-Lou, kochanie, idź do sypialni. - Styles od razu znalazł się przy szatynie i przytulił go mocno.
-Co ty tutaj robisz? - Jake zdziwiony spojrzał na omege po czym wstał z podłogi i złapał się za bolącą szczęke. Brunet uśmiechnął się w myślach za to, że tak mocno go uderzył, jednak od razu poprowadził go do schodów prosząc żeby nie schodził przez najbliższy czas. Gdy ten tylko zniknął mu z pola widzenia zdenerwowany poszedł do alfy.
-Zostałeś wygnany z watahy, nie mam prawa pokazywać się w tych terenach. - warknął.
-Wygnałeś mnie tylko dlatego, że go zostawiłem? Chyba mam prawo być z tym z kim chcę.
-Ale żaden idiota nie zostawia omegi kilka godzin po połączeniu. Nie zdajesz sobie sprawy jak cierpiał. Po tobie może to spłynęło, bo zawsze byłeś dupkiem bez serca, ale to omega one przeżywają wszystko dwa razy bardziej. Za godzinę ma ciebie już tutaj nie być. - zacisnął szczęke.
-Ale odpowiedz mi na jedno pytanie. Jesteście razem?
-Tak. - spojrzał mu w oczy.
-Mała dziwka. - szepnął, a brunet te słowa uderzył go z pięści w nos, a gdy tamten upadł, usiadł mu na biodrach uderzając go jeszcze kilka razy.
-Zastanów się nad tym co mówisz bo następnym razem nie wstaniesz. - wstał z niego, otrzepał sobie kolana i wszedł do domu trzaskajac drzwiami.
Od razu zmartwiony zaczął kierować się do sypialni aby zobaczyć jak szatyn się trzyma. Był na siebie zły, bo obiecał sobie, że będzie go chronił a zawalił już na początku. Wszedł cicho o pokoju gdzie Louis siedział na łóżku uspokajając się powoli.
-Przepraszam, nie sądziłem, że przyjdzie tutaj jeszcze po tym wszystkim.
-Nie Harreh, jest dobrze. Nie mogłeś tego przewidzieć. - uśmiechnął się do niego lekko. Ten podszedł szybko do niego i zgarnął w swoje ramiona.
-Został wygnany z watahy, nie przyjdzie już tutaj. - chciał go chociaż trochę uspokoić. Wiedział, że dla niego pewnie było to cholernie trudne.
-Dziękuję. - wtulił się w niego. Ramiona alfy to było zdecydowanie coś czego teraz potrzebował.
-Co mogę zrobić, żebyś miał lepszy humor? - przeczesał jego włosy palcami.
-Po prostu tutaj ze mną bądź. - szepnął będąc zrelaksowanym czując zapach swojego alfy.
-Zawsze. - szepnął i położył się z nim na łóżku. - Staraj się o nim nie myśleć. Mam nadzieję, że przynajmniej nie ciągnie cię do niego. - westchnął cicho. Bał się, że szatyn po poczuciu zapachu swojego byłego alfy będzie chciał do niego iść, takie rzeczy się zdarzały.
-Nie, teraz w ogóle mnie do niego nie ciągnie. - szepnął i położył głowę na jego klatce piersiowej. Brunet zaczął wydalać więcej swojego zapachu, aby omega szybciej się uspokoił. Co chwilę później na jego szczęście poskutkowało, bo ten zaczął cicho chrapać.
Alfe bardzo zastanawiało to, jakim cudem ten może zasnąć w każdej sytuacji. To już drugi raz kiedy się do niego przytulił i po prostu zasnął. Usmiechnął się lekko i poprawił na łóżku starając go nie obudzić. Leżał tak z nim godzinę mając nadzieję, że ten ostatecznie w tym czasie się obudzi, jednak mijały kolejne godziny a szatyn spał. Spojrzał na zegarek i zsunął z siebie chłopaka wychodząc z pokoju.
Najchętniej leżałby tam z nim cały czas jednak niestety obowiązki wzywały, a on nie chciał stracić środków, które go utrzymywały przez stracenie posady alfy stada. Wiele osób uważało, że jeśli ktoś jest alfą watahy dostaje pieniądze za nic, jednak gdy tylko sam przejął tą posadę zdał sobie sprawę, że to nie było takie łatwe. Musiał pilnować tego, żeby każdy w stadzie miał wszystkiego pod dostatkiem. Jego obowiązkiem były również transfery omeg co było dosyć trudne, bo nie każda omega była chętna na przejście do innej watahy w poszukiwaniu alfy. Ich brunet szczególnie nie rozumiał, one nie miały nic, a mimo wszystko nie chciały znaleźć kogoś kto im pomoże.
Wszedł do swojego biura i zaczął uzupełniać papiery, których nie zdążył zrobić rano. Na całe szczęście nie było tego dużo, a on był pewny że za godzinę będzie już wolny.
Siedział kończąc ostatnią kartkę gdy usłyszał głośny dźwięk garnka uderzającego w płytki. Zerwał się ze swojego krzesła biegnąc do kuchni, od razu odetchnął z ulgą gdy zobaczył że szatyn podnosi garnek.
-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. - uśmiechnął się słodko. - Po prosty chciałem zrobić jakiś obiad. - wzruszył ramionami.
-Całe szczęście że nic Ci się nie stało.
-Mi nie, ale płytka pękła. - przejechał stopą po rysie na ziemi.
-To nie jest ważne. - usmiechnal się lekko i podszedł do kuchenki zanurzając palec w sosie słodko-kwaśnym aby po chwili oblizać go. - Mhmm.. Zdecydowanie powinieneś częściej gotować. - zamruczał.
-Nie wkładaj brudnych palcy do jedzenia. - skrzywił się i pacnął go w rękę. Alfa zaśmiał się na jego zachowanie i zrobił sobie herbatę.
-Za chwilę ci pomogę. - uśmiechnął się wychodząc z kuchni.
-Ale najpierw umyj ręce! - krzyknął za nim kręcąc głową.
Chwilę później Harry wrócił do kuchni i od razu zaczął dokuczać szatynowi cały czas podjadając sos.
-Harold! - warknął.
-To teraz przechodzimy na takie przezwiska? - zaśmiał się. Ten wywrócił oczami i wziął do ręki drewnianą łyżkę aby w razie czego tym uderzyć bruneta. Alfa uśmiechał się co chwilę lekko ciesząc się z tego jak wygląda teraz sytuacja między nimi. Nie sądził, że Jake tyle zmieni, jednak nie narzekał.
🏳️🌈🏳️🌈🏳️🌈
Ogólnie bylo trochę małe zamieszanie bo na początku napisałam że tata Harry'ego nie żyje a teraz ze żyje. Więc tak, po prostu trochę mi się wszystko pomieszalo ale ostatecznie żyje i zmieniłam, że wyjechał.
Przepraszam za takie błędy.
Miłego dnia! 💟
CZYTASZ
Little Omega | Larry a/b/o
FanfictionGdzie Louisa zostawiła alfa tuż po połączeniu. A Harry jako alfa stada musi mu pomóc przerwać to połączenie.