Rozdział 27 - "Daga, co jest? Coś cię boli?"

1.3K 43 26
                                    


Lilka od blisko pół godziny robiła rekonesans po szpitalnych półkach w asyście jednego z mazurskich policjantów, który kompletnie nie zdawał sobie sprawy, że ruda kobieta wcale nie spaceruje dla przyjemności i rozprostowania kości, a powoli, małymi krokami wdraża swój plan działania.

Starała się poruszać wolno, jak przystało na osobę wykorzystywaną, po wielu przejściach, a w tym pobiciach i wielokrotnych gwałtach z klientami burdelu. Udawała również, że odczuwa silne skutki długotrwałego zażywania narkotyków, dlatego ciągle drapała się po rękach i przystawała, aby napić się wody, aby zaleczyć domniemaną suchość w ustach. Dzięki takim przystankom, które dziwnym trafem odbywały się przy pokojach pielęgniarek, dowiedziała się, że lek, którego szukała, aby zlikwidować Grodzkiego, był w dwóch miejscach, a dostęp wcale nie był ograniczony. Każda osoba, przebrana za pielęgniarza mogła się tam dostać i zabrać lek z niezabezpieczonej półki w szklanej gablocie. Problem polegał na tym, że to nie ona powinna była odwalić czarną robotę, bo oskarżenia od razu padłyby na nią. Zresztą nie mogła opuścić własnej sali bez asysty jednego z policjantów, dlatego jej plan musiał ulec pewnym modyfikacją. Jedną z nich było ściągnięcie tu Darka.

Zielińska zakaszlała ostro i podtrzymała się mocniej stojaka z kroplówką podłączoną do jej żyły. Młody posterunkowy podszedł do niej szybkim krokiem i podtrzymał ją za wolne ramię, uważnie się jej przyglądając.

- Pani Lilianno, może już wystarczy tego spaceru, co? – zapytał łagodnie, nieco zestresowany całą sytuacją.

Chłopak był młody i niedoświadczony. Nie potrafił jeszcze rozpoznawać dobrze kłamstwa w drugim człowieku, jednak nie sposób było odmówić mu stanowczości i chęci do zdobywania wiedzy. Był również bardzo pomocny i nie potrafił spokojnie patrzeć na ból drugiej osoby nawet, jeśli była ona domniemanym przestępcą.

- Tak. Ma pan rację. Chyba powinniśmy już wracać. – Lilka odpowiedziała wolno z małymi przerwami na oddech i obdarzyła młodzika niepewnym uśmiechem.

Oczywiście wszystko było perfekcyjną grą byłej współlokatorki Górskiej, która coraz pewniej czuła się w swoich poczynaniach i dążyła do wykonania planu, który wspólnie obmyślili z Hubertem, kilka tygodni temu. Nie mogła się doczekać, aż jej nowy obiekt westchnień zajmie miejsce Witolda Generalskiego i będą mogli ułożyć sobie życie razem z dala od polskiej rzeczywistości i problemów, które już niedługo miały zostać raz na zawsze zakończone. Punkt pierwszy to Grodzki. Punktem drugim była Górska, a trzecim Jawor, który miał cierpieć za popełnione błędy.

- Pomogę pani z tym. Proszę się mnie chwycić. – młody posterunkowy, którego imienia nie znała, nakazał jej chwycenie go w pasie, a on pomógł jej w pchaniu stojaka na kroplówkę.

- Jest pan bardzo uprzejmy i odważny. Nie strach panu przebywać w tak bliskiej odległości obok przestępczyni?

- Przestępczyni czy nie też jest człowiekiem. – powiedział szczerze. – W domu od dziecka uczono mnie, że każda osoba zasługuje na odrobinę szacunku. Nawet przestępca. W końcu każdy z nas popełnia grzechy, czasem nie z własnej woli, zupełnie nieświadomie, a czasem z emocjonalnych pobudek. Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy, a jeśli pragniemy te błędy naprawić to warto zaufać temu komuś i nie podcinać mu skrzydeł, bo raz w życiu popełnił błąd, tylko dać mu szansę na poprawę. Jeśli ją wykorzysta, będzie zbawiony.

Lilka spojrzała z ukosa na młodego policjanta. Powoli zbliżali się do korytarza, na którym mieściła się pokój jej i Grodzkiego oraz przebywała spora grupka policjantów, pilnujących dwójki przestępców.

- Nie trudno zauważyć, że jest pan silnie wierzący. To kwestia wpojenia wiary przez rodziców, czy osobiste rozterki?

- Myślę, że i jedno i drugie. – odpowiedział posterunkowy. – Pochodzę z małej, mazurskiej wsi, gdzie ludzie są bardzo związani z Bogiem i oddają mu swoją wdzięczność, szacunek oraz miłość na każdym kroku. To prości ludzie, którzy odnajdują uciechę w Jezusie Chrystusie, Synu Bożym i celebrują każde święto w roku katolickim. Ja również zostałem wychowany w tej wierze i zamierzam kontynuować tę tradycję. Chociaż nie latam co niedzielę do kościoła jak przedtem, gdy mieszkałem z rodzicami to staram się wieczorami zmówić pacierz.

KŁAMSTWO PRAWIE DOSKONAŁE || Daga I Tomek || Sprawiedliwi Wydział KryminalnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz