Szalona ucieczka

522 37 30
                                    

Flowey nie wiedział co robić, ja tym bardziej. Pójście do jej domu było niczym wejście do jaskini wygłodniałego lwa, jednak jeśli kwiatek mówił prawdę i Toriel w razie naszej ucieczki zacznie na nas polować, to nie mamy z nią szans.

-Nie mamy wyboru - powiedziałam w końcu - I tak musimy tam pójść, skoro u niej znajduje się jedyne wyjście.

Kwiatek niechętnie pokiwał głową przyznając mi rację.

-Weź coś do obrony... tak w razie czego - doradził Flowey.

-Niby co, tu dosłownie NIC nie ma. Mam się obronić tymi uschniętymi listkami? - zapytałam ironicznie, naprawdę się stresowałam.

-Weź chociaż to - powiedział podając mi w miarę mocny patyk.

Z westchnieniem schowałam go z tyłu za paskiem spodni i przykryłam bluzką, aby Toriel go nie zobaczyła. Następnie ruszyliśmy powoli w stronę domu psychopatycznej gospodyni.

Stanęliśmy przed drzwiami jej domu o wiele szybciej niż byłam na to gotowa (jednak na takie coś chyba nie da się przygotować). Nie wiedziałam co robić. Zapukać? Wejść? Może jednak spróbować zawrócić, gdzieś się schować i potem uciec? Starałam się przekonać samą siebie, że to dobry pomysł, choć wiedziałam, że to nieprawda.
Nagle w domu kozy głośno coś huknęło. Jakby coś bardzo ciężkiego spadło na podłogę. Z zaskoczenia aż lekko podskoczyłam, a Flowey wspiął się na moje ramię i zawinął stabilnie lecz delikatnie swoją łodygę wokół mojego obojczyka. Trochę mnie to uspokoiło - w takiej sytuacji dobrze mieć zaufaną osobę jak najbliżej.
Trzęsącą się ręką zapukałam trzy razy w drzwi tak na pozór zwykłego, przytulnego domu. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale w razie czego przyjęłam postawę obronną.
Drzwi otworzyły się szeroko, a w progu stanęła Toriel uśmiechnięta od ucha do ucha, szczerzyła swoje ostre, białe zęby.

-Oh, witajcie! Nie spodziewałam się Was aż tak szybko, kolacja nie jest jeszcze gotowa, hee hee - powiedziała ze śmiechem - Ale to nie szkodzi, poczekacie w środku aż skończę.

Przesunęła się, abyśmy mogli wejść do środka. Cokolwiek gotowała ta koza, niesamowicie śmierdziało. Zaprowadziła nas do stołu, po czym kazała czekać i poszła do innego pokoju. Flowey zsunął się z mojego ramienia i po chwili cicho podążył za nią.

-Flowey - wyszeptałam - co Ty robisz??

-Chodź ze mną, ale bądź cicho. Chcę zobaczyć co ta wariatka ma zamiar nam dać do jedzenia.

Wychyliliśmy się z za rogu i ujrzeliśmy naszą gospodynię gotującą jakąś zupę. Dodawała do niej różne warzywa, które wyglądały na zgniłe i różne przyprawy. W pewnym momencie wzięła małe pudełeczko i wysypała część zawartości do garnka. Flowey cofnął się i zaczął dyszeć, ewidentnie coś go przeraziło.

-Co to było? Czy ona właśnie dodała do zupy jakiś popiół? - zapytałam zdziwiona.

-To nie jakiś tam zwykły popiół - odrzekł przyjaciel - To popiół z potworów. Nasze ciała po śmierci przemieniają się w to, co przed chwilą widziałaś w jej pudełku. To tak, jakby dodała do zupy zwłoki - wyjaśnił z obrzydzeniem w głosie.

To było tak niewiarygodne, że nawet nie potrafiłam odpowiedzieć. Flowey udał się wgłąb domu, aby poszukać wyjścia, ja natomiast dalej w ukryciu obserwowałam Toriel. Zachowywała się tak spokojnie, jak zwykła mama gotująca dla swoich dzieci. Nuciła pod nosem jakąś piosenkę, dodając do potrawy kilka kropli szkarłatnej cieczy z małej fiolki. Od razu wiedziałam, że to zapewne krew potworów. Nie miałam najmniejszej ochoty już na nią patrzeć, jednak musiałam, aby wystarczająco szybko ostrzec przyjaciela, aby wrócił na swoje miejsce. I tak też się stało - kozia kobieta nalała zupę do dwóch misek i zaczęła iść w naszą stronę.

Serce niemal wyskoczyło mi z klatki piersiowej. Na palcach "odbiegłam" od kuchni i szeptem zawołałam kwiatka. W ostatniej chwili usiedliśmy przy stole. Toriel postawiła przed nami miski, przez co poczułam odruch wymiotny. Koza usiadła obok nas i wlepiała swoje czerwone oczy w nasze twarze.

-Smacznego dzieci, to moje danie popisowe - oznajmiła z dumą.

Spojrzałam na przyjaciela, a on na mnie. Nie było mowy, abym chociaż zbliżyła usta do tego czegoś. To było ponad moje siły. Nagle Flowey szybko powiedział:

-Mogę poprosić o sól?

Upiorna kobieta niemal z radością wstała od stołu i szybkim krokiem udała się do kuchni po solniczkę.

- ______, musimy zejść na dół po schodach. Tam jest korytarz prowadzący do wyjścia, jestem tego pewien - szybko wyszeptał do mnie Flowey.

-Dobrze, tylko do cholery kiedy mamy uciec, skoro ona lada chwila się na nas rzuci. Widziałeś jak ciekła jej ślina, gdy tak się na nas gapiła?

-Wiem, widziałem. Spróbujmy stworzyć jeszcze jedną okazję, jak ja przed chwilą. Gdy tylko będzie szansa, od razu wiejemy najszybciej i najciszej jak się da.

Nic więcej nie zdążyliśmy powiedzieć, gdyż Toriel weszła do pokoju z solniczką i pieprzniczką. Postawiła je na stole i usiadła.

-Jak Wam smakuje zupa, dzieci? - zapytała dziwnym głosem.

-P...pyszna, proszę Pani - wyjąkał Flowey.

-T...tak, w...wyśmienita - dodałam.

-Hee, Hee, nawet nie wiecie jak miło to słyszeć. Rzadko mam okazję gotować. Zazwyczaj jedzenie przygotowuję jedynie dla siebie i mojego pupila...

-Ma Pani pupila? - kwiatek ciągnął temat, szukając jakiejś okazji do ucieczki.

-Oh tak, to mój kochany ślimak. Trzymam go w mojej sypialni. Bardzo dużo czytam o ślimakach, czy wiedzieliście, że...

-Czyyy mogłaby Pani nam pokazać tego zwierzaka..? - przerwał jej gwałtownie Flowey.

Toriel dziwnie na niego spojrzała, jednak energicznie wstała i pobiegła w drugą część domu, aby przynieść i zaprezentować nietypowego pupilka.

Gdy tylko opuściła pomieszczenie, przyjaciel głośno szepnął "TERAZ", na co pobiegłam za nim na schody prowadzące w dół. Tak jak mówił, był tam ciemny i bardzo długi korytarz. Biegłam co sił w nogach, trzymając na ramieniu towarzysza. Gdy miałam wrażenie, że nogi odmówią mi posłuszeństwa i upadnę na kolana ze zmęczenia, przed nami ujrzałam wielkie, zjawiskowe wrota, ozdobione przeróżnymi wzorami.

-Tak, Flowey, udało się! Szybko, pomóż mi otworzyć! - zawołałam podekscytowana.

Zaczęliśmy z całej siły pchać ogromne wrota. Te jednak...pozostały nienaruszone. Łzy napłynęły mi do oczu, zaczęłam panikować. Kwiatek też nie chciał w to uwierzyć, nie przewidział tego. Nasze serca stanęły na chwilę w miejscu, gdy usłyszeliśmy za sobą, w gęstej ciemności korytarza, głęboki, znajomy głos:

-Przykro mi dzieci, ale chyba będziecie musieli zostać na drugie danie

Hee...

Hee...








---------------------------------------------------

Juhuuuuu, powróciłam! ^^
Ostatnio bardzo często mam ochotę na pisanie, więc rozdziały będą pojawiały się co pewien czas, raz częściej, a raz trochę rzadziej (niestety jestem w klasie maturalnej, więc mam BARDZO dużo nauki i nie mogę sobie pozwolić na regularność :'c)
Jednak zrobię co w mojej mocy :D
Pozdrawiam Was cieplutko kochani <3

Pragnienie   {Fell Sans x Reader} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz