☁️3☁️

111 39 5
                                    

- O boże Jiminku, przepraszam! - krzyknęła kobieta - zapomniałam że to od dziadka - jej głos ucichł a ja jedynie wpatrywałem się w czapkę.
- Nic się nie stało - odparłem i spojrzałem w stronę jej twarzy przy okazji posyłajac jej krótki uśmieszek.
- Uf, to dobrze - odetchnęła z ulgą łapiąc się prawą ręką w okolicach serca.
Tak naprawde nic nie było w porządku. Ta czapka to jedyna pamiątka po nim. Zabił bym tego kolesia, który spowodował ten cholerny wypadek samochodowy.
Moi rodzice rozmawiali jeszcze z lekarzem o lekach i innych ważnych i mniej znaczących rzeczach. Mi tylko kazali iść się przebrać w przygotowane ubrania. Udałem się spowrotem do łazienki mijając przy tym kilku pacjętów, których kojarzyłem z twarzy.

Będąc w toalecie szybko się przebrałem. Wychodząc z łazienki oraz idąc przez ten sam, nudny biały korytarz. Zauważyłem długie rude włosy. Zaciekawiły mnie. Wiem że to trochę dziwne ale były niesamowicie zadbane i miały piękny kolor. Zatrzymałem się przy wielkiej butli z wodą i udawałem że nalewam sobie napoju. Ugh! Znowu ta woda! Ona mnie prześladuje!
Czekałem aż dziewczyna, odwróci się w moją stronę. Kiedy wkońcu nadszedł ten upragniony moment, lekko spojrzałem w jej stronę.
Zamarłem. Kiedy ją zobaczyłem moje serce zaczęło bić szybciej. Jej piękne, ciemne, brązowe oczy mieniły się w świetle lamp a rudy kolor włosów dodawał jej uroku. Uniosłem wysoko brwi i lekko odchyliłem wargę. To nie było zaplanowane, okej? Nic się w tamtym momencie nie liczyło, tylko patrzenie na rudowłosą piękność. Pech chciał że musiała w tamtym momencie na mnie spojrzeć. Uśmiechnęła się lekko na co moje serce przyśpieszyło. Ona działa na mnie jak płachta na byka.
Odpowiedziałem jej tym samym gestem i poczułem jak na moje policzki wkradł się rumieniec. Czułem to bo piekło mnie w tym miejscu. Ale to pieczenie było przyjemne i z dobrej przyczyny.
Wtedy tą cudowną chwilę przerwał wychodzący z sali lekarz który wywoływał kolejnego pacjenta.
- Park Chaeyoung - odparł spokojnie na co rudowłosa odwróciła głowę i udała się w stronę doktora.
Ja naprawde zabiję kiedyś tego lekarza! Taką chwilę mi przerwał! A co jak jej już nigdy nie spotkam? Ale przynajmniej znam jej imię. Park Chaeyoung. Hm, pasuje do niej. Hej! Chyba się nie zakochałem!
Stałem tak jeszcze dłuższą chwilę i po chwili zorientowałem się że powiniem już iść. Mówiłem już jak bardzo nie chce iść do rodziców? Ugh, ale co mam zrobić? Iść przez życie dalej!

Doszłem do drzwi wyjściowych ze szpitala. Szczerze? Nie byłem na to gotowy. Nie widziałem świata poza szpitalem. Mama zobaczyła że się nie co waham.
- Będzie dobrze, zobaczysz - powiedziała ze spokojem w głosie, łapiąc mnie przy tym za rękę. Dziwnie się czułem bo nikt mnie nie dotykał oprócz pielęgniarek, które co jakiś czas wstrzykiwały mi coś do żył lub podawały kroplówkę.
Na początku chciałem cofnąć rękę ale jakakolwiek czułość była mi potrzebna. Zanim zrobiłem pierwszy krok, wziąłem czapkę w ręcę i ubrałem na głowę i nagle jakby wszytskie wspomnienia przewinęły mi się przed oczami. To było dziwne uczucie. Jakby taki huragan wspomnień, tych dobrych jak i tych złych.
Kiedy postawiłem pierwszy krok za nim był już drugi.
Pierwszy raz od paru miesięcy poczułem wiatr we włosach i mogłem wdychać coś innego niż szpitalne powietrze. Oczywiście wychodziłem na zewnątrz ale to tylko na mały balkonik, który posiadała stołówka. Teraz czułem się wolny i czułem że wspomnienia z nad morza powracają. Z tego transu wyrwała mnie mama, która złapała mnie za ramię i uśmiechnęła się ma widok mojej radości.
Kiedy doszliśmy do samochodu mojego ojca, zacząłem się wahać czy to napewno dobry pomysł ale ostatecznie postanowiłem wejść.
W samochodzie pachniało jakimiś odświeżaczami powietrza. Zająłem miejsce z tyłu. Zapiąłem pasy. I ruszyliśmy. Mieszkali ponad godzinę od szpitala w którym przebywałem. Z racji tego że nie byłem wyspany, zasnałem w drodzę do domu.

Weszliśmy do środka arboretum. Były tu hodowane najrzadsze okazy roślin. Dzień pikniku rodzinnego wraz z wycieczką szkolną był naprawde dobrym połączeniem, ale nie dla moich rodziców. Zostawili mnie a gdy dzieciaki przytulały się do swoich rodziców, robiło mi się smutno że nie ma w pobliżu nikogo z mojej rodziny. Podszedł do mnie mój kolega. Jeon Jeongguk. Przywitał się i spytał czy nie chce się z nim pobawić. Oczywiście się zgodziłem bo brakowało mi jakiej kolwiek interakcji.
Kilka godzin minęło w zaskakujacym tępie. Oprócz zabaw z innymi kolegami z klasy, poznaliśmy dużo gatunków roślin o, których nie miałem pojęcia.
Nadszedł czas na konkurs na najładniejszy rysunek poznanego wcześniej kwiatu. Widziałem jak inni rysowali. Szło im całkiem nieźle ale król rysowania jest jeden, prawda? Postanowiłem że narysuje kwiaty Smeraldo. Posiadają piękne fioletowo-granatowe płatki. Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Już zaraz na mojej kartce zaczynały się pojawiać pierwsze linie oraz kolory. Malowałem z taką precyzją i skupieniem że rysowanie pochłonęło w 100%. Nawet nie zauważyłem kiedy skończył się czas a z transu rysowania wyrwał mnie Jeongguk. Klepnął mnie w plecy a ja jedynie podniosłem głowę i zobaczyłem oczy innych dzieci zwrócone na mnie. Mimo że byłem obiektem zainteresowania i teoretycznie powinienem się speszyć, wyprostowałem się i krzyknąłem głośno "Przepraszam chciałem skończyć!" i obdarzyłem panią prowadzącą szerokim uśmiechem, który odwzajemniła.
Kiedy nadszedł ten czas na ogłoszenie wyników konkursu, czułem stres. Nie wiem czemu, przecież to tylko konkurs rysowniczy. Ale rozwiałem te myśli kiedy usłyszałem imię zwycięzcy. To było moje imię. Wybuchłem radością bo jedyne co do tej pory wygrywałem to turnieje piłkarskie. Naprawde świetne uczucie gdy wygrasz coś nawet tak zwykłego jak konkurs rysowniczy, ale to lubisz i jesteś z siebie dumny. Wszyscy rodzice oraz dzieci byli mi brawo. No ale po chwili wszyscy wrócili do swoich spraw bo piknik nadl trwał.

Mijały minuty, które przeradzały się w godziny. Koniec pikniku zawitał u nas bardzo szybko.
Było naprawde fajnie a oprócz tego pomogłem mamie Jeongguka w posprzątaniu stołu po przekąskach i powiedziała że jestem miły oraz uprzejmy.
Lecz dalej po mnie nikt nie przyjechał.
- Jimin! - krzyczała pani - nie wychodź na zewnątrz bo nikt po Ciebie nie przyjechał!
Nie obchodziło mnie to. Mogłem poczekać za drzwiami arboretum. Powiedziałem jej że dam sobie rady po czym wyszłem.

Czekam 15 minut. Czuje na sobie spojrzenia rozdziców oraz dzieci. Odwracam wzrok w ich stronę i dumnie podnoszę głowę a ręce trzymam za plecami.
Przemierzam niedługą trasę bo od drzewa które rośnie zaraz obok drzwi arboretum a do kosza na śmieci znajdującego się na przeciwko drzewa.

Nogi mnie już bolą. Czekam tu już bitą godzinę i nigdzie nie widać moich rodziców. Piknik właśnie się skończył. Mama jednego z moich kolegów pyta się czy może mnie nie podwieźć. Pokiwałem przecząco głową. Chciałem być silny a nie tak jak niektórzy uważali mnie za słabego bo miałem astmę i czasem nie mogłem złapać tchu. To wyśmiewane się jest głupie.

Nie mam pojęcia ile już minęło. Jest już ciemno a słońce nie ogrzewa już mojego ciała. Obkrążyłem część budynku arboretum.
Nikogo nie ma...
Dosłownie nikogo...
Tylko ja i szklany budynek ogrodu.
Uczycie samotności pierwszy raz dopadło mnie aż tak.
Poczułem coś na nosie.
To woda? Czyżby deszcz?
Popatrzyłem się do góry i ściągnąłem swoją czapkę, którą dostałem od dziadka.
Nagle wody zaczęło przybywać więcej i więcej. To zaskakujace jak z jednej kropli deszczu może rozpocząć się wielka ulewa.
Czułem jak deszcz spływa po mojej twarzy i mokną mi od niego ubrania.
Biegłem ile miałem sił w nogach.
Nie mam pojęcia gdzie.
Poprostu biegłem.
Nigdzie nie było chociaż jednego światła oznaczającego że mogę się w tym miejscu zatrzymać. Nigdzie nie było sklepów, domów czy innycg tego typu rzeczy.
Zauważyłem niedaleko arboretum drzewo. Pobiegłem tam i usiadłem pod koroną. Ciężko dyszałem i serce zaczęło mi być szybciej.
Bałem się.
Nie wiem czego ale się bałem.
Może że moja mama mnie porzuciła?
Albo że umrę z głodu lub z przemarznięcia?
Otworzyłem plecak szukając tam jakiego kolwiek ratunku.
Zobaczylem butelkę z wodą do której była przyczepiona karteczka z pismem mojej mamy:

"Baw się dobrze! Kocham Cię!

Mama"

Tak bardzo mnie kocha że mnie zostawiła!
Rzuciłem butelką z wodą tak mocno o ziemię że pękła.
Widziałen jak rozlewa się jej zawartość.
Woda ...
Przeklęta woda!
Wstałem spod schronu tak abym poczuł spływający swobodnie deszcz.
Zamknąłem oczy a głowę uniosłem w górę.
I chyba

Zemdlałem...

- Synku obudź się! - usłyszałem ogłoś mojej mamy i lekkie złapanie za ramię.
Dlaczego moje wspomnienia musiały powrócić? To od tamtej pory zacząłem nienawidzić wody.

Kiedy zobaczyłem dom. Zamarłem.
Był wielki i cały biały lecz dach miał kolor jasnego granatu a brązowy kolor drzwi dodawał elegancji. Po przekroczeniu progu, kobieta zaprowadziła mnie po schodach na 1 piętro domu. Tam znajdował się mój pokój.
Stałem przed drzwiami.
Mama złapała mnie od tyłu za ramiona i szepnęła żebym nacisnął klamkę.
Złapałem za pozłacany uchwyt i nacisnąłem.
Moim oczom ukazał się pokój z czarnymi ścianami, białą podłogą oraz wkońcu prywatną łazienką!
Łóżko stało pomiedzy dwoma wielkimi oknami a szafa zaraz obok wejścia do łazięki.
- Podoba ci się? - spytała.
Ja jedynie przytaknąłem po czym kobieta wyszła.

No cóż czas na nowe życie...

《☁️》

Wow pierwsza notka od autora!
Nadszedł czas na to aby poznać dlaczego właściwie Jimin nienawidzi wody.

Jak myślicie co stanie się w następnym rozdziale? 😏

1460 słów

Lie || P.jm [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz