Kozie zagrożenie

585 44 44
                                    


Tego, co zobaczyłam w tak zwanych przez Flowy'ego "Ruinach" na pewno się nie spodziewałam. Niemal na każdym kroku napotykałam mordercze pułapki i gdyby nie kwiatek, na pewno przez którąś z nich poniosłabym bolesną śmierć. Na szczęście mój nowy przyjaciel dokładnie wiedział, jak sobie z każdą z nich poradzić i wiedziałam, że mogę mu zaufać. Cały czas był czujny i powtarzał, że najważniejsze to nie spotkać "Jej". Nadal nie wiedziałam kim jest ta "Ona" lecz po zachowaniu Flowy'ego mogłam łatwo stwierdzić, że lepiej tej osoby unikać.

- Przesuń się, Ty zdebilniały kamieniu! - słyszałam wściekły krzyk przyjaciela za rogiem.

Przyspieszyłam kroku, aby zobaczyć co tak zdenerwowało mojego kompana. Gdy w końcu miałam go w zasięgu wzroku spostrzegłam, że faktycznie krzyczy on na zwykły, średniej wielkości głaz. Zbita z tropu stanęłam obok, aby przyjrzeć się tej niecodziennej, wręcz komicznej sytuacji.

- Słuchaj, mówię ostatni raz.- groził Flowey - Jeżeli teraz się nie przesuniesz, to skopię Ci tyłek tak, że nawet Twoje wnuki będą miały siniaki. Liczę do trzech: 1... 2...

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zanim kwiatek zdążył doliczyć do trzech, kamień przesunął się na płytkę naciskową otwierając nam przejście dalej.
Zadowolony z siebie Flowey dał mi znak, abym szła za nim dalej. Przechodząc obok głazu próbowałam jeszcze szybko mu się przyjrzeć, jednak wyglądał zupełnie zwyczajnie.

Tak też zrobiłam. Przeszłam przez jeszcze kilka łatwych pułapek lecz jedna wydawała mi się szczególnie trudna.

- Flowey! - zawołałam - Nie wiem, co mam tu zrobić. A te kolce nie wyglądają przyjaźnie.

- Nie martw się. - uspokoił mnie - Ja rozbroję mechanizm korzeniami od wewnątrz, więc kolce nie zrobią Ci krzywdy, ale puzzle musisz sama ułożyć, bo tego systemu nie obejdę. Wtedy otworzy się przejście, które jest za rozdzieleniem dróg. - wskazał liściem gdzieś przed siebie - Ty musisz iść na lewo, będę gdzieś tam na Ciebie czekał.

- Ufff, no dobrze. To do zobaczenia.

W tym momencie Flowey zniknął gdzieś pod ziemią, a ja wzięłam się za układanie dosyć trudnych puzzli.

Skończyłam jakieś 5 minut później i ruszyłam we wskazanym przez przyjaciela kierunku. Doszłam do wspomnianego przez niego rozdzielenia dróg. Po środku stało ogromne, piękne drzewo. Zastanawiałam się jakim cudem rosną tutaj (pod ziemią) drzewa i inne rośliny. Potem zapytam o to Flowy'ego.

Już miałam iść w lewo, aby dołączyć do kwiatka, gdy nagle z prawej strony usłyszałam kobiecy, bardzo dziwny głos.

- Poczekaj! Stój! - wołała do mnie łagodnie jakaś postać - Proszę, zaczekaj moje dziecko!

Poczułam narastający strach. Zobaczyłam pół-kozę-pół-
kobietę. Była cała pokryta białym, mocno zabrudzonym ziemią futrem, miała rogi, kozie uszy i kozi pysk z ostrymi zębami. Stała jednak na dwóch nogach, zamiast kopyt miała dłonie i stopy jak ludzie i nosiła ubranie, a konkretnie czarno-czerwony habit z dziwnym znakiem z przodu. A jej oczy... To były ludzkie oczy, jednak miały żółte białka, czerwone tęczówki i widać było w nich obłąkanie.
Cofnęłam się o krok, w razie czego gotowa do ucieczki.

- Nie bój się moje dziecko. Co tu robisz, jak się nazywasz? Dawno nie widziałam tu ludzi, wyglądasz tak smacz... To znaczy, tak ciekawie. Chciałabym Cię poznać. - gdy to powiedziała, oblizała się.

Czy ona chciała powiedzieć, że wyglądam smacznie? Boże, a jeśli to przed nią uprzedzał mnie Flowey?
Co mam robić, uciekać?

Niczym przywołany myślami, z ziemi wyłonił się Flowey.

- No co tak długo, czekam tam i czekam na Ciebie już nie wiadomo ile! - powiedział z uśmiechem.

Mój przestraszony wzrok podpowiedział mu, żeby się odwrócił. Gdy to zrobił, osłupiał. Jego oczy wyrażały czyste przerażenie, a uśmiech zmienił się w grymas.

- Oooo, widzę, że jest Was tu dwoje. Znakomicie. - ponownie się oblizała - Jestem Toriel, strażniczka Ruin. Miło mi powitać tak miłych gości na moim terenie.

Żadne z nas nie odważyło się odezwać. Staliśmy jak zahipnotyzowani. Teraz już na pewno wiedziałam, że to Toriel była tą osobą, przed którą ostrzegał mnie Flowey.

- Widzę, że jesteście troszkę przestraszeni. Nie macie się czego bać, zapewniam. Wiecie co? Mieszkam niedaleko stąd, trzeba iść tą ścieżką w prawo, a potem cały czas prosto. - wskazała łapą drogę - Gdy tylko będziecie mieć ochotę, wpadnijcie. Chętnie ugoszczę Was na mojej kolacji. - i po raz kolejny się oblizała.

Po tej niezbyt zachęcającej propozycji odwróciła się i odeszła tam, skąd wcześniej przyszła. Flowey spojrzał na mnie i zaczął cały się trząść.

- O n-nie... Widziała nas... T-to bardzo, BARDZO źle... - bełkotał - I... Dlaczego była taka miła? To dziwne...

- To przed nią mnie uprzedzałeś? Ale przecież nic nam nie zrobiła, dlaczego tak się przejmujesz?

- Nic nie rozumiesz... Ona jest szalona. To psychopatka. Jeżeli nie pójdziemy do jej domu, ona zabawi się w polowanie... Zapoluje na nas i zginiemy zapewne od jednej z jej pułapek. A jeśli do niej pójdziemy, ona najpierw miło nas ugości, poczęstuje ciastem. A potem, gdy przyjdzie czas kolacji... CIACH! To my będziemy daniem głównym. - wyjaśnił zmartwiony.

- Rozumiem. A gdzie jest droga, aby się stąd wydostać?

- I to jest największy problem. Przejście dalej znajduje się w jej domu.












------------------------------------------------

Hellow!
I oto nadszedł kolejny rozdział, a w następnym zmierzymy się z czymś ciekawym. Nastolatka i kwiatek VS mordercza koza. XD
Ciekawe kto wygra ;)

Do następnego razu koteczki!

Pragnienie   {Fell Sans x Reader} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz