Rozdział 22: Telefon

34 4 1
                                    

- Hm... Pani Justine, pani kolej na przesłuchanie - powiedział sędzia.

- Hmph! Zobaczymy, jak dzisiaj sobie poradzisz, Elyssa Justine! - von Karma zaczęła szykować swój bicz.

Oof...

- Pani Oldbag... Do godziny 0:30 nie widziała pani nic podejrzanego, zgadza się?

- Oczywiście... Pełno gości i pracowników chodziło wokół, ale nikt nie robił nic dziwnego. Tak więc to i fakt, że moje biodro odczuwało zmęczenie, sprawiły że udałam się do biura.

- I oglądała pani monitoring, zgadza się?

- Tak.

- No dobrze... - zaczęłam się zastanawiać, jak zdobyć więcej informacji. Myśl Elyssa, myśl... - Dlaczego pani uważa, że dzwoniącym do ofiary był oskarżony?

- Huh? Cóż... - zamyśliła się. - Nie wiem, tak podejrzewam. W budynku nikt nie dzwonił z telefonu, więc musiał to być ktoś na zewnątrz. Czyli ten cały Bendā, no chyba że jakiś inny ktoś się gdzieś schował.

- Czyli nie ma pani gwarancji, że to był oskarżony?

- Um... cóż...

- SPRZECIW! - wrzasnęła Franziska. - To się nazywa męczenie świadka niepotrzebnymi pytaniami!

- Sprzeciw oddalony - odparł sędzia. - Niech pyta, pani Justine ma nieco racji... Skoro świadek nie ma pewności, czy to podejrzany, to trzeba to sprawdzić.

Widziałam, jak von Karma zaciska zęby.

- Dziękuję... - odparłam. Zamknęłam oczy. Dalej... coś, COKOLWIEK... 

Zaczęłam przeglądać dowody na stole. Dokumenty, pliki... Wszystko. Jednak w pewnym momencie coś zauważyłam... Gdy chwyciłam do dłoni telefon, który znajdował się za kulisami sali koncertowej, zorientowałam się, że jest na nim drobny napis "własność pracowników Konsātohōru". Zaraz...

- Pani Oldbag... - zaczęłam. - Czy poznaje pani ten telefon?

- Hm? - uniosła wzrok. - Ten? Tak, to telefon służbowy. Noszą go pracownicy sali koncertowej. Ja na czas zlecenia też taki dostałam. 

- Hm... Panie detektywie Gumshoe? - spojrzałam na detektywa, który siedział obok pana Bendā. - Podobno pan analizował ten telefon?

- Zgadza się, kolego! - wstał i wyjął z kieszeni płaszcza kawałek papieru. - Wygląda na to, że w dniu mordrstwa, tuż przed strzałem ktoś dzwonił z niego do ofiary...! W rejestrze rozmów jest jego numer.

- Ha! - pani Oldbag krzyknęła, pewna siebie. - Mówiłam? Pewnie Bendā zdobył go, by móc zadzwonić i-

- Nie tak szybko... - przerwałam jej. - Czy na telefonie są jakieś ślady?

- Cóż... - detektyw podrapał się po głowie. - Co prawda znaleźliśmy na nim odciski palców...

- HA! I CO? - widziałam, jak Franziska patrzy na mnie z wyższością.

- ...ale żadne z nich nie należą do podejrzanego.

- Chwila, CO?!?

- Wszystkie należą do nieznanej osoby... I z tego co mi wiadomo, nie ma szans by podejrzany go zdobył. Sprawdzaliśmy WSZYSTKO, ale nie jest to możliwe.

- Nie jest to możliwe... - powtórzyłam. - Więc to oznacza jedno... Myli się pani, pani Oldbag.

- ŻE CO?! - krzyknęła. Z tonu jej głosu było słychać, że się denerwuje.

- Myli się pani... Pan Bendā nie był rozmówcą... Co więcej, nie mógł nawet zdobyć tego telefonu... To oznacza więc jedno: DZWONIĄCYM Z NIEGO, A ZARAZEM MORDERCĄ, MUSIAŁ BYĆ KTÓRYŚ Z PRACOWNIKÓW!!!

- ŻE JAK?!? - wrzasnęła Franziska.

- CO?! - dołączył sędzia.

- Huh?! - dodała Oldbag.

- Zgadza się... - powiedziałam. - Gdyby pan Bendā miał ten telefon, nie znalazłby się ponownie w sali koncertowej, bo nigdy go tam nie było, a policja nie znalazła go wcześniej. To oznacza, że osobą, która jest prawdziwym mordercą, nie pracowała z nim, lecz działała na własną rękę!!!

[✔] Ace Attorney: Elyssa JustineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz