— Będziemy siedzieć w tej piwnicy? — Westchnął Daoj, siadając na krześle obrotowym.
— Chyba, że zasięgu nie będzie... — mruknął Udusz.
— Wtedy pójdziemy do mnie — odpowiedział Daoj, patrząc na plakaty rozwieszone na ścianie.
Udusz zrzucił Daoja z krzesła i siadając na nie, zalogował się na swoje konto na laptopie. Graham tylko popatrzył na to z niesmakiem.
Przez jakiś czas Udusz robił coś na urządzeniu, po czym wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i zaprezentował rodzeństwu Launchera.
— Graham, wymyśl nazwę — powiedział.
— Sam ją sobie wymyśl — prychnął Graham i przysunął się bliżej komputera.
— Y... cukierkowy uduszącuś? — Zaproponował Udusz z głupią miną. Graham prawie się roześmiał, Daoj rzeczywiście to zrobił.
— Bardziej idiotycznej nazwy nie mogłeś wymyślić? — Westchnął Graham. Udusz zrobił obrażoną minę.
— Ranisz. — po ustaleniu skina, kliknął magiczny przycisk GRAJ. Żadna magia się jednak nie stała, po prostu minecraft się włączył.
Daoj prawie się popłakał, gdy usłyszał tak bardzo nostalgiczną muzykę z gry. Zaczął ją nucić pod nosem, przez co Graham a niego dziwnie spojrzał.
— No co? To, że ty nie masz żadnych uczuć, nie znaczy, że ja też — Daoj zrobił naburmuszoną minę. Graham przewrócił oczami.
— Uh... może wejdziemy na ten serwer? — Spytał nieśmiało Udusz.
— Dobra, dobra. Dajcie IP — powiedział z entuzjazmem Daoj.
Po chwili ukazała im się wesoła muzyczka i chrześcijański serwer minecraft musiał szykować się na prawdziwych graczy. Ród Grayhamów zaczął przejmować tę grę.
—//—//—
— Uh... — Zaczął Harry.
— Nie waż się kończyć, Szyszka — warknął Sir Bucio Grayham, który był coraz bardziej wyprowadzany z równowagi. Facuconte widocznie był z tego powodu bardzo zadowolony.
— Dzisiaj już wam odpuszczę. — Powiedział, widząc, że czekanie już nic nie da — Zaprowadzę was do waszego pokoju. Tak się składa, że daję odpoczywać moim służącym. — Podniósł się z westchnieniem z krzesła.
— Ty... — Sir Bucio mógł zaraz eksplodować ze złości.
— Spokojnie, ojcze — Harry zakrył usta dłonią, rozszerzając oczy ze zdziwienia i strachu. Wszyscy na niego popatrzyli.
— Czy ty właśnie powiedziałeś... — Po długiej chwili milczenia odezwał się Sir. Jego głos był wyprany z emocji, co przeraziło Harry'ego. Facuconte tylko się zaśmiał.
— Widocznie wszystko idzie zgodnie z planem — podszedł na chwilę do okna, rozsuwając zasłony i pozwalając wpaść światłu do przyciemnionego pomieszczenia. Był wieczór, niebo tego dnia było niezwykle piękne.
Facuconte pomyślał, że chciałby namalować mieszaninę kolorów, która była widoczna na sklepieniu, ale uznał, że nie mógłby oddać piękna tego widoku. Westchnął ponownie.
— Idźcie za mną. — jednym zwinnym ruchem zasunął zasłony i udał się w kierunku drzwi. Nie mógł w tej chwili okazywać słabości.
—//—//—
— Graham, tortury są teraz zbędne! — Wrzeszczał Daoj, który z bolącym sercem obserwował, jak jego brat zabija świnie wokół krowy.
— Daj spokój, to tylko gra — mruknął Graham.
— No właśnie! Więc przestańcie się kłócić — Udusz pomasował skronie, czując nadchodzący ból głowy. Kłótnie braci skutecznie go rozpraszały i bynajmniej nie sprawiały, że czuł się dobrze.
— A weź się zamknij — rzucił Graham w odpowiedzi.
— Od kiedy twój szacunek wobec niego jest na poziomie Harry'ego? — Spytał Daoj. Graham zamknął na chwilę oczy.
— Od kiedy obaj kurna przepadli. — Graham wstał. — Nic z tego nie będzie, idę na górę.
— Graham, czekaj no — powiedział Udusz, wstając. Graham wyszedł z piwnicy. Nie miał wielu pomysłów, postanowił więc wymyślić jakiś plan. Byleby był skuteczny. Graham wyszedł z domu i popatrzył na niebo, na którym powoli widniał księżyc. Delikatny podmuch wiatru owiał mu twarz. Jeżeli ktokolwiek tam jest... proszę, niech to się uda. Zamknął na chwilę oczy. Niech tylko się uda...
—//—//—
No ja wiem, nie wiem co ja robię z tym rodem, czy nie jest zbyt pOwAżNiE?
NIE, SKĄDŻE
To nadal ród lolz
CZYTASZ
Ród Grayhamów
فكاهةHarry Szyszka Grayham, Kokarzu Grayham, Ojka Grayham, Daoj Grayham, Udusz Grayham, Sir Bucio Grayham, Graham Grayham, Cdf Grayham, Bozr Grayham, Zhesc Grayham tworzą ród. Jak potoczą się ich kosy?