatrzyła na mnie ani razu. Tak, teraz tego się uczepię. 

- Podam ci go po śniadaniu - mówię do niej, a ona potakuje skinieniem głowy.

Denerwuje mnie to, że unika mojego spojrzenia. Źle się czuje? Może ma okres? Co mnie to obchodzi, denerwuję się sam na siebie.

Nie obchodzi, jestem po prostu ciekawy co się dzieje i chcę się jej czepiać. Dokuczyć jej.

- Czy coś się stało? - pytam jakbyśmy się wczoraj nie pokłócili.

Najprawdopodobniej o to chodzi, ale zachowuje się jakby nigdy nic i chyba jestem skołowany. Chcę żeby była jasność, ale tak naprawdę chcę ją pozaczepiać i zdenerwować. 

- Nic - odpowiada i nawet na sekundę na mnie nie spogląda.

- Hej? - macham do niej ręką, chcąc przywołać jej spojrzenie i dopiero wtedy to robi.

- Czy ja jestem przezroczysty? Rodzicie cię nie nauczyli, że jak się z kimś rozmawia to się na niego patrzy? - pytam kpiąco, ale wściekam się na siebie w myślach, bo przecież jej rodzice nie żyją.

Popełniłem najgłupszą gafę w historii świata.

- Umarli, jakbyś nie wiedział, jak miałam siedem lat, może zwyczajnie nie zdążyli - upomina mnie i patrzy na mnie z wściekłością.

PRISON WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz